⦅IV⦆

1.7K 112 11
                                    

Opuszczenie terenu watahy Holta o dziwo nie okazało się dla nich wyzwaniem. Auto należące do omegi nie wzbudziło podejrzeń w znudzonych strażnikach, którzy bez zadawania pytań pozwolili im wyjechać przez główną bramę. Brak alfy, jak i bety z pewnością ułatwiły im to zadanie. W ich obecności bowiem strażnicy byliby znacznie bardziej czepliwy.

Sama droga do miasta wydawała się nie mieć końca. Pokonanie długiego dystansu dzielącego ich terytorium z siedzibami ludzkimi okazało się wyjątkowo nużące. Niestety wilkołaki zamieszkiwały tereny odległe. Bliskość z ludźmi nigdy nie przynosiła im nic dobrego. Kiedy więc w końcu dotarli do ludzkiej siedziby odetchnęli z ulgą. Zwłaszcza Artem, który miał już szczerze dosyć pytań o to, kiedy w końcu będą na miejscu.

Wybór klubu był już tylko formalnością, której dokonał omega. Jako jedyny dobrze znał to miasto. W ogóle jako jedyny bywał tu już wcześniej. Całej reszcie nigdy nie było dane zwiedzić ludzkiej siedziby, ponieważ w  przekonaniu ich ojców było to zbyt niebezpieczne i uwłaczające jak na ich dzieci. Tak więc dla ich trójki to była całkowita nowość.

Przyjaciele ustawili się w kolejce do klubu. Mimo późnej godziny, ta ciągła się kilka metrów. Zumeja niemal od razu zaczęła kręcić nosem. Nienawidziła czekać. Czekanie choćby przez kilka minut było dla niej wyzwaniem. W końcu i Denzo zaczął się niecierpliwić.

- Może pochodzimy po mieście, zamiast pchać się do klubu? - zaproponował po chwili młody beta. - Nie ma sensu tutaj czekać tylko po to, by wejść do klubu, który zapewne jest z tych rzeczy, które dobrze znamy.

- Dobry pomysł - córka delty zwróciła się w ich stronę. - Nie chce mi się tutaj stać, za to chętnie zwiedzę miasto.

- Więc postanowione - stwierdziła Edith, opuszczając kolejkę prowadzącą do klubu.

Niemalże na oślep zaczęła iść przed siebie. Zgodnie z przyjętymi regułami to ona powinna prowadzić resztę, jednak prawda była taka, że to wyjątkowo głupi pomysł. Kompletnie nie znała okolicy, którą widziała pierwszy raz w życiu. Co prawda jej matka pochodziła z ludzkiego miasta, ale ojciec zabraniał jej tutaj przebywać. Sama nie wiedziała czy to ze względu na matkę, czy ludzi ogólnie.

- Artem, prowadź - przystanęła pozwalając omedze wysunąć się naprzód. - Myślę, że będziesz lepszym przewodnikiem.

- Myślałem, że już nigdy nie poprosisz - z dumą, która w żaden sposób nie pasowała do omegi, ruszył przed siebie.

W przeciwieństwie do młodej alfy doskonale wiedział co robi. Bywał w mieście przynajmniej raz w tygodniu i przy okazji robienia zakupów, często zwiedzał miasto. Oczywiście wszystko w tajemnicy przed alfą. 

- Ludzkie miasta znacznie różnią się od naszych terenów - zaczął, chcąc pochwalić się zdobytą wiedzą. - Ludzie ubóstwiają piękne budynki i beton. Serio tutaj jest go więcej jak zieleni.

- Coś ściemniasz - stwierdziła Zumeja. - Te budynki są paskudne - stwierdziła, przyglądając się starej i zaniedbanej kamienicy.

- To jest specyfika ludzi - wyjaśnił, kierując wzrok na ten sam budynek. - Zamiast dbać o stare, budują nowe. Te paskudne i zniszczone opychają tanio, a te nowe absurdalnie drogo.

- Ludzie to rozrzutni debile - podsumował szatyn, ruszając dalej.

- Mam nadzieję, że nikt tego nie słyszy - niebieskooka przewróciła jedynie oczami. - Głupio mówić ludzie to debile, bo to sugeruje, że sami nimi nie jesteśmy.

- Nie do końca - wtrącił się Artem. - Ludzie mający się za lepszych często tak mówią.

- Ludzie to debile z kompleksem wyższości - dorzuciła ciemnooka. - Dobra, pokaż nam coś fajnego.

- Prosisz i masz - blondyn niemal od razu się ożywił.

Ruszyli dalej, oglądając ludzkie osiedle. Wszystko wydawało się dziwnie znajome. Spodziewali się raczej czegoś bardziej ekscytującego. Miasto jednak uderzająco przypominało obrazy filmowe. Jakby były one aż nadto prawdziwe. I mimo że świat w nim przedstawiony wydawał rządzić się nieco innymi prawami, same miasta i styl bycia człowieka zdawał się oddany bardzo wiernie.

- Dobra, to był zły pomysł - przyznał Denzo, którego ta cała wycieczka zaczynała ostro nudzić.

- Więc wracajmy - zasugerował Artem, na co wszyscy przystali. Ruszył w drogę powrotną do klubu, koło którego w dalszym ciągu stało auto. Wracając wymieniali swoje spostrzeżenia, które były raczej średnio przychylne. Kiedy byli już blisko, do ich uszu doszedł cichy płacz, który najpewniej był nie do usłyszenia dla człowieka.

- To robimy coś? - beta zdał się całkiem obojętny na zaistniałą sytuację.

- Tak - zarządziła Edith, ruszając w stron, z której dobiegał krzyk.

Płacz zaprowadził ich do jednej z ciemnych uliczek nieopodal klubu. Alfa ruchem dłoni pokazała, by reszta na nią zaczekała. Właścicielką cichego głosu okazała się być młoda dziewczyna, a powodem niewiele starszy od niej chłopak. Edith na pierwszy rzut oka trudno było stwierdzić co jest nie tak. Po chwili jednak dostrzegła siniaki na ręce dziewczyny.

- Może mnie uderzysz? - zasugerowała, zmuszając się do sztucznego uśmiechu.

- Spierdalaj i nie wtrącaj się w nie swoje sprawy - wysoki chłopak spojrzał na nią ze wściekłością wypisaną na twarzy.

- To lepiej ty spierdalaj - kontynuowała nic sobie nie robiąc z gróźb chłopaka. - No chyba że boisz się oberwać od laski.

Ten parsknął śmiechem na to stwierdzenie. Skierował wzrok na samotnie stojącą Edith. Podszedł do niej z szyderczym uśmiechem i wziął na nią zamach. Ona z wrednym uśmiechem złapała jego rękę. Ten pokaz siły zdarł uśmiech z jego twarzy. Fioletowowłosa zawarczała, kiedy ten kopnął ją w kostkę . Jej oczy stały się krwisto czerwone. Tym razem to ona wzięła zamach i uderzyła chłopka, zostawiając mu ślad pazurów na prawym policzku.

Dziewczyna stojąca zaledwie jakieś dwa metry dalej wyraźnie zbladła. Nie była w stanie nic powiedzieć, ani zrobić. W tym momencie do alei wpadły pozostałe trzy wilkołaki. Zumeja i Artem zajęli się agresorem, Denzo za to postanowił zająć się dziewczyną.

- Nic tutaj nie widziałaś, rozumiesz? - spytał głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. - Nic ci nie będzie, ale umowa jest taka, że nikomu nic nie powiesz. - dziewczyna jedynie pokiwała głową, na znak że rozumie. Dopiero wtedy beta pozwolił jej odejść. 

- Ochujałaś? - zwrócił się do alfy. - Chcesz nas wydać?

- A kto uwierzy pijanemu agresorowi? - spytała obojętnie.

- Dobra, tylko się nie bijcie - omega stanął między nimi, jakby bał się, że zaraz zacznie się bójka. - Wracajmy do tego domu.

- Nie - Denzo ominął resztę. - Idziemy do tego klubu. Ten wieczór nie ma prawa być tak nieudany.

Cała czwórka ominęła kolejkę prowadzącą do wejścia. Ochroniarz chciał ich wyrzucić, jednak beta miał inne plany. Wygiął rękę mężczyzny, pokazując mu o ile jest silniejszy. Ten postanowił dłużej się nie stawiać. Weszli do środka, ignorując narzekania dochodzące zza ich pleców. To miała być ich noc. I bynajmniej nie zamierzali jej stracić na stanie w kolejkach.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz