"Johansson's Mustache"

146 9 1
                                    

Stałam właśnie na skoczni oglądając drugą serię konkursu. Niestety wczorajsze kwalifikacje nie odbyły się przez wiejący zbyt silny wiatr. Zawodnicy byli przetrzymywani na belce po dobre kilka minut, a gdy wreszcie zapaliło im się zielone światło, podczas lotu w ciężkich warunkach musieli walczyć o jak najlepszą odległość i przede wszystkim bezpieczne łądowanie. Kwalifikacje były przerywane, a nawet przesuwane dwa razy, jednak za każdym razem nic to nie dało. Po oddaniu skoków przez piętnastu zawodników, w końcu została podjęta decyzja o odwołaniu kwalifikacji. Trenerzy byli źli. W sumie źli to mało powiedziane, od początku uważali, że trzeba było to odwołać i nie skazywać zawodników na walkę o każdy metr w tak strasznych warunkach. Dzisiejsze zawody, wraz z poprzedzającymi je kwalifikacjami przebiegały bez większych zakłóceń. 

Zacisnęłam mocno kciuki, kiedy na belce zasiadł Gregor. Patrzyłam na telebim, na którym było widać jak zapina wiązania i czeka na zielone światło. Chwilę później widziałam jak już sunie po zeskoku. Byłam zestresowana, bałam się o niego. Nam kibicom może się wydawać, że w takim skoku nie ma nic trudnego. Wchodzisz na belkę, zapinasz wiązania, czekasz na sygnał i jedziesz. Jednak dla mnie to wyglądało trochę inaczej. Podziwiałam ich za to co robią. Za odwagę albo nawet głupotę, za pasję. Nie każdy byłby w stanie chociażby zasiąść na samej belce, nie wspomnę już o skoku. Schlierenzauer wylądował  na stu dwudziestym szóstym metrze, co dawało mu ostatecznie trzecią pozycję. Zostało jeszcze trzech skoczków. Szanse, że uda mu się utrzymać zajmowane miejsce były bardzo małe, ale skoki były nieprzewidywalne, co nie raz udowodniły. Tu mogło stać się wszystko, dosłownie wszystko.

Niestety, Schlierenzauer zajął szóste miejsce, a sam konkurs wygrał Andreasa Wellinger. Było mi bardzo szkoda przyjaciela, ale wiadomo, że raz się wygrywa, a raz... Przegrywa. Taka kolej rzeczy i taki niestety jest sport. Ciężki, ale podobno uczy dyscypliny i przede wszystkim pokory. Po ponad dwóch godzinach spędzonych na wywiadach, robieniu zdjęć oraz nieco za długiej konferencji, która była nieodłączną częścią zawodów, wreszcie mogliśmy się udać do hotelu. Cieszyłam się na samą myśl o ciepłej herbacie z cytryną. Będąc na skoczni zdążyłam porządnie zmarznąć, co zaczęłam dopiero odczuwać przebywając we w miarę ciepłym pomieszczeniu, siedząc obok czegoś co miało robić za grzejnik. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i wraz z chłopakami ruszyłam w kierunku drzwi.

-Alicja zaczekaj!- usłyszałam niemiecki akcent Wellingera, kiedy właśnie przekraczałam próg budynku, w którym odbywała się konferencja. Chłopak biegł za nami przedzierając się przez innych dziennikarzy, którzy tak jak wszyscy kierowali się do wyjścia z budynku. 

-Coś się stało?- zaskoczona odwróciłam się w jego stronę i przepuszczając ludzi, poczekałam chwilę aż do mnie dołączy. Po bardzo krótkiej chwili lekko zmęczony Niemiec stał już obok mnie.

-Tak. Znaczy nie.- szybko się poprawił. Zdjął swoją niebieską czapkę z logiem firmy, zajmującej się dystrybucją jednego z najpopularniejszych energetyków na świecie i ze zdenerwowania przeczesał ręką swoje blond włosy.- Miałabyś może ochotę gdzieś ze mną wyskoczyć?

"Wyskoczyć? Na przykład na nic niezobowiązujące spotkanie towarzyskie przy ciastku i herbacie czy może na zacieśniającego relacje drinka?"

-Bardzo chętnie, ale może nie dziś.- powiedziałam patrząc na zmarnowane oblicze chłopaka. Biedny wyglądał jakby nie spał ze trzy noce, co mogły potwierdzać między innymi worki pod oczami. A może po prostu taka jest jego uroda?- Pewnie jesteś zmęczony po konkursie i tym wszystkim.- machnęłam ręką, pokazując nią w stronę pomieszczenia, z którego dalej wychodzili ludzie. 

Nie chciałam mu pokazywać, że tak naprawdę to ja byłam wykończona. Zdecydowanie potrzebowałam łóżka albo filiżanki mocnej kawy. Ostatnio miewam małe problemy ze snem. Nie mogę wcale zasnąć, a jak już mi się to uda to nie trwa to jedno zbyt długo, przez co chodzę później niewyspana oraz czego skutkiem jest wieczne zmęczenie. Staram się wykorzystać każdą wolną chwilę, by trochę się zdrzemnąć, ale jak widać nie zawsze mi się to udaje. Zachowuję się jak narkoman na głodzie tyle, że w tym przypadku ja  potrzebuję snu, który potrzebny mi jest do normalnego funkcjonowania. Jak tak dalej pójdzie to wyląduję na odwyku od kawy albo zacznę ją sobie przetaczać. Jest w ogóle coś takiego? Istnieje odwyk dla kawoholików? 

Around The Corner From DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz