⦅XXVIII⦆

1K 81 16
                                    

Edith kierowała się w stronę granicy leżącej po przeciwnej stronie do tej zajętej przez watahę Ziro. Może powinna czuć jakieś wyrzuty sumienia związane z tym, że odchodzi. Jednak nie czuła. Wataha sama jej nie akceptowała i nie chciała, by była ich alfą. Więc nie miała powodów, by zostawać. Sfora Mortona sama ją wygnała. Oni nie zamierzali ginąc za nią, a ona za nich. To była śmiesznie prosta logika, której zamierzała się trzymać.

Kiedy była już blisko granicy do jej uszu dobiegły krzyki. Zatrzymała się na to gwałtownie, odruchowo odwracając głowę w kierunku, z którego dobiegały krzyki. Po chwili zawahania rzuciła się do biegu. W nieludzkim tempie ruszyła w kierunku domów mieszkalnych. Zanim jednak dotarła na miejsce zatrzymał ją Hunter.

- Nie zdąrzyli - wydusił z trudem. - Wataha zamierzała się poddać. Jednak zanim to zrobili, Ziro wysłał kilka wilków. Dziesięć osób nie żyje. - Wydusił z trudem między głębokimi wdechami.

- Mówiłam - warknęła spoglądając w kierunku, z którego nadbiegły wilkołaki. - Gdzie te wilki?

- Wycofały się, kiedy tylko skończyły zabijać. Były ostrzeżeniem. - Spojrzał na swoją mate oczami, w których dziewczyna dostrzegła pobudzenie. - Myślę, że teraz są skłonni posłuchać.

Edith ruszyła przed siebie i wskoczyła na jeden z samochodów terenowych. Nie do końca rozumiała, dlaczego stoi w tak dziwnym miejscu. W tej chwili jednak nie miała czasu o tym myśleć.

- Spokój! - ryknęła tak głośno, jak tylko umiała a z jej ust, wydobył się głos alfa.

Używanie głosu alfa było niemożliwe dopóki nie ukończyło się odpowiedniego wieku. Dla każdego był to trochę inny wiek. Większość jednak zdobywała głos alfy między osiemnastym a dwudziestym rokiem życia. W ten chwilki Edith użyła go po raz pierwszy w swoim życiu.

Wataha zareagowała natychmiast. Wszyscy zatrzymali się, a wilki niższej rangi złożyły pokłon swojej alfie. Teraz pierwszy raz od jej przyjazdu byli skłoni jej posłuchać. W obliczu prawdziwej śmierci nagle większość straciła odwagę do stawienia jej czoła. Niestety bohaterami jesteśmy tylko w spokojnych czasach.

- Wiem, że się boicie - zaczęła, pewnie chcąc ich uspokoić. - Oni jednak nie wrócą aż do rana. Możecie być jednak pewni, że każdy kto się podda, skończy właśnie tak.

- Więc co teraz? - spytała jedna z kobiet.

- Oddamy cześć zmarłym i pójdziemy na wojnę. - jej ton stał się władczy. W tej chwili nie poznawała sama siebie. - Czy teraz jesteście gotowi za mną iść?

- Tak alfo! - odpowiedział jej zgodny chór.

Kiedy wilki się rozeszły, Edith zeskoczyła z samochodu. Jej spokój udzielił się sforze. Czy tego chcieli, czy też nie, ona teraz była ich alfą. Nagle Edith poczuła, jak ktoś na nią wpada. Kira przytuliła ja mocno, szybko się od niej odsuwając.

- Myślałam, że odeszłaś - stwierdziła, patrząc jej w oczy. Nigdy nie przypuszczała, że jej widok tak ją ucieszy.

- Miałam - przyznała zgodnie z prawdą. - Jednak usłyszałam krzyki i wróciłam. Coś kazało mi zawrócić.

- Dobrze, że wróciłaś.

Edith jedynie skinęła głową, ruszając w stronę domu watahy. Zamierzała przebrać się przed pogrzebem. Jako alfa grała w nim bardzo ważną rolę, którą niekoniecznie chciała grać. Mimo to musiała to zrobić. W końcu życie to sztuka robienia wielu rzeczy, na które nie ma się ochoty.

Alfa weszła do pokoju i ubrała na siebie czarne spodnie i koszulę. Do tego czarne botki na lekkim obcasie. Spojrzała w lustro i zdjęła z szyi naszyjnik ochronny. Nie zamierzała dzisiaj go nosić. To już nie te czasie kiedy chowała się jak tchórz. Teraz miała być alfą.

Przeciągała te chwilę w nieskończoność. W końcu jednak opuściła dom watahy. Na placu stały stosy złożone z drewna, na których ułożono ciała. Wilki po śmierci należało palić. Powodów ku takim działaniu było kilka. Zdawały się one proste, chodziło bowiem między innymi o brak grobów, które były mało higieniczne, a wilki spędzały przy nich zbyt wiele czasu. Tak łatwiej było im się pogodzić ze stratą. I jeden najważniejszy powód. Dwa dni po śmierci wilkołaki przemieniały się w wampiry. Tak te krwiożercze bestie były wilkołakami, którym ktoś odmówił łaski. Często była to część wyroku. Rzadko wola zmarłego. Wampiry były bowiem potępione. Musiały żyć w ukryciu przed słońcem i nie posiadały własnej społeczności. Było ich zbyt mało, ponieważ tylko tak mogły powstać. Mało kto bał się śmierci aż tak by zdecydować się na przemianę. By jej zapobiec, wystarczyło przebić serce, odciąć głowę lub spalić ciało. Wilkołaki podparte jeszcze kilkoma innymi powodami wybierały to ostatnie. I właśnie dlatego mimo wielkiego bólu i braku czasu wataha musiał urządzać pogrzeby od razu po śmierci. Zależało na tym głównie mate zmarłych. W końcu wampiry nie umierają. A zgodnie z wierzeniem partnerzy musieli umrzeć, by odrodzić się w nowych ciałach i ponownie spotkać.

- Dzisiaj oddajemy cześć tym, którzy zmarli w nierównej walce - Edith spojrzała na stosy i odetchnęła niemo. Następnie spojrzała na mate i rodziny zmarłych. - Obyście się znów spotkali.

Rodziny zmarłych podpaliły stosy. Cała wataha spuściła głowy na znak szacunku dla zmarłych. Wszystko działo się tak szybko, że nikt nie miał czasu nadmiernie myśleć nad wydarzeniami ostatniej nocy. Teraz chciano skupić się na pogrzebie.

- Ich walka dzisiaj dobiegła końca - dodała Edith zgodnie ze zwyczajem banitów. - Rozumiem, iż wszyscy jesteście w żałobie. Straciliście osoby dla siebie ważne. Jednak pamiętajcie, że prawdziwy żołnierz nie opłakuje zmarłych przed końcem wojny.

Edith zrobiła dwa kroki w tył, pozwalając stosom pogrzebowym wypalić się zupełnie. Wiedziała, że to trudny dzień. Wilkołaki najpewniej obwiniają siebie za własną głupotę. Może w głębi duszy nienawidzą jej jeszcze bardziej. W tej chwili trudno było jej to ustalić.

- Chciałaś odejść? - zrobił się do niej jeden z wilkołaków. - Zostawić nas.

- To wy mnie porzuciliście. Wczoraj, kiedy wybraliście pokłon przed Ziro zamiast walki ze mną. - Ominęła stosy i stanęła przed wilkołakami. - Dzisiejsza noc pokazała nam jak skończymy, jeśli się poddamy. Tak potraktują każdego z nas. Chociaż pewnie nasza śmierć nie będzie tak szybka i miłosierna. W to szczerze nie wierzę. Dlatego musimy walczyć. Dla nas i dla wszystkich już poległych. Bądźcie gotowi do rana.

Po tych słowach wataha się rozeszła. Również Edith zamierzała wrócić do domu watahy, by przemyśleć parę ważnych spraw. W końcu wojna to nie tylko sztuka walki, ale też planowania. Musiała skupić się na dowodzeniu watahą, którą znała bardzo słabo o ile w ogóle. Teraz jednak mogła liczyć na ich oddanie. A przede wszystkim na pomoc luny i bety. Jedno było pewne. Ta wojna zadecyduje o jej dalszym losie.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz