Lucy
Meksyk, dwa lata później...
Parsknęłam śmiechem widząc z daleka wykrzywione usta Cristobala. Znam go, nawet lepiej niż on siebie i choć teraz stoi z rękami w kieszeniach, wykrzywiając usta na widok podjeżdżających pod dom samochodów, doskonale wiem, że uwielbia te wizyty.
Wciąż ma na pieńku z Raulem i jak Boga kocham, gdy tych dwóch zaczyna sobie dogryzać, to razem z Gabi mamy ochotę trzepnąć jednego i drugiego, ale tak, żeby poczuli to bardzo dobrze. Trzepnąć, a potem zagrozić spaniem przez tydzień na kanapie. Dla nich bodaj jeden dzień bez seksu tak czysty obłęd.
Przypomniał mi się tamten dzień sprzed ponad dwóch lat, gdy Cristobal swoimi czarcimi sztuczkami zmusił mnie do przyjęcia pierścionka zaręczynowego.
Kiedy będąc jeszcze dzieckiem myślałam o dniu, gdy mężczyzna, z którym będę chciała spędzić resztę życia nareszcie mi się oświadczy, widziałam dokładnie, jak to będzie wyglądało. Miało być romantycznie i cudownie słodko. Miały być kwiaty, odpowiednia muzyka, może szampan i całe to oczekiwanie, gdy przemawiał będzie tymi wszystkimi słowami, pytając na koniec, czy zostanę jego żoną.
Tak sobie to wyobrażałam.
W rzeczywistości przeżyłam zdecydowanie zapierające dech w piersi oświadczyny, za muzykę robiły nasze głośne jęki i dyszenie, a czułe słówka bardziej przypominały rozkazy, które brzmiały jak warknięcia, podczas gdy mężczyzna, z którym chciałam spędzić resztę życia, właśnie pieprzył mnie po raz któryś.
Dziewczyny, zdecydowanie mój dzień wart był zapamiętania, choć pewne fakty i zdarzenia powinny być ocenzurowane. Dlatego musimy uzgodnić z Cristobalem oficjalną wersję dla naszej córki, gdy pewnego dnia o to zapyta. Przecież nie mogę powiedzieć jej, że jej tata postanowił przemówić mi do rozumu, pieprząc jak szalony i nie pozwolił dojść, dopóki nie zgodziłam się za niego wyjść.
Czasami warto jest wierzyć w bajki...
Tak się jakoś utarło od samego początku, że co najmniej cztery razy do roku spotykaliśmy się wszyscy w naszym domu. Z roku na rok przybywało nam członków naszej dziwnej rodziny. Już nie tylko o nasze tyłki musieli zadbać nasi mężczyźni. Za każdym razem, na kilka tygodni przed 'zarazą' jak miał zwyczaj mówić, Cristobal spędzał długie godziny z pozostałymi mężczyznami ustalając szczegóły zapewnienia maksymalnej ochrony. W końcu w jednym miejscu zjawiali się naprawdę wpływowi i bogaci ludzie. Brakowało tylko śmigłowców i dronów pilnujących przestrzeni powietrznej nad hacjendą.
Dawało to panom szansę na skupienie się na czymś innym niż my. A my w tym czasie zazwyczaj coś knułyśmy...
Dzisiaj jest szczególny dzień. Dla mnie ważniejszy był pierwszy ślub, ale Cristobal cieszył się jak dziecko z tego drugiego. Miałam zamiar kłócić się z nim o to, ale gdy powiedział tym swoim ochrypłym głosem, że zawsze marzył, abym szła do niego uśmiechnięta i szczęśliwa, nie miałam serca mu odmawiać.
Tak więc obchodziliśmy dwie rocznice ślubu, a ta dzisiejsza to właśnie ta Cristobala. Mam dla niego prezent i mówiąc szczerze, nie bardzo wiedziałam czy będzie z niego zadowolony. Przygotowanie jakiejkolwiek niespodzianki w tajemnicy przed tym mężczyzną graniczyło z cudem. Już pomijam to, że cała posiadłość jest tak okablowana i monitorowana tak, że nawet w Białym Domu nie mają takich urządzeń.
Dom niby wielki jak lotnisko, ale gdy przyjdzie coś ukryć przed Cristobalem, to nie ma szans. Wywęszy wszystko. Dlatego tym razem, poprosiłam dziewczyny o odebranie i przywiezienie mojego prezentu.
- Co tam, Romero? Stresujesz się? – wesoły głos świsnął mi koło ucha, gdy nasza złotowłosa lady przegalopowała przez salon w stronę otwartych drzwi tarasowych.
CZYTASZ
Alejandra. Grzech miłości... Dziewczyny z klubu Fallen Angeles. Tom 3
RomanceLucy... Miłość do nieodpowiedniego mężczyzny to piekło, przez które przechodzę każdego dnia, od prawie dziesięciu lat. Czekam na dzień, w którym mój koszar dobiegnie końca. Ten mężczyzna zabrał mi wszystko, zostawiając roztrzaskane serce i marzenia...