⦅IX⦆

1.5K 108 10
                                    

Gdyby ktoś kilka dni temu oświadczył jej, że ojciec powierzy jej tak wielką odpowiedzialność, jaką jest prowadzenie watahy, w życiu by w to nie uwierzyła. W końcu ojciec nigdy nie cenił jej na tyle, by powierzyć jej watahę. A teraz musiała podołać tak wielkiemu wyzwaniu, pozostając przy tym kompletnie sama. Od alfy nigdy nie otrzymała żadnej wskazówki. Wszystkiego musiała nauczyć się sama, bo ona nie miała tego luksusu bycia prowadzoną za rączkę całe życie. Zawsze musiała być samodzielna. I taka też zawsze starała się być. Jedyny problem, jaki widziała w tej sytuacji był taki, że tutaj nie chodziło o naukę walki czy o robienie prania. Tutaj chodziło o życie jej i watahy, której tak w ogóle nie znała. Wszystko było jej obce. Wilkołaki i teren. Nic co mogłaby znać.

Teraz stała, patrząc jak jedna z omeg pakuje jej rzeczy do samochodu. Czuła się w tym momencie, tak jakby naprawdę została wygnana. Jakby ten ostatni raz miała okazję widzieć znajome jej wilki i budynki, które w zasadzie niczym się nie różniły. Dobrze zbudowani mężczyźni ubrani raczej w ciemnych barwach, wygoleni na krótko. Kobiety różniły się od siebie zaledwie kolorem i długością włosów. Chociaż i w tym wypadku dominowały włosy krótkie. Budynki natomiast były wielkimi kwadratami. Okna, drzwi i otynkowane ściany. Wyglądało to tak jakby ktoś postawił budynek, a pozostałe stworzył na zasadzie kopiuj wklej.

- Wszystko jest gotowe - głos omegi wyrwał ją z zamyślenia, sprawiając, że ponownie wróciła wzrokiem na samochód.

Edith jedynie skinęła głową, wsiadając do samochodu. Dźwięk odpalanego silnika, następnie przejazd przez bramę, uświadomił jej, że to naprawdę się dzieje. I co najgorsze nie było już odwrotu.

Oparła czoło o szybę, obserwując obraz malujący się za oknem. Nie miała pojęcia gdzie jedzie. Wiedziała jedynie, że ma trafić do krnąbrnej watahy, która niechętnie przyjmie nową alfę. Córkę jednego z najsłynniejszych banitów w historii. Do tego pochodząca z nieprawego ludzkiego łoża. Zdawała sobie sprawę z tego, że ta informacja wzbudzi niechęć i sprawi, że zostanie oceniona jeszcze zanim wataha ją zobaczy. Zapewne wilkołaki z podbitej watahy już mają na jej temat wyrobioną opinię i raczej nie jest ona zbyt przychylna. Jakby to ona odpowiadała za grzechy ojca.

- Wszystko w porządku? - omega zwrócił się do córki swojego alfy wyraźnie zmartwiony jej zachowaniem.

- Jest zajebiście - jej ton dał mu wyraźnie do zrozumienia, że nie powinien więcej pytać.

Może i nie powinna być dla niego niemiła, jednak nie miała wyrzutów sumienia. Przecież miała prawo do jednego złego dnia. Zwłaszcza, że nie z jej winy taki był. Jedynym winnym był jej ojciec. Nie broniła go sama przed sobą, bo po prostu nie była w stanie. Wszystkim co robił zdała się kierować. Nienawiść i rozczarowanie, które żywił względem jedynej córki.

Kiedy samochód wreszcie się zatrzymał, a omega nieśmiało poinformował ją, że są już na miejscu, opuściła samochód. Dom watahy od razu zrobił na niej gigantyczne wrażenie. Wielki, urządzony bardzo nowocześnie i z pomysłem. Domy malujące się w oddali były urządzone w podobnym stylu. Wszystkie jednak w jakiś sposób się od sobie różniły, co było dla niej czymś zupełnie nowym.

Nie minęło kilka minut, kiedy pierwsze wilki zeszły się, by zobaczyć nową alfę. Niemal od razu zaczęły się szepty, a wraz z nimi pierwsze osądy i obelgi skierowane w wilczyce. Ona zdała się tym jednak nie przejmować. Kolejnym zaskoczeniem był dla niej wygląd wilków. Wszystkie znacznie się od sobie różniły. Różne fryzury i najróżniejsze ubrania. I przede wszystkim nie nosiły na ciałach tyłu blizn, co wilki jej ojca. Co prawda spodziewała się, iż wataha Mortona będzie wyglądała inaczej, jednak nie aż tak.

- Spokój - warknęła, jednak nie spotkało się to z żadną reakcją. Wilki nadal szeptały, okazując brak jakiegokolwiek szacunku względem jej osoby.

- Spokój! - krzyk młodej samicy stającej w wejściu do domu watahy sprawił, że wszystkie wilki zamilkły. - Nie macie nic lepszego do roboty? - na te słowa sfora rozeszła się w najróżniejszych kierunkach. - Musisz im wybaczyć. Od pokoleń słuchają jedynie rodziny Mortona, no i masz tutaj niezbyt dobrą opinię.

Kobieta miała na sobie błękitną dopasowaną sukienkę, która doskonale podkreślała jej kobiece kształty. Jasnobrązowe włosy swobodnie opadały na jej ramiona, a piwne oczy zdradzały jej dumę.

- A niby gdzie mam dobrą? - ominęła kobietę, przekraczając próg domu watahy. - Kim jesteś? - ostatecznie odwróciła się, spoglądając na dziewczynę, a może raczej kobietę.

- Jestem Kira, luna tej watahy - oświadczyła dumnie, wypinając pierś do przodu.

- Chyba była luna - poprawiła ją, krzyżując ramiona na piersiach.

- Nie mów, że nie potrzebujesz mojej pomocy? Wataha cię nie słucha. Nie masz pojęcia o naszych zwyczajach oraz nie wiesz, gdzie co jest.

- Ośmieszyłaś mnie przed watahą, a teraz chcesz robić za moją lunę? - zmarszczyła nos, tak jakby na kogoś warczała.

- Umówmy się, bardziej zjebać Ci reputacji nikt nie da rady. I tak, chce nią być. - Wykonała krok do przodu, na co alfa się wycofała. - Nie ma bety, więc jesteś na mnie skazana. Lub dalej się ośmieszaj, twój wybór.

- Dobra - wycedziła przez zęby. - Pokaż mi, gdzie co jest.

Kira z triumfalnym uśmiechem pokonała dzielący je dystans, następnie prowadząc nową alfę przez korytarze domu watahy. Edith z niechęcią przyjęła ten gest dobrej woli. Uwłaczał jej on jako alfie i dumnemu wilkowi. Nie miała jednak zbyt wielkiego wyboru. Młoda luna zdała się być jedyną osobą gotową wyciągnąć do niej rękę.

Od środka dom watahy wyglądał równie imponująco. Edith nie była w stanie w żaden sposób przyrównać go do domu watahy, który znała. A kiedy w końcu dotarły do jej nowego gabinetu, poczuła, że naprawdę tutaj nie pasuje.

Ciemna podłoga i zupełnie białe ściany w dopełnieniu biurka ze szklanym blatem i nowoczesnych dodatków sprawiał, że dziewczyna czuła się niepewnie. Nie był to ciężki i surowy wystrój, do jakiego przywykła. Wszystko było jasne i sprawiało wrażenie bardzo lekkiego.

- Podoba Ci się? - luna watahy ułożyła jej dłonie na ramiona, których ta szybko się pozbyła.

- Jest... Inaczej. - Wykonała kolejny krok naprzód, bardziej w celu oddalenia się od kobiety jak lepszego widoku na biuro.

- Przecież nie gryzę... No, chyba że zechcesz.

Edith odruchowo przewróciła oczami. Sama nie wiedziała, czy to tylko wina jej zboczenia czy Kira odniosła się do seksu. Tego nie mogła być pewna i nawet nie chciała zgłębiać tego tematu.

-Gdzie są sypialnie? - dla bezpieczeństwa i własnego komfortu, postanowiła przemilczeć niewygodną uwagę luny.

- Zaprowadzę cię.

Młoda alfa po raz kolejny znalazła się w pomieszczeniu, które w żaden sposób nie przypominało tego co znała. W samym centrum pokoju znajdowało się czarne  łóżko z czerwonymi poduszkami i kołdrą. Ściany pozostały w odcieniach szarości i bieli, natomiast podłoga oraz pozostałe meble, które stanowiły duża szafa i toaletka, przybierały kolor czarny.

- To sypialnia moja i byłego alfy - wyjaśniła luna, która nie przekroczyła progu pomieszczenia. - Ale wyniosę się, byś nie czuła dyskomfortu. Jednak tylko słowo i jestem z powrotem. - Oświadczyła kobieta, która była w wyraźnie zbyt dobrym nastroju jak na upadłą luna.

- Dziękuję - ostatecznie zmusiła się, do chociaż jednego skromnego podziękowania. - Mogłabym zostać sama? Jestem strasznie zmęczona.

- Naturalnie. Słodkich snów, potępiona alfo.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz