⦅XVI⦆

1.2K 92 9
                                    

Gdy tylko Edith otworzyła oczy, uderzyła ją nieprzyjemna myśl o licznych obowiązkach tego dnia. Wyjazd z watahy, by spotkać się z innymi alfami. Nie była fanką tego pomysłu i nie miała siły, aby go wykonać. Najchętniej zostałaby tego dnia w swoim pokoju. Opuszczanie sfory nie było zbyt odpowiedzialne, podobnie jak spotykanie się z innymi alfami. Mężczyznami, którzy są alfami od pokoleń lub wygrali władzę w krwawym starciu. Wypadała ona przy nich zwyczajnie blado. Niczym rozpieszczona córeczka, którą przecież nigdy nie była. Była tylko nastolatką, której wszechświat wyjątkowo nienawidził.

Podniosła się z łóżka i przeszła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, po czym zabrała się za swój wygląd. Lekki makijaż nie był żadnym problemem. Miała przećwiczone parę sztuczek, które ułatwiały jej to zadania. Może była banitką, jednak lubiła czasem o siebie zadbać. Co do włosów było nieco gorzej, jedyną fryzurą, jaka wchodziła w grę, był kucyk. Edith zdecydowanie nie umiała układać włosów. Dlatego, kiedy przyszło co do czego, to jej najlepsza przyjaciółka zajmowała się jej włosami. Teraz postanowiła jedynie je przeczesać. Kiedy wyszła z łazienki, jej oczom ukazała się luna watahy. Ubrana w błękitną sukienkę, wyglądała jak zawsze zjawiskowo.

- Ubierz - podała jej kolejno koszulkę, spodnie i buty, które ta bez zbędnych protestów na siebie ubrała.

Spojrzała w lustro oceniając swój wygląd. Czarny golf sięgał jej zaledwie do pępka. Tego samego koloru wojskowe spodnie z wysokim stanem i wojskowe buty, niekoniecznie kojarzyły jej się urzędowo.

- Jesteś pewna, że... - spojrzała na Kirę, która jak zawsze miała gotowe uzasadnienie dla swoich wyborów.

- Wyglądasz super - podeszła do niej od tyłu i położyła dłonie na jej wąskiej talii. - Wilkołaki nie przyjeżdżają na to spotkanie odstawione w garniaki. Alfy są zazwyczaj ubrane w coś w ten deseń. Kobiety za to ubrane jak ja, wierne ozdoby swoich alf.

Dziewczyna ostatni raz spojrzała we własne odbicie, po czym wyszła z pokoju. Nie za bardzo wiedziała co powinna o tym myśleć. Była zagubiona i niepewna decyzji do jakich nakłaniała ją luna. Ale z braku doświadczenia nie miała większego wyboru.

-°°°°-

Edith nie była w stanie uwierzyć we własnego pecha. Miejsce, do którego trafiła było ucieleśnieniem największych koszmarów każdego banity. Spory plac z licznymi bunkrami przypominał bazę wojskową. Był to jednak teren, z którego wspólnie dowodzono armią złożona z kilku watah. Banici nienawidzili takich miejsc. Bo tam gdzie jednoczyły się oficjalne watahy, zaczynały się ich poważne problemy. Bowiem zjednoczone watahy mogły znacznie więcej niż samotni banici.

Brunetka, która czuła się tutaj znacznie pewniej, pochwyciła dłoń nastolatki. Pewnym krokiem ruszyła w stronę bunkra, który znajdował się w samym centrum placu. Mijające ich wilkołaki kłaniały się kobiecie, jednocześnie przerzucając się teoriami dotyczącymi dziewczyny. Twarz córki alfy banitów nie była powszechnie znana wśród wilkołaków. To głównie alfy znały jej wygląd. W końcu weszły do budynku, a oczom Edith ukazało się coś, czego wcale widzieć nie chciała. Pięć potężnych alf stało nad mapą, prowadząc zażartą dyskusje. Wreszcie jeden z kobiet Spojrzała na nie, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.

- Hej Kira - kobieta podeszła do nich dziarskim krokiem. Miała na sobie białą zwiewną sukienkę. - Nie wiedziałam, że Ty i Maren macie córkę - spojrzała na Edith z szerokim uśmiechem. - A na pewno nie aż tak dużą.

- To nie nasza córka - oświadczyła wyraźnie rozbawiona luna. - To nowa alfa watahy Morton.

- Kobieta! - jeden z mężczyzn spojrzał na nie zszokowany. - Do tego taka gówniara! - warknął w jej stronę, omijając stół z wyłożoną mapą. - Po moim trupie.

Kira chciała coś powiedzieć, jednak dziewczyna jej na to nie pozwoliła. Ominęła ją i podeszła do samca. Był bardzo młody, a przynajmniej na takiego wyglądał. Emanowała od niego pewność siebie. To, że jej nie poznał świadczyło, o tym że alfą jest od niedawna. Pewnie nigdy nie miał do czynienia z banitami.

- To mogę załatwić - zawarczała łapiąc z nim kontakt wzrokowy. - Jestem młodą alfą i do tego kobietą. I co z tego? - pchnęła go do tyłu, co raczej nie było zbyt mądre. - Luna mnie popiera, a wataha uznaje za alfę. A co tobie do tego?

- Wszystko! - pokonał dzielący ich dystans. - Kobiety nie mogą władać, zwłaszcza tak młode jak ty. Skąd ty się w ogóle wzięłaś?

- To córka Saula Holta. Alfy stada banitów. - Odezwał się jeden z mężczyzn stojących przy stole. Na nim obecność młodej banitki nie zrobiła większego wrażenia. - To z jej powodu zwołałem zebranie. Byłem pewien, że nie odpowiesz na zaproszenie.

- Które było sprawdzeniem czy mój ociec wygrał - dodała, wymijając agresywnego alfę.

On jednak nie zamierzał odpuścić. Złapał jej nadgarstek i wbił ją w najbliższą ścianę. Początkowo zszokowana dziewczyna nie zrobiła dosłownie nic. Dopiero po dłuższej chwili zareagowała. Złapała młodego samca za przyrodzenie i zacisnęła na nim dłoń.

- Nie jestem pewna czy ktoś taki powinien mi grozić - drugą dłonią wbiła pazury w jego ramię. - Chyba nie chcesz stracić jaj, przecież bez nich będziesz nic niewarty. Bez nich będziesz warty tyle samo ile kobieta w twoich oczach.

- Dosyć! - najstarszy z mężczyzn huknął, jednak na Edith nie zrobiła to większego wrażenia. Mimo to puściła młodego samca. - Podaj mi jeden powód, dla którego miałbym cię teraz nie zabić.

W tym momencie fioletowo włosa zdała sobie sprawę z tego w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. Musiała wykorzystać nabyte przez lata umiejętności, by wyplątać się z kłopotów.

- Jestem banitką, to prawda - podeszła bliżej alf. - Jednak ja się nią urodziłam. Nigdy nie dano mi prawa wyboru. Żadna wataha nie chciałaby mnie przyjąć, mimo że nie jestem niczemu winna. Byłam skazana na takie życie przez błędy własnego ojca. - Mimo niechęci przybrała bardziej uległą postawę ciała. - A teraz mam normalną watahę. Zdobył ją mój ojciec, jednak ja nią władam. Nigdy w życiu nikogo nie zabiłam. Nie zdradziłam ani nie skrzywdziłam żadnego wilkołaka poza prawem. Nigdy nie złamałam wilczego prawa, więc należy mi się miejsce w prawdziwej sforze.

Grupa pięciu samców zebrała się razem. Przez dłuższą chwilę ustalali co powinni zrobić z młodą kobietą. Ostatecznie doszli do porozumienia.

- Masz rację. Należy ci się miejsce, jednak nie jako alfie. Nasza piątka ustaliła, że możesz zostać, ale władzę w sforze musi sprawować mężczyzna.

Na te słowa Edith straciła kontrolę. Nienawidziła, kiedy ktoś tak ją traktował i nie zamierzała sobie na to pozwolić. Nie była słabą kobietą, którą można było rozstawiać po kątach. Była żołnierzem i tak zamierzała być traktowana. Tymi słowami alfy wywołały wojnę, której już nikt nie mógł zatrzymać.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz