Rozdział 12 - Prawo własności...

5.8K 304 30
                                    

Lucy

Zastanawiam się, czy ten cholerny wieczór nigdy się nie skończy...

Jeżeli przeznaczenie ma dla mnie jeszcze jakieś niespodzianki, to niech lepiej poczeka na moje drugie wcielenie. Może wtedy będę miała więcej cierpliwości, bo w tej chwili, po wątpliwej przyjemności spędzenia w towarzystwie Cristobalem niespełna godziny, nie mam jej za grosz.

Odwróciłam się mierząc wzrokiem kolejnego ducha z mojej cholernej przeszłości. Normalnie, dzień pieprzonych cudów i zmartwychwstań... A mówią, że zombie nie istnieje. Widocznie na zewnątrz jest jakaś totalna zawierucha, która pozrywała płyty nagrobków. Na dodatek musi padać jakiś radioaktywny deszcz i w efekcie mam przed sobą to coś.

- Powinnam sprawdzić prognozę pogody przed wyjściem – mruknęłam. – A może wiadomości BBC?

- Co?!

- Gówno. I tak tego nie zrozumiesz. Przewyższa to poziom twojej inteligencji, Monico.

Monica, pieprzona suka, Santos... We własnej osobie, zaledwie dwa metry ode mnie. Chyba pomyliły się jej imprezy, bo to co miała na sobie... Wystarczy powiedzieć, że nawet Arii nie ubrałaby się tak na wyjście do klubu. Czerwona sukienka z błyszczącymi cekinami ledwo zakrywała jej pośladki, a przez głęboki dekolt wylewały się na wierzch piersi. Wyglądała jak zdzira, którą w rzeczywistości była. Westchnęłam przeciągle, dając tym samym znać Arii, żeby siedziała cicho.

Nie mam co liczyć na cud, Jezus wykorzystał już wszystkie, ale może na starość ta wściekła suka zmieniła się odrobinę. Może stępiła zęby obciągając Cristobalowi, a może straciła je zawzięcie zgrzytając, gdy widziała go z innymi kochankami? Któż to może wiedzieć?

No, Lucy... Nie bądź taka wredna... Daj kobiecinie szansę...

- Proszę... Lucinda Romero... Kto by się spodziewał...

A miałam dobre chęci, przysięgam!

Obserwowałam jak powolnym krokiem, kołysząc biodrami podchodzi do miejsca, w którym stałam. Odłożyła na bok torebkę, a obok niej kartę magnetyczną do pokoju. A dokładnie... Do pieprzonego apartamentu prezydenckiego!

- Osobiście wolałabym cię nigdy więcej nie oglądać – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku aż zagotowałam się z wściekłości. – Ale nie można mieć wszystkiego.

- Zrobiłaś się strasznie wyszczekana, dziwko – syknęła marszcząc brzydko czoło.

– Muszę cię zdziwić, Monico, ale na swoich nie szczekam. Mów, co masz do powiedzenia, bo jak się domyślam, nie przyszłaś za mną do toalety, żeby zaprosić mnie na piżama- party.

To nie mogło być przypadkowe spotkanie. Mówiąc szczerze, gdzieś przed kolacją odniosłam wrażenie, że mignęła mi wśród tłumu. Przyznacie, że raczej trudno nie zauważyć tak świecącej kiecki, ale nie dane mi było przyjrzeć się uważnie temu chodzącemu zjawisku bezguścia, ponieważ Cristobal właśnie w tamtym momencie objął mnie prowadząc w stronę restauracji. Potem zupełnie o niej zapomniałam siłując się z nim na słowa i starając się zrozumieć, jakim, kurwa mać, cudem siedzimy razem. 

W tej właśnie chwili, kochanka mojego męża, wyczujcie proszę zamierzoną ironię, wbija we mnie wypełnione furią gały. Wiecie co? Doszłam do wniosku, że to moje papierowe małżeństwo jednak na coś się przydało. Pomijając fakt, że Cristobal to największy skurwiel na tym świecie, to gdyby przed laty ożenił się z Monicą, ta wredna suka zniszczyłaby życie Leonii. Nie wiem co ma w głowie Cristobal, że od tylu lat nie zdaje sobie sprawy, kim tak naprawdę jest Monica. Chyba, że pomyliłam części ciała i powinnam wspomnieć o fiucie. To raczej ten organ, a nie Cristobal de la Hoja, podejmuje większość jego decyzji. Przynajmniej tych związanych z tą kobietą.

Alejandra. Grzech miłości... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles. Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz