Rozdział 24 - Przeprowadzam się do Rio...

6.3K 325 46
                                    

Lecimy do Rio! Nie mogę w to uwierzyć. Do końca myślałam, że Gabi żartuje i zamiast na plaży, wylądujemy w zimnym Londynie. Jednak ta kochana wariatka postawiła na swoim i organizuje swój wieczór panieński w Rio de Janeiro. Rano przyjechał po nas dziwnie milczący Ross. Na nasze pytania odpowiadał bardziej niż powściągliwie, choć pod koniec podróży zauważyłam, że z trudem hamuje śmiech. Jak się później okazało, dostał wyraźne wytyczne, żeby nie udzielać nam żadnych informacji o tym, co się działo, gdy dziewczyny wróciły i to bez nas. Identycznie zachowywały się one same, gdy tylko pojawiłyśmy się w samolocie. Na każde nasze pytanie, na ich twarzach pojawiał się szeroki uśmiech. Wredne konspiratorki i tyle.

Sam samolot, o którym mówiła Gabi... Obraz rozpusty i tyle. Nie wiem czego się spodziewałam, ale widok trzech sypialni, obszernego salonu, sali kinowej z wielgachnym telewizorem, baru, biblioteki i co najmniej czterech innych pomieszczeń o niezidentyfikowanym jak na razie przeznaczeniu, to za wiele jak na mnie. A wszystko w czerni i jasnym beżu.

Zapadłam się w miękkim w fotelu czując na sobie ciekawskie spojrzenia dziewczyn. Przez sekundę bałam się, że w jakiś sposób dowiedziały się o mojej tajemnicy i zaraz wszystko się wyda.

- Co jest? – wymieniłam zdziwione spojrzenia z Leonią, która siedziała obok mnie.

- Nawet nie zapytacie? – szczuła Arii z wielkim uśmiechem na twarzy.

- A niby o co? – rzuciła Leonia trącając mnie dyskretnie kolanem. – Jak minęła wam podróż?

- Mogłam się tego spodziewać – westchnęła Arii. – Przebywanie z Romero wyraźnie wyostrzyło ci sarkazm, señorita de la Hoja.

Rio przywitało nas słońcem. Tego mi trzeba było, czuć, jak promienie wnikają każdym porem skóry ładując moje akumulatory. Przyda mi się po ostatnich tygodniach i stresie. Wyszłam z samolotu ostatnia i stojąc w otwartych drzwiach oddychałam ciepłym powietrzem. To jest to... Trzydzieści stopni i ani jednej chmurki na błękitnym niebie. Na płycie lotniska czekała na nas limuzyna i przystojny szofer.

- Jeżeli wszyscy Brazylijczycy tak wyglądają, to przeprowadzam się tu zaraz po ślubie Gabi i Raula – stwierdziła Leonia zerkając na kierowcę.

- Możesz tylko o tym pomarzyć, Leonio. Twój brat będzie miał na ten temat dużo do powiedzenia, a powtarzającym się wyrazem będzie słowo 'NIE', w różnych konfiguracjach. Jak myślisz, Arii?

- Masz rację, Dani. Zacznie od 'nie ma mowy', a skończy na 'nie ma, kurwa, mowy'.

- Też mi się tu podoba, dziewczyny – poparłam pomysł Leonii, patrząc przez szybę jadącego samochodu na biały piasek na plaży Copacabana. – Nie martw się, Leonio, przeprowadzimy się razem.

- Hymm, w tym wypadku Cristobal zacznie od 'po' – zamruczała Gabi.

- 'Po jaka cholerę?'

- Nie, aniele. 'po moim trupie' – parsknęła śmiechem.

Leonii chyba spodobała się wizja wściekłego Cristobala na wieść o przeprowadzce do Brazylii. Jej ataki śmiechu towarzyszyły nam całą drogę do hotelu.

Jakoś nie czułam tej radości. Od kilku dni wciąż zastanawiam się, jak teraz będzie wyglądało moje życie. Wiecie jak domyśliłam się, że spodziewam się dziecka? Filmowo, rzekłabym. Nie miałam żadnych objawów jak mdłości, zwiększony apetyt czy ogólne zmęczenie. Wciąż ta sama ja... Mam ochotę walnąć głową w szybę, że wcześniej się nie zorientowałam. A dlaczego filmowo? Oglądałam z Leonią przedostatnią część sagi 'Zmierzch'. Kojarzycie ten moment? Kosmetyczka wypełniona tamponami? To już macie wizję tego jak nagle zamarłam wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Kompletne zaskoczenie i przerażenie, że moja kosmetyczka wygląda dokładnie tak samo.

Alejandra. Grzech miłości... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles. Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz