⦅XXVII⦆

1K 77 11
                                    

Edith zgodnie z namową swojego mate odczekała chwilę, zanim weszła do sali. Aby nie wzbudzić jeszcze większej paniki, zamierzała udawać spokojną. W końcu, kiedy alfa jest przerażona, reszta watahy wpada w jeszcze większą panikę. A tego teraz najmniej potrzebowała. Musiała zmobilizować watahę. Musiała zmobilizować ich do walki, która z góry była przegrana. Doskonale wiedziała, że wysyła ich za rzeź, co wcale nie czyniło tego zadania łatwiejszym.

Stanęła na podwyższeniu, starając się wybrać odpowiednie słowa. Musiała sprawić, że wilkołaki, które nie pałają do niej sympatią, pójdą za nią na śmierć. Wydawało się to prawie niemożliwe. Jednak dziewczyna musiała to zrobić. Dzisiaj nie mogła zawieść ani siebie, ani watahy.

- Zapewne już wiecie, czemu tuta jesteście. Ominę więc zbędne szczegóły i będę się streszczać. - Zaczęła, prostując się dumnie. - Stajemy w obliczu wojny wypowiedzianej nam przez alfę Ziro. Nie będę się oszukiwać. Wiem, że mnie nienawidzicie i nie macie ochoty za mnie ginąc. - Stwierdziła, przesuwając wzrokiem po zgromadzonych. - Jednak wiecie, że tylko tak możecie przeżyć.

- Alfa nie zaoferował żadnej ugody? - z tłumu dało się usłyszeć pytanie, na które Edith musiała odpowiedzieć.

- Zaoferował. Jeśli poddamy się do wschodu słońca oszczędzi wszystkich do trzynastego roku życia. Od trzynastego do osiemnastego zamknie i osadzi, kiedy osiągną pełnoletniość. Natomiast wszyscy dorośli zostaną osadzeni przed sądem.

- Więc czemu na to nie pójdziemy? - ktoś inny wystąpił przed tłum, na co inny zareagowali zasypując alfę pytaniami. Przez co wszystkie głosy zlały się w nic nieznaczący hałas, który przerwał śmiech Edith.

- Serio uważacie, że kogoś oszczędzą? Życie w stadach banitów jest najpoważniejszym ze wszystkich przestępstw. Osądzą was i każdego zabiją. A wasze dzieci? Do trzynastego roku życia może zostaną oszczędzone. Jednak ich życie stanie się piekłem. I każdy kto wierzy, że będzie inaczej, jest naiwnym idiotą. - Oświadczyła bardzo pewnie. Wiedziała jakie wilki mają podejście do banitów i wiedziała, co ich czeka.

- Więc mamy za tobą iść, mimo że to ty jesteś źródłem tego problemu? - wataha nie zamierzała dać tak łatwo za wygraną.

- Tak. Bo może to i moja wina. Jednak tutaj jestem. Mogłabym uciec, zostawiając was na pastwę losu. W końcu to mnie chcą najbardziej. - Stwierdziła, schodząc z podestu. - Jednak tutaj jestem. Nasze początki nie były dobre. Jednak liczę, że jesteście na tyle rozumni, iż zdajecie sobie sprawę z tego, że walka u mojego boku to wasza ostatnia deska ratunku. Więc pytam was. Walczycie czy giniecie?

- Lepiej umrzeć z godnością niż walczyć u boku banity! - wykrzyczał jeden z mężczyzn, na co część sali zaczęła wiwatować.

Serce Edith ponownie przyspieszyło. Nie była gotowa na to, że sfora będzie wolała śmierć od walki u jej boku. W tym momencie zrozumiała jak głęboko zakorzeniona do niej samej jest nienawiść watahy.

- Widzicie to? - pokazała na bliznę na swoim brzuchu. - Miałam dziesięć lat. Zrobił mi to wilk. Nie banita, a jedna z delt oficjalnej watahy. - Wyznała  wracając do jednego ze swoich najbardziej bolesnych wspomnień. - Rozciął mi skórę aż do organów wewnętrznych. Pazury miał zanurzone w werbenie. Chciał mnie zabić. Mnie, niewinne, cholerne dziecko tylko dlatego, że byłam córką Holta. To zrobiły te dobre wilkołaki. Te, których tak bronicie. - Jej tęczówki stały się krwisto czerwone. - Wiecie, jaka jest prawda? Różnimy się tylko tym, że banici przyznają się do własnych okrucieństw wy nie. - Czuła, że straciła nad sobą kontrolę. Była wściekła. I to z bardzo wielu powodów. - Myślicie, że to będzie szybka śmierć? Gówno prawda. Ubiczują was lub utopią. Może poleją srebrem, żeby zrobić pokaz. Staniecie się przykładem dla reszty. Taki będzie wasz piękny koniec.

Edith skierowała się do wyjścia. W jej głowie tkwiła tylko jedna myśli. 'Już jesteśmy martwi'. Wiedziała, że wataha się podda. Pokłonią się alfie Ziro, a ten skatuje ich w ramach przestrogi. Jednak to oni wybrali dla siebie taki los. Ona nic nie mogła z tym zrobić. Każdy miał bowiem własną wolę. Jej wataha nie zamierzała iść za nią na tę wojnę. Więc w zasadzie czy kiedykolwiek była jej?

Zanim jednak zdążyła opuścić sale, przed nią stanęła luna watahy. Spojrzała na nią błagalnie. Nie była gotowa na śmierć. A zwłaszcza na okrutny wybór, jaki przychodzi tuż przed śmiercią.

- Nie - jej ton stał się bardzo stanowczy. - Nie zmuszę ich, by za mnie walczyli. Jeśli chcą zginąć, to niech to zrobią.

- A ty? Co zamierzasz zrobić? - spytała, spoglądając w jej oczy.

- To co robi każdy banita. Ucieknę i będę błagać ojca, by mnie przyjął. - Ominęła lunę, jednak zanim wyszła, spojrzała na nią przez ramię. - Nie umrę z wilkołakami, które mnie nienawidzą, kiedy mogę wrócić do swojej rodziny.

- Alfa powinien...

- Nie jestem alfą - oświadczyła spokojnie. - Jestem uzurpatorką. Oni wszyscy ci to powiedzą. - Nacisnęła na klamkę i znikła za drzwiami.

Edith ruszyła do swojego pokoju. Chciała się przebrać, a następnie ubiec. Chciała wrócić do domu i przyznać się do swojej porażki. Dom. To słowo nigdy nie było jej opcją. Ziemie banitów nie były idealne. Życie w tej sforze było trudne. Jednak otaczały ją wilkołaki, dla których była wstanie przeżyć nawet najgorsze chwilę. Miała rodzinę.

Weszła do pokoju, gdzie znalazła ubrania na zmianę. Kiedy się przebierała, do pokoju wszedł Hunter. Oparł się o ścianę i spojrzał na nią spokojnie.

- Ja zostaje - wiedział, że musi zostać. To była jego wataha i jego odpowiedzialność.

- Wiem - jej ton wydawał się obojętny. - Nie liczyłam, że odejdziesz. I nawet nie śmiałabym cię o to prosić. Ja wracam do swoich, a ty już wśród nich jesteś.

- Jesteś ja i ty. Jednak nigdy nie będzie nas. - Stwierdził z bólem serca. Zapewne zginie za kilka dni i musiał się liczyć z tym, że widzi ją po raz ostatni.

- Przykro mi z tego powodu - już ubrana podeszła do niego. - Nie mieliśmy czasu... A zresztą. To nieistotne. - Pocałowała go czule po raz ostatni. - Obyśmy się znowu spotkali.

Było to ostatnie słowa, jakie wypowiadały sobie mate przed śmiercią. Zgodnie z wilkołaczymi wierzeniami więź mate oparta była na reinkarnacji. Mate były to zawsze te dwie same duszę jednak już w innych wcieleniach. Zostali dla siebie stworzeni. I będą razem przez wszystkie dzieje tego świata.

- Oby nasze następne wcielenia miały więcej szczęścia - odwzajemnił jej pocałunek, spoglądając na nią po raz ostatni. - Mam nadzieję, że ojciec będzie dla ciebie łaskawy.

- Musi być - zabrała średniej wielości plecak z łóżka. - To poniekąd jego wina. Raczej życz mi więcej szczęścia w przekraczaniu granicy.

- Powodzenia.

Edith opuściła pokój. Liczyła się z tym, że jest tutaj po raz ostatni. Czyli tak miały skończyć się jej rzędy? Niechaj żyje potępiona alfa.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz