⦅XII⦆

1.4K 87 11
                                    

Edith zdecydowanie zbyt krótko przebywała w domu watahy Mortona, by orientować się w rozłożeniu pomieszczeń. Cały budynek wydawał się jej labiryntem, który z nie do końca znanych sobie powodów, chciała poznać. Jednak puki co umiała z przedpokoju przejść do obszernego salonu, a z niego do kuchni. Być może po chwili błądzenia dotarłaby do sali narad. I na tym kończyła się jej orientacja w domu watahy, dlatego też pozwoliła by to luna wskazała jej drogę do gabinetu. Kiedy w końcu tam dotarły, przekroczyła jego próg jako pierwsza. Podeszła do sporego przeszkolonego biurka i usiadła na skórzanym fotelu. Poczuła się tak jakby przez pomyłkę zajęła czyjeś miejsce i w zasadzie to tak właśnie było. Z każdą chwilą czuła, że nie pasuje do tego miejsca coraz bardziej.

- Rozluźnij się - poleciła kobieta, podchodząc do jednej z szafek. - Wiem, że jest inaczej, ale musisz przywyknąć. Inaczej w życiu cię nie zaakceptują. - Podeszła do biurka stawiając na nim butelkę z alkoholem. - To ci pomoże.

- Widzę, nie tylko mój ojciec popija w pracy - bez chwili wahania złapała butelkę i ją otworzyła. - A myślałam, że to jego domena.

- Nie różnimy się aż tak - Kira wzruszyła ramionami, siadając na krześle ustawionym naprzeciw stanowiska alfy. - Musimy porozmawiać o tym, co dalej.

Właśnie tej rozmowy, Edith obawiała się najbardziej. Przyszłość, której była tak niepewna. Nie wiedziała jak zapanować nad watahą, u której nie cieszyła się żadnym szacunkiem. Zazwyczaj alfy zdobywały go, pokonując swoich poprzedników lub po prostu się z nim rodziły, jako dzieci rodziny alfy. Natomiast jej ojciec zdobył szacunek dając banitom watahę, a przede wszystkim dom, którego tak bardzo potrzebowali. Ona była tylko intruzem, który bezprawnie nazywał się alfą. A co najgorsze to ona potrzebowała ich, a nie na odwrót. Edith potrzebowała ich szacunku, by przetrwać i udowodnić ojcu jak bardzo się względem niej mylił.

- Co powinnam zrobić, by zaczęli mnie szanować? - to była sprawa, na której przede wszystkim chciała się skupić.

- Musisz im pokazać, że o nich dbasz i umiesz ich obronić. Siła jest w tym wszystkim mniej ważna, chociaż i ją warto pokazać.

Młoda alfa zamyśliła się na chwilę. Jak mogła im to wszystko pokazać? W tak krótkim czasie, jakim dysponowała wydawało się to niemożliwe. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak złą opinią się tutaj cieszyła. Opinią, na którą nie miała wpływu. Wilkołaki oceniając ją, kierowały się swoimi odczuciami względem jej ojca. Które z bardzo różnych powodów były, jakie były.

- Wataha od dłuższego czasu bardzo chciała zbudować basen - Kira podniosła się z miejsca i obeszła biurko, sięgając do jednej z szuflad. - Nie zdobędziesz tym szacunku, ale może nieco bardziej cię polubią - wyjęła plik kartek i położyła je przed dziewczyną. - Poprzedni alfa nie chciał się zgodzić, chociaż moim zdaniem to niezły pomysł.

- To nie jest wymarzona, pierwsza decyzja, ale niech będzie - nastolatka szybko przekartkowała umowę. Nie miała jednak pojęcia, co powinna z nią zrobić. W życiu bowiem nie zajmowała się takimi sprawami.

- Nauczę cię uzupełniać dokumenty - luna wcisnęła się na krzesło obok córki Holta. - Od tego zaczniemy.

- W porządku - Edith sięgnęła po jeden z długopisów i zaczęła podpisała dokumenty w odpowiednich miejscach.

- Wataha to doceni, zobaczysz - kobieta posłała w jej stronę szczery uśmiech. - I przestań taka być.

- Jaka? - niebieskooka odłożyła długopis, ponownie sięgając po alkohol.

- Taka sztywna - stwierdziła z rozbawieniem, zabierając dokumenty. - Nie wiem, jak było u ciebie w stadzie, ale tutaj możesz się uśmiechać. I taka rada, jeśli będziesz wyglądać jakbyś chciała kogoś zabić, to sfora cię nie polubi. Musisz czuć się tutaj swobodnie. Być jedną z nas.

- Czemu mi pomagasz? - Edith posłała w jej stronę pytające spojrzenie. Wielu rzeczy tutaj nie rozumiała. Jednak zapał byłej luny do tego by jej pomagać, był jednym z tych pytań, które nie dawały jej spokoju.

- Mój mate nie był ideałem - stwierdziła, przenosząc się na biurko. - Bywał okrutny i niesprawiedliwy. Szczerze liczę, że to wszystko czegoś go nauczy.

- Chcesz, by był zazdrosny? - nie do końca rozumiała intencje kobiety. Przecież jego tutaj nie było i nie miał prawa wiedzieć co się dzieje w jego sforze.

- Poniekąd. No i nie ukrywam, że nie chce spaść na dno - Przyznała, wzruszając ramionami. - Plus, mimo tego że chcesz uchodzić za twardzielkę, jesteś urocza. Szczerze liczę, że inni także to dostrzegą.

- Nie jestem urocza - zmarszczyła brwi, zaskoczona. Chyba jeszcze nikt w życiu nie nazwał jej uroczą.

- Luny widzą to, czego inni nie potrafią dostrzec. Widzisz, luna i alfa to tacy jakby rodzice zastępczy. Alfa jest surowy i wymagający. Sprawia, że jesteś silny, a zarazem cię chroni. Za to luna niczym dobra matka dba o to, byś czuł się dobrze i przede wszystkim zawsze widzi w tobie to, co najlepsze.

Dziewczyna zamilkła, starając się przetrawić jej słowa. Nigdy nie miała matki, a jej relacja z ojcem była daleka od normalnej, więc takie porównanie niewiele jej dawało.

- Nie nadaje się do tego - w tym momencie poczuła, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła.

- Przestań to sobie wmawiać - warknęła wkurzona, nie mogąc już dłużej słuchać jej narzekań. - Po prostu zaufaj sobie. Przestań się bać i śmiało podejmuj ryzykowne decyzje. Tylko tak nauczysz się być alfą.

- Co stało się z ostatnim alfą? - usilnie próbowała znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania.

- Jest w naszym lochu. Pilnują go wilki twojego ojca. - Stwierdziła zdziwiona faktem, że ta nic nie wie. - Ojciec ci nie powiedział?

- On mało co mi mówi - przyznała, pociągając spory łyk whisky. - Szczerze mnie nienawidzi. Traktuje jak ciężar, który nigdy nie powinien się pojawić.

- Może to nie to samo, ale Maren traktował mnie podobnie. - zabrała jej butelkę, by samej się napić. - Ciężar, któremu nic nigdy nie trzeba było mówić. Dodatek pasujący do jego osoby.

- Ja nie byłam nawet dodatkiem - przeczesała włosy palcami, spoglądając na Kirę. - Byłam, jednak on traktował mnie jak powietrze.

- Więc pokaż mu, że nim nie jesteś. Obie im pokażmy i bądźmy najlepszą parą alfa, jaka rządziła tą watahą. - Luna zeszła z biurka, kierując się do drzwi. - Przyjdź na kolację. Alfa zawsze je ją z watahą.

W odpowiedzi Edith jedynie skinęła. Najlepsza para alfa. Być może powinna zawsze być taka jak jeszcze godzinę temu. Pewna siebie i nieco agresywna. Wtedy kiedy jej cierpliwość się wyczerpała, była godna nazywać się alfą. Zachowywała się tak, jakby wiedziała czego chce i umiała rządzić. Chociaż prawda była zgoła inna.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz