⦅Prolog⦆

4.2K 195 55
                                    

Młody samiec alfa przekroczył próg jednego  z miejscowych klubów. Raczej nie zdarzało mu się bywać w takich miejscach. Teraz jednak miał co świętować. Obalenie watahy, która sprowadziła na niego dużo nieszczęścia. Czekał na to dwa bardzo długie i intensywne lata. I, mimo że jego problemy się nie skończyły, to ogromny kamień spadł mu z serca.

Usiadł, wbijając się w kąt. Nie chciał pozostawać w centrum uwagi. Dzisiaj zamierzał spędzić wieczór jedynie we własnym towarzystwie. Obserwował bacznie ludzi. Ta rasa od zawsze go intrygowała. Tak słabi, a mają się za panów świata. To pewne zapatrzenie w samych siebie było wręcz zabawne. W końcu jak przez własne uwielbienie można pominąć istnienie wilkołaków. Skrajna głupota z odrobiną ignorancji.

Śledząc spojrzeniem ludzi przebywających w klubie, jego wzrok zatrzymał się na kobiecie. Jej idealną figurę opinała czerwona dopasowana sukienka. Ciemne włosy swobodnie, opadały na jej ramiona otulając delikatną twarz. W tym świetle, a raczej jego braku, ciężko było mu stwierdzić jaki kolor mają oczy tej wyjątkowej istoty. Jednak jedno było pewne. Musiał być równie idealny, jak cała ona. Nie była jego mate. Tego po zaledwie jednym spojrzeniu mógł być pewien. Mimo to kobieta była przepiękna.

Dopiero kiedy uśmiechnęła się w jego kierunku, prezentując idealnie proste zęby zorientował się, że patrzy na nią zdecydowanie zbyt długo. Z pewnym bólem oderwał od niej wzrok. Teraz było jednak za późno. Kobieta podeszła do niego i zajęła miejsce przy jego stoliku. Jednym płynnym gestem odgarnęła swoje długie ciemne włosy z twarzy.

- Widzę, że wpadłam Ci w oko - stwierdziła żartobliwie, przygryzając dolną wargę.

- Ciesz się tym małym zwycięstwem - rzucił, nawet na nią nie patrząc. Jego wzrok był skupiony na reszcie klubowiczów.

- Czyżbym powinna czuć się zaszczycona faktem, iż popatrzyłeś na mnie dłużej niż pięć sekund?

- Zważywszy na to, kim jesteś ty, a kim ja, to tak - tym razem na nią spojrzał. Jego jak zawsze zimne oczy nie wyrażały żadnych emocji. Ani znudzenia, ani zachwytu. Jakby dawno był już martwy. A przynajmniej gdzieś tam w środku.

- A kim ty jesteś? - spytała, jednak nie doczekała się odpowiedzi. - Azala - rzuciła, podnosząc się z miejsca.

- Saul - ponownie wbił w nią przenikliwe spojrzenie. Zupełnie jakby próbował dostrzec jej duszę.

- Jestem tutaj w każdy piątek o tej samej godzinie - odwróciła się, by wrócić do stolika gdzie czekały jej przyjaciółki.

- Liczysz, że tutaj dla ciebie przyjdę? - spytał z kpiną. Miał wokół siebie wiele kobiet. A on nigdy się nie starał. Nie miał tego w zwyczaju. Raczej wolał, nie poświęcać temu więcej czasu niż musiał.

- Jeśli jesteś warty mojej uwagi to tak - oświadczyła, po czym odeszła.

Mimo początkowej niechęci, Saul zjawił się w tym samym miejscu w następny piątek. Nie mógł uwierzyć, że to robi. Początkowo próbował wmówić sobie, że nie robi tego dla niej. Jednak dobrze wiedział, że to nieprawda. A okłamywanie samego siebie było skrajną głupotą. Chociaż jego duma cierpiała na myśl, że robi coś dla jednej ludzkiej kobiety.

Ponownie zajął to samo miejsce. Azala zajęła miejsce przed nim, wyrastając niemal znikąd kilka sekund wcześniej. Zmierzył ją uważnym, wilczym spojrzeniem. Dzisiaj miała na sobie zwykłą koszulkę i skórzane spodnie. Wyglądała niemiej cudownie niż ostatnio.

- Wiedziałam, że przyjdziesz - jej usta ułożyły się w cwaniacki uśmiech.

- Skąd wiesz, że przyszedłem dla ciebie? - jego twarz nadal była kamienna, mimo iż w duchu przeklinał się za tą uległość.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz