⦅XX⦆

1.2K 97 2
                                    

Po pięciu godzinach trening dobiegł końca. Alfa pozwoliła zabrać zranionego mężczyznę do skrzydła szpitalnego. Mimo że pewnie nie powinno tak być, czuła ogromną satysfakcję. Czuła, że to co zrobiła było słuszne. Przecież musiała trzymać watahę w ryzach. I bynajmniej nie zamierzała polegać tylko na reputacji ojca. Bo pewnie wcale nie była od niego lepsza.

Pogoda tego dnia wyjątkowo dopisywała. Niebo było bezchmurne i było w miarę ciepło. Wbrew swoim zapewnieniom, wilkołaki przez zbliżającą się pełnie miały spore pokłady energii, dlatego teraz zabrały się za kopanie basenu, na którego budowę wcześniej alfa wyraziła zgodę. Edith stała, przyglądając się ich poczynaniom.

- Nie przesadziłaś? - luna watahy podeszła do Alfy, wyraźnie niezadowolona.

- Muszę utrzymywać porządek, zwłaszcza że czekają nas trudne czasy - skrzyżowała ramiona na piersiach, spoglądając na kobietę.

- Będzie miał bliznę do końca życia - kontynuowała, ignorując wypowiedź dziewczyny.

- Będzie, więc pamiętał dzień, w którym mi się sprzeciwił -w tym momencie Edith w ogóle nie przypominała jej dziewczyny, która stanęła przed domem watahy. Zmieniła się, a ona nawet nie wiedziała kiedy.

- Kiedy taka się stałaś? - spytała z troską, tak typową dla lun.

- Zawsze taka byłam - wzruszyła obojętnie ramionami. - Jestem wyłączona. Bycie banitą miało na mnie ogromny wpływ. Na co dzień staram się to ukrywać, jednak to niełatwe.

- Kiedy więc zabiłaś w sobie dziecko? A może raczej powinnam spytać, kiedy zabiłaś po raz pierwszy?

Edith wpatrywała się w pracujących mężczyzn, intensywnie się nad czymś zastanawiając. Czy chciała rozmawiać o tym z Kirą? Było to wspomnienie odległe. Jedno z tych, którego nie chciała pamiętać. Przez większość życie wmawiała sobie, że to nigdy się nie stało. Ale prawda była zupełnie inna. Znacznie bardziej bolesna i makabryczna.

- Miałam trzynaście lat - zaczęła, spoglądając na kobietę. - Mój ojciec tego dnia stwierdził, że musi mi coś pokazać. Wziął mnie na ręce i zabrał do jednego z budynków, do którego zawsze zabraniał mi chodzić. Wtedy już wiedziałam, że coś jest nie tak. - Zacisnęła dłonie na ramionach. - Wniósł mnie do środka, a moim oczom ukazał się mężczyzna. Cały we krwi. Ojciec odłożył mnie na ziemię i spojrzał na mnie surowo. Powiedział 'nie zamykaj oczu'. Potem zaczęły się tortury. Bił go i przebijał srebrnymi drutami, które wypalały jego ciało. Krzyczał, błagając o litość. - Przymknęła powieki, walcząc ze łzami. - Płakałam, jednak nie zamknęłam oczu. Bo on tak kazał. Wtedy pierwszy raz widziałam, jak ktoś kogoś torturuje. Potem ojciec nakazywał mi chodzić na tortury i to oglądać przez dwa lata. Kiedy miałam piętnaście lat, po raz pierwszy sama tak kogoś potraktowałam. - Spojrzała na Kirę przeszklonymi oczami. - Ja nigdy nie byłam niewinna. Od dziecka przyzwyczajono mnie do okrucieństwa tego świata.

Kira stała wpatrzona w dziewczynę. Nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć. Przeprosić? Wesprzeć ją? Nic z tych rzeczy nie wydawało się dobrym pomysłem.

- Przykro mi - wydusiła, uciekając od niej wzrokiem.

- Niby czemu? To nie twoja wina. - Wzruszyła ramionami, spoglądając na lunę. - Poza tym mi nawet nie jest przykro. To uczyniło mnie silną i gotową. Nigdy nie żyłam w cukierkowym świecie przystosowanym dla dzieci. To oszczędziło mi wiele zawodu.

- To nie zmienia faktu, że byłaś okrutna - starła z twarzy pojedyncza łzę. - Przesadziłaś.

- Nie rozumiesz? Alfy mogą chcieć odwetu w każdej chwili. - Spojrzała przed siebie, jakby czegoś wypatrywała. - Oni muszę być gotowi. A ja muszę być pewna, że nie stchórzą.

- Nie znasz naszego prawa - położyła dłoń na jej ramieniu. - Ale wiedz, że nie uciekną. Zostaniemy uznani za banitów, bo twój ojciec nas podbił, a ty nami rządzisz. A kara za życie w stadzie banitów to śmierć. Oni już nie mogą się wycofać, bo wolą żyć w sforze jak samotnie. Kiedy wieść o tym co się stało się rozniesie, już nikt ich nie przyjmie.

- A to ponoć banici są okrutni i niesprawiedliwi - rozpuściła wcześniej spięte włosy. - Skoro tak jest, to niech nie podskakują. Ja nikomu oczu nie wydrapię za nic.

- Z czasem to zrozumieją - westchnęła cicho, spoglądając na pracujących. - Moja pierwsza pełnia bez Zamira - spojrzała na niebo, jednak o tak wczesnej godzinie księżyc nie był jeszcze widoczny.

- U mnie po staremu - wzruszyła ramionami. - Poradzisz sobie. Masz tutaj dosyć wilkołaków. Do wyboru do koloru.

- A ty masz Huntera - szturchnęła ją łokciem w żebra. - Powinnaś to wykorzystać. Dawno temu się przemieniłaś?

- Miałam... - zamyśliła się na chwilę, starając się przywołać jeden z najbardziej bolesnych momentów swojego życia. - Piętnaście lat.

- Zduszasz w sobie potrzeby zwierzęcia. Nie rób tego, bo ona ci nie wybaczy. A wojna z samą sobą nie powinna być twoim marzeniem. - Oczy luny przybrały czerwony kolor. - Ja ją rozpieszczam. W ten sposób nie doprasza się uwagi, kiedy tego nie trzeba.

- Seks nie jest rozwiązaniem każdego problemu - stwierdziła rozbawiona. - Chociaż wilkołaki lubią tak twierdzić.

- Jeszcze mało wiesz o tym życiu. Pierwsza pełnia po sparowaniu będzie dla ciebie mocnym przeżyciem. Gwarantuje, że się nie powstrzymasz. - Zaśmiała się lekko. - Ja też nie dałam rady. A składałam sobie mocne obietnice. Jesteś wilkołakiem. Pół zwierzęciem i musisz się z tym pogodzić.

- Jestem wilkołakiem o silnej woli - podeszła bliżej pracujących mężczyzn, wśród których nie dostrzegła żadnych kobiet. Zaciągnęła się zapachem, co było chyba jej pierwszym błędem. Intensywny zapach testosteronu od razu wywołał reakcje jej organizmu. Jej mięśnie spięły się, a oczy ponownie zmieniły kolor. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego kobiety wolały unikać dzisiaj mężczyzn.

Wycofała się, robiąc kilka kroków w tył. Poczuła jak jej wewnętrzne zwierzę domaga się wolność.

- I jak Twoja silna wola? - luna zaśmiała się krótko, ignorując zabójcze spojrzenia alfy.

- Moja wilczyca to dziwka - oświadczyła, nawet nie próbując być delikatna. Dokładnie tak jakby jej wewnętrzne zwierzę mogło ją usłyszeć. - Tylko jedno jej w głowie.

- Wszystkie tak mamy, zwłaszcza w trakcie pełni - poklepała ją po ramieniu, chcąc dodać jej otuchy.

- Nigdy wcześniej tego nie czułaś?

- Czułam, ale próbowałam o tym nie myśleć - przyznała, drapiąc się po karku. - Ignorowałam to uczucie, ale teraz jest zbyt silne.

- To przez sparowanie - stwierdziła luna, szeroko się uśmiechając. Zły humor zdołał całkowicie ją opuścić. - Jeszcze nie wiesz, jak zareagujesz na Huntera. I gwarantuje, że to będzie cudowne.

- Raczej się nie przekonam.

Resztę dnia Edith planowała spędzić na doglądaniu pracy watahy. Potem zamierzała ukryć się we własnym pokoju. W jej planach nie było spotkania z betą. Nie czuła się na nie gotowa nawet w najmniejszym stopniu.

- Niechaj żyje alfa cnotek - Kira skierowała się w stronę domu watahy, by znaleźć partnera na czas pełni.

Edith powstrzymała się od komentarza w stronę kobiety. Nie znała jej na tyle, by mówić takie rzeczy. Młoda alfa przeżyła bowiem swoje i nie miała ochoty do tego wracać.

Potępiona Alfa [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz