Rozdział 18 - Jedyne wyjście...

6.2K 314 8
                                    

Lucy

Czas gnał jak szalony. Od chwili, gdy wzburzona Leonia opuściła nasz loft minęło już kilka tygodni. Mówiąc o względnym spokoju, jaki panował w tym czasie popełniłabym duże niedopowiedzenie. W zasadzie gigantyczne. Wszystko działo się tak szybko, że czasami miałam wrażenie, że nie wysiadamy z pędzącej karuzeli.

Następnego dnia, gdy emocje opadły, pojechałam do mojego lekarza. Bałam się, że ostatnie przejścia oraz to co zrobił mi Cristobal, pogorszyło mój stan. Na szczęście wszystko było w porządku. Serce pracowało jak należy i choć zawsze będzie już słabsze, to w dalszym ciągu pika. Dużo wypoczynku, mało stresu i jakaś niezbyt wymagająca aktywność fizyczna. Złote środki jednego z najlepszych kardiochirurgów w kraju, który od dawna nakłania mnie do operacji. Ten człowiek uratował mi życie i to dwukrotnie. Był moją wyrocznią, choć zdarzały się sytuacje, że zaślepiona gniewem przekraczam wytyczone przez niego granice.

Po awanturze jaka rozpętała się po spotkaniu z adwokatami, Cristobal zniknął. Wyjechał czy rozpłynął się w powietrzu... Wmawiałam sobie, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

Przez następne kilkanaście dni przechodziłam istne piekło. Nie mogłam spać martwiąc się przedłużającym się milczeniem Leonii. Jeżeli dalej będzie ignorowała moje próby kontaktu, będę zmuszona polecieć do Meksyku. Nie pozwolę, żeby dalej się zadręczała czymś, co stało się tyle lat temu. Leonia była wtedy dzieckiem, nie zdawała sobie sprawy, że tym co zrobiła wywoła takie zamieszanie.

Do tej pory nie rozmawiałam z Cristobalem o Leonii. Gdy pojawiał się u nas, co zdarzało się raczej rzadko, wychodziłam zamykając się w swojej sypialni. Patrzenie na niego było jak sypanie soli na wciąż otwarte rany. Cierpiałam. Z miłości. Z tęsknoty. Z pragnienia.

Najlepszym lekarstwem było ignorowanie jego obecności. Jezu! To było tak cholernie trudne! Czułam wieczny niedosyt, byłam jak narkomanka na odwyku. I nienawidziłam się za to.

W trakcie jednej z wielu bezsennych nocy podjęłam decyzję o operacji. Nie mogę już tak dłużej żyć, wciąż nasłuchując, czy moje serce dalej bije. Oczywiście nie teraz.

Najbardziej realny termin to wczesna wiosna. Na początku stycznia czeka mnie ostatnia sesja fotograficzna, z której niestety nie mogę się wymiksować. Do tego czasu wszystko powinno się ułożyć. Leonia w końcu zrozumie, że nie ponosi winy za moje małżeństwo. Jeżeli ktoś tu jest winny, to tylko ja i Cristobal. Powinniśmy wtedy wspólnie przeciwstawić się Amadorowi i odmówić udziału w tej całej farsie.

W farsie, która niestety dalej trwa. Nie doszło do nieważnienia małżeństwa i to z winy Cristobala. Nie chcę w tej chwili roztrząsać powodów jego postępowania. To i tak niczego nie zmieni. Wiem, że tamtej nocy nie wykorzystał sytuacji, a nasze małżeństwo nadal pozostało nieskonsumowane. Mogłabym pójść do lekarza, przebadać się i na nowo starać się zakończyć nasz związek w ten sam sposób, jednak nie zrobię tego.

Duma to moje przekleństwo i jedyne co mi pozostało. Nie zależy mi, aby Cristobal dowiedział się prawdy. Wystarczy, że ja wiem jak jest naprawdę, a dzielenie się z nim swoją przeszłością nie wchodzi w grę. Moja szafa nadal jest zamieszkana przez duchy, o których on nie może się dowiedzieć.

Co w takim razie mi pozostaje?

Za każdym razem, gdy myślę o tym, przechodzi mnie dreszcz. Nie jestem fanatyczną katoliczką biegającą co niedzielę do kościoła, ale zostałam wychowania w poszanowaniu tej religii. Rozwód to coś, z czym nie może pogodzić się moje sumienie. Dopóki śmierć nas nie rozłączy, albo... Albo dopóki Cristobal nie złoży wniosku rozwodowego. Nie mam zamiaru walczyć o coś, co nigdy nie zaszło dalej niż podpis na akcie małżeństwa. Może się mylę, ale wydaje mi się, że jeżeli chodzi o wiarę, to Cristobal nie przejmuje się takimi rzeczami.

Alejandra. Grzech miłości... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles. Tom 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz