⦅Epilog⦆

2K 114 36
                                    

Dla niektórych koniec jest zaledwie początkiem. Edith w tym momencie chyba też zaczęła w to wierzyć. Patrzyła jak wilkołaki wynoszą ciało, jej mate z bagażnika i układają je płasko na ziemi. Chciała wierzyć, że ten koniec jakże krótkiej historii jej i Huntera będzie dla niej niczym nowy start w życiu. W końcu to jego tak bardzo potrzebowała. Ku jej wielkiej uldze wataha, a przynajmniej jej znaczna część dotarła na tereny banitów. Na razie byli bezpieczni.

- Edith! - krzyk jej przyjaciółki wyrwał ją z otępienia. Po chwili znalazła się w jej objęciach.

- Hej Zu - dziewczyna odwzajemniła jej uścisk. - Chłopacy jeszcze żyją? - kiedy poczuła jak ktoś łapie ją od tyłu, poznała odpowiedź na zadane pytanie. - Denzo - pisnęła, przytulając przyjaciela. Tak bardzo brakowało jej chłopaka, który był dla niej jak brat.

- A mnie nie przytulisz? - omega otworzył ramiona dopraszając się o odrobinę uwagi. Edith szybko go przytuliła.

- Edith tak cholernie mi przykro - Zumeja spojrzała na martwego ciało wilkołaka. Wieści o tym co się stało szybko rozniosły się wśród banitów. Dlatego już chyba każdy mógł się domyślić, kim był martwi wilkołak.

- To nic - wydusiła była alfa, spoglądając na ciało swojego mate. - Wiecie, gdzie jest mój ojciec?

- Opróżnia dwudziestą butelkę wódki - Nando beta watahy podszedł do dziewczyny. - Jest załamany. Myśli, że już jesteś martwa.

- Idę do niego - wydusiła, po czym szybko podbiegła do Kiry. - Zajmiesz się nim? - spytała, kładąc dłoń na zimnym czole bety.

- Jasne - kobieta złapała jej dłoń. - Wataha będzie Ci za to wdzięczna do końca.

Edith w odpowiedzi posłała byłej lunie znikomy uśmiech. Podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę domu watahy. Nigdy nie przypuszczała, że będzie jej tak bardzo brakowało ojca.

< Edith >

Podeszłam do ogromnych dębowych drzwi i bez pukania weszłam do środka, przy okazji prawie obrywając butelką. Spojrzałam na swojego ojca, który schował twarz w dłoniach.

- Czego kurwa? - spytał mój jakże uprzejmy ojciec.

Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego ramieniu. Zabrał dłonie z twarzy, a kiedy mnie zobaczył w jego oczach coś błysnęło. Jakby iskierka szczęścia na mój widok.

- To ja tato. Naprawdę. - Dodałam, widząc zaskoczenie w jego oczach. - Wróciłam.

Tata podniósł się gwałtownie z fotela i mocno mnie przytulił. Pierwszy raz, od kiedy skoczyłam pięć lat. Nic nie mówiąc, przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

- A ten beta? - spytał, przerywając chwilę milczenia.

- Nie żyje - oświadczyłam głosem całkiem wyprutym z emocji.

W dalszym ciągu nie mogłam się pogodzić z tym, że Hunter nie żyje. Ta informacja w żaden sposób nie chciała zostać przyswojona przez mój mózg. Już teraz cholernie mi go brakowało. Jednak nie zamierzałam dać tego po sobie poznać.

- Przestań - rzucił mój ojciec, przytulając mnie do siebie jeszcze mocniej. - Nie musisz ukrywać emocji. Nie zawsze. Czasem trzeba wyrzucić z siebie negatywne emocje.

- I kto to mówi? - odsunęła się od niego, powoli spoglądając w jego oczy. - Ty nigdy ich nie okazujesz.

- Zdziwiłabyś się - odgarnął włosy z mojej twarzy. - Rozumiem, że dzisiaj przed nami jeszcze pogrzeb.

- Zajmę się tym.

Zanim zdążyłam uzyskać odpowiedź, wyszłam z gabinetu ojca. Chciałam się stamtąd zmyć, zanim zaczną się wywody o tym, jak bardzo zawiodłam. To że teraz cieszył się, że żyje, nie oznaczało braku wywodu z jego strony. Chociaż już jego reakcja, na zobaczenie mnie, mocno mnie zdziwiła.

Wyszłam przed budynek i udałam się do miejsca, gdzie odbywały się pogrzeby. Wilkołaki zbudowały stos z drewna. Wydaje się to staromodne jednak u nas wszystko związane ze śmiercią i narodzinami jest bardzo tradycyjnie.

- Chcesz się pożegnać? - Zumeja złapała moja dłoń i spojrzała na mnie zmartwiona. Szczerze nie miałam na to ochoty, jednak wiem, że jeśli tego nie zrobię, to będę żałować. Wilkołaki w końcu nie stawiają pomników. Pogrzeb to ostatnia chwila, kiedy możemy się pożegnać.

- Dajcie mi chwilę - przyjaciółka puściła moja dłoń, a ja podeszłam do ciała.

Spojrzałam na jego drętwe ciało. Chyba w życiu nie widziałam niczego bardziej przerażającego. Wilkołaki zmyły z niego krew, jednak nadal wyglądał przerażająco. W życiu widziałam wiele rzeczy, jednak to w pewnym sensie mnie przerosło.

- Spotkamy się - wydusiłam, czując narastającą gule w gardle. - Tylko pozwól mi przeżyć to życie. Potem umrę i znowu się spotkamy... Nawet nieświadomi tego, jak kiedyś zakończyła się nasza historia. To będzie nasz nowy start. Tylko musisz na mnie trochę poczekać. - położyłam dłoń na jego czole i powoli przesunęłam palce zamykając jego oczy. - Przepraszam, że nie byłam w stanie dać Ci tego, czego pragnąłeś. Przepraszam, że nigdy tak naprawdę cię nie pokochałam... Twoja walka dobiegła końca. Moja dopiero się zaczęła. - Odeszłam kilka kroków od stosu, a Kira na mój znak go podpaliła.

Stałam w oddali starając się uporządkować swoje myśli. Wszystko wydawała się takie bez sensu. Chociaż to pewnie tylko dlatego, że straciłam swojego mate. Pewnie za jakiś czas mi przejdzie. Muszę tylko jakoś przetrwać ten gorszy czas.

Spojrzałam na swojego ojca, który stanął nieopodal mnie. Patrzył na mnie w taki sposób, w jaki nigdy na mnie nie patrzył. I przyznam, że czułam się nieco nieswojo.

- Jestem z ciebie dumny Edith - oświadczył, a w jego oczach to właśnie dostrzegłam.

Szczerze, się tego nie spodziewałam. Na te słowa poczułam dziwne ciepło w środku. Ojciec chyba pierwszy raz w życiu powiedział, że jest ze mnie dumny. Była to pewna nagroda za cały trud, który włożyłam w to wszystko. Jednak ofiary, które poniosłam, nie były tego warte nawet w najmniejszym stopniu.

- Teraz przede wszystkim znajdź w życiu coś, dzięki czemu będziesz czuła, że Twoje życie ma sens. Inaczej mogą nachodzić cię głupie myśli.

Skinęłam głową, zmuszając się do w miarę naturalnie wyglądającego uśmiechu. Zamierzałam posłuchać rady ojca. W końcu miał w tym temacie pewne doświadczenie.

Spojrzałam przed siebie, ostatni raz mierząc wzrokiem stos pogrzebowy. Ja już znalazłam sens swojego życia. Kolejny cel, do którego zamierzam dążyć. Muszę pomścić śmierć Huntera. Nie dopuszczam do siebie myśli, że jego oprawca mógłby ujść z tego bezkarnie. I nikt mi nie wmówi, że król się nim zajmie. To w końcu dalej jedna z jego posłusznych marionetek. Słabo byłoby ją stracić.

Tym właśnie teraz będę. Największym koszmarem każdego wilkołaka. Pierwsza banitka, która osądzi "prawdziwego alfę". Zniszczę go i odbiorę to, co kocha, tak samo jak zrobił to mi. Uświadomię wilkołakom, że nie są lepsze od banitów. Będę spędzać im sen z powiek i sprowadzę na nich cierpienie, jakie im się nie śniło. Tak właśnie maluje się kolejny rozdział mojego życia. Bo koniec jednego rozdziału to zaledwie początek kolejnego.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz