Rozdział 3 - Nie moje bitwy...

6.5K 329 5
                                    

Nic nie jest takie proste jak zakładałyśmy z dziewczynami. Nie... To nie całkiem tak. Zrealizowałyśmy nasze plany. Otworzyłyśmy klub, o którym marzyłyśmy jeszcze na studiach. Dlaczego klub? Proste... Zdarzało nam się chodzić na imprezy. To nie tak, że przez cztery lata siedziałyśmy zamknięte w czterech ścianach, ucząc się do egzaminów. Z nas czterech, to chyba ja prowadziłam najbardziej szalone życie. Studiowałam, jeździłam na pokazy i sesje. Moje życie było tak wypchane datami, że czasami zastanawiam się, jakim cudem ukończyłam studia. Ale do rzeczy... Pomysł na otwarcie klubu narodził się najpierw jako żart, gdy na jednej z imprez nie dość, że nie było jak potańczyć, to jeszcze muzyka była totalnie do bani. W zasadzie tak wyglądała każda weekendowa impreza, w każdym z dwóch klubów jakie były w St Andrews.

Uwierzycie? Może miasto nie jest duże, nazwałabym je nawet miasteczkiem, ale mając tak sławny uniwersytet i tysiące studentów, wydawać by się mogło, że lokali tego typu jest przynajmniej kilka. Były. Dokładnie dwa. A potem niestety tylko jeden. Ciasno, duszno, muzyka jak z horrorów. Właśnie w czasie jednej z takich imprez, gdy zaczęłyśmy z dziewczynami narzekać na ścisk i ogólnie na całokształt życia w tak ograniczonej kulturowo mieścinie, któryś z naszych kolegów rzucił tekstem.

- Jak wam się nie podoba to otwórzcie własny klub.

Spojrzałyśmy na siebie z dziewczynami. A dlaczego, do cholery, nie?

Tak to się zaczęło. Głupi komentarz i ruszyła lawina pomysłów. Wszyscy pukali się w głowy. Nie uda wam się... Idiotyczny pomysł... Wariatki... Marzycielki... Tego typu komentarzy było więcej, a my udowodniłyśmy, że czasami warto jest postawić na marzenia.

Tyle, że w między czasie coś zaczęło się dziać... Coś, co szarpie nami do tej pory. Jedynym plusem jest to, że nagle w naszym życiu pojawiło się dwóch mężczyzn. Niebezpiecznych i bardzo tajemniczych, jeżeli chcecie znać moją opinię. Raul Navarro, przez którego nasza miła i spokojna Gabi zamieniła się w krzyczącą furię. Już za samo to Raul trafił na moją listę ulubieńców. Jemu udało się to, czego nam niestety nie. Zmienił Gabi. Tak, jakby stworzył ją na nowo i ta nowa zdecydowanie bardziej nam się podoba.

Drugi z mężczyzn... Cruz Moreau. Z początku nie znosiłam gościa. Przez niego Dani cierpiała. Tak bardzo, że zniknęła na dwa miesiące, żeby dojść do siebie. Czy jest lepiej? Czasami wydaje mi się, że tak. Cruz, gdyby tylko mógł wtopiłby się w jej cień. Gdy tak patrzę na niego, jak obserwuje Dani, przychodzi mi na myśl, że jest jej tarczą. Zawsze obok, gotowy w każdej chwili jej obronić.

Jakby nie dość było zmartwień, na horyzoncie pojawiło się kolejne Wielkie Zło. Od sześciu lat trzymało się na odległość, dryfując jak tratwa. Widziałam je, wiedziałam o jego istnieniu, ale nie przejmowałam się nim. Miałam jeszcze czas. Czas, który właśnie nieubłaganie zbliża się do mety. Nabrało wiatru w żagle i pruje jak lodołamacz prosto na mnie.

Wielkie Zło... Cristobal de la Hoja... Ostatni zapakowany karton z mojej przeszłości...

Nie spodziewałam się, że zaatakuje Raula. Nigdy wcześniej nie reagował w żaden sposób na plotki na mój temat pojawiające się w prasie, a było ich niemało. To co powiedziała Arii... Wierzyć mi się nie chce, że Cristobal posunąłby się do czegoś takiego. Z drugiej strony... Co ja o nim wiem? Sześć lat to szmat czasu. Mógł się zmienić, mógł stać się jeszcze większym sukinsynem niż był cztery lata temu, gdy ostatni raz z nim rozmawiałam.

Już nie znam Cristobala. Może nigdy nie znałam?

Siedziałyśmy z dziewczynami w naszym lofcie, który bez Gabi jest pusty i taki pozbawiony energii. Od pamiętnej rozmowy, gdy wyznałam prawdę o sobie, minęły zaledwie dwa dni. Dzisiejszy dzień spędzamy tylko w naszym babskim gronie. Raul z Cruzem mieli do załatwienia jakieś pilne sprawy.

Alejandra. Grzech miłości... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles. Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz