"Voice of reason"

114 4 0
                                    

POV Gregor

Kolejny już raz zasiadałem na belce, ponieważ przez złe warunki, które panowały na skoczni sędziowie nie pozwalali mi oddać skoku. W końcu na ekranie przede mną pojawiło się zielone światło, zapalone przez Borka Sedlaka. Jak to się mówiło? Do trzech razy sztuka? Odepchnąłem się od metalowej belki dopiero wtedy, kiedy zobaczyłem jak chorągiewka z barwami Austrii, znajdująca w ręku Feldera kieruje się w dół. Sekundę później jechałem już po rozbiegu by następnie wybić się z progu. Lecąc, walczyłem z wiatrem wiejącym z boku, próbując skorygować sylwetkę tak, by wyciągnąć z tego skoku najwięcej jak się dało. Już lądowałem z telemarkiem, ciesząc się przy tym z bardzo dalekiego skoku, jednak pod wpływem silnego zderzenia z podłożem, którym był twardy jak beton śnieg jedno z wiązań nie wytrzymało. Straciłem równowagę i mimo iż próbowałem uniknąć poważnego upadku, z impetem uderzyłem głową o zeskok. Później niestety była już tylko ciemność.

Obudziłem się dopiero w szpitalu. Jednak krótko po moim odzyskaniu przytomności przyszedł do mnie lekarz, który poinformował mnie o diagnozie: lekkie wstrząśnienie mózgu, stłuczenia i zerwany mięsień prawego uda, zerwane więzadło wewnątrzstawowe w prawym udzie oraz stłuczenie klatki piersiowej. Powiedział także, że wypadek wyglądał bardzo poważnie i że miałem naprawdę dużo szczęścia, że to wszystko się tak skończyło. Możliwe, że także w ciągu najbliższych dwóch dni będzie czekał mnie jakiś zabieg. Byłem zły. Baa, zły to mało powiedziane. Byłem wręcz wściekły; na warunki panujące na skoczni, nawet na tą całą sprawę z Alicją, ale najbardziej obwiniałem siebie. Mogłem wylądować o wiele bliżej, może i straciłbym na odległości, ale przynajmniej miałbym pewność, że wyląduję bezpiecznie. Co ja w ogóle gadam?! Nie mam pewności czy dałbym radę ustać i czy to cholerne wiązanie wtedy też by nie nawaliło. Oczywiście pierwsze co zrobiłem, gdy dostałem od Krafta swój telefon to włączyłem filmik z moim upadkiem. Chłopaki odradzali mi oglądania tego, trener nawet próbował mi wybić to z głowy, przekonując logicznymi argumentami takimi jak: że to jest za wcześnie, że dopiero niedawno odzyskałem przytomność i powinienem teraz odpoczywać itd. Jednak ja wiedziałem lepiej. Wiedziałem, że muszę to zobaczyć na własne oczy. Po prostu musiałem. Nie interesowało mnie kto wygrał dzisiejszy konkurs. Wiedziałem jednak, że nie był to żaden z Austriaków i nie był to też Wellinger, co bardzo mnie ucieszyło.

***

Po wyjściu ze szpitala stwierdziłem, że muszę odpocząć zarówno fizycznie, jak i mentalnie i zapomnieć na chwilę o sporcie. Chociaż na jakiś czas. Może tak miało być? Może to było przeznaczenie. Przez pierwsze dni po operacji nie miałem motywacji, żeby zacząć rehabilitację kolana. Nasz kadrowy fizjoterapeuta ochrzanił mnie za ten marazm i kazał wziąć się w garść. Nie dla sportu, a chociażby dla samego siebie. Próbowałem odciąć się od wszystkiego co mnie łączyło ze skokami, unikałem spotkań z kolegami, nawet odinstalowałem instagrama ze swojego telefonu. Jednak nic to nie dało, gdy przestałem odpisywać zaczęli dzwonić. Kiedy w końcu przestałem od nich odbierać to zaczęli przyłazić pod mój dom. Za wygraną nie dawała także pewna dziennikarka z Polski. Tyle, że na szczęście w jej przypadku odwiedziny w moim mieszkaniu nie wchodziły w grę. Z nią także nie miałem ochoty rozmawiać, ale ona cały czas dzwoniła, pisała, nawet dostałem ze dwa zdjęcia śmiesznych kotów. W końcu dziewczyna chyba zrozumiała, że nie mam ochoty z nikim rozmawiać i po kilku dniach się poddała. Nie pisała, nie dzwoniła... W pewnym stopniu cieszyłem się, że dała mi w końcu święty spokój, którego tak bardzo teraz potrzebowałem. Inni mogliby wziąć z niej przykład i także zaniechać wszelkich prób kontaktu ze mną. Ale z drugiej strony, kiedy przestałem dostrzegać jej numer w nieodebranych połączeniach poczułem ukłucie w sercu. Czułem, że właśnie opuściła mnie osoba, którą uważałem za bliską mojemu sercu.

Around The Corner From DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz