Rozdział czwarty - Szlak przez Bronon

242 17 1
                                    

- Uparte to i zadziorne - stwierdził Radogast, gdy Benen ponownie wsiadł na swojego wierzchowca.
- Hmmm. Gdybyś jeszcze widział jak ona włada mieczem... Dobrze by było mieć ją po naszej stronie - dodał Książę.
- To się raczej nigdy nie stanie...
- Wyruszamy! - Benen zignorował uwagę przyjaciela i wydał rozkaz swoim oddziałom.


                                                                           ***

- Kolejne odzienie zniszczone. - Słowa Duany obudziły Lawenę. Ku jej zdziwieniu zaczynało już zmierzchać.
- Przespałam cały dzień? - szepnęła do dziewczyny, która niepocieszona pochylała się nad jej nogą. Obok niej na wozie siedział również medyk. Wydawało się, że drzemał.
Duana niepewnie kiwnęła głową w odpowiedzi.
- Mam wrażenie, że nasz drogi medyk pomógł mi w tym zasypianiu... - stwierdziła Lawena nieco rozczarowana. Zamierzała spędzić podróż na obserwacji. Chciała zorientować się jak liczne są oddziały Księcia, czy są dobrze zorganizowane. Wciąż też nie wiedziała, gdzie jest. Straciła kolejny dzień.
- Ponownie dostałaś gorączki, Księżniczko. - Duana zaczęła tłumaczyć, widząc jej niezadowolenie. - Oprócz tego, ból nogi się wzmożył. Zwyczajnie potrzebowałaś odpoczynku. - Najwyraźniej odurzenie Księżniczki nie wzbudziło w dziewczynie żadnych wyrzutów sumienia.
Lawena zerknęła na medyka, który obserwował ją teraz spod przymrużonych rzęs, udając jednak, że wciąż śpi.

Chwilę później wóz zwolnił i wjechał głębiej w las.
- W końcu - szepnął Pontus i czym prędzej zeskoczył z wozu.
- Biedak od dłuższego czasu musiał pójść za potrzebą. - Duana zaśmiała się pod nosem, po czym położyła się na prowizorycznym posłaniu obok Laweny. Czas jakiś leżały w ciszy. Wokół dało się słyszeć zgiełk tymczasowego obozowiska. Ciszę przerwała Lawena.
- Czemu nie dołączysz do żeńskiego oddziału, skoro masz taką możliwość?
- Bo nie chcę być częścią tej wojny. - Duana odpowiedziała od razu. Oczywistym było, że nie pierwszy raz ktoś zadał jej to pytanie. - Nie chcę zabijać i ranić. Walczycie od tak wielu lat, że już dawno pogubiliście się w swoich motywach i pobudkach. Walczycie tylko po to by walczyć, nie mając już nawet celu przed oczami.
- A jaki ty masz cel? - Lawena spytała zdziwiona tak przemyślaną odpowiedzią.
- Miłość.
Księżniczka zaśmiała się cicho na te słowa.
- Nie wydaje ci się, że to dość naiwne?
- Moim zdaniem naiwnością jest oczekiwać, że ta wojna do czegoś doprowadzi, że coś rozwiąże.
- Mówisz, że nie chcesz być jej częścią - nie poddawała się Lawena - lecz jesteś tutaj, czyż nie? To czyni cię taką samą jej częścią jak i mnie, czy wszystkich tych ludzi wokół nas.
- Może - odpowiedziała dziewczyna po chwili namysłu. - Ja jednak nie uczyniłam z wojny sensu mojego życia - dodała, po czym wstała i zeskoczyła z wozu. - Pójdę przynieść nam coś do jedzenia - wytłumaczyła już bardziej pojednawczym tonem, zostawiając Lawenę samą z myślami.

...nie uczyniłam z wojny sensu mojego życia. Słowa Duany wciąż rozbrzmiewały jej w głowie. Jakże były prawdziwe!

Jeszcze zanim wybuchła wojna siedemnastoletnia Lawena uczyła się władania mieczem i strzelania z łuku. Było to krótko po śmierci matki. Całodniowe, wycieńczające treningi były tym, co jej złamane serce potrzebowało; pomagały zapomnieć. Hagan był jej nauczycielem. Od niego dostała to, czego nie potrafił lub nie chciał dać jej ojciec. To dzięki jego wsparciu i serdeczności dźwignęła się z żałoby. Gdy Ansgar wypowiedział wojnę Hillonowi, Lawena od razu dołączyła do oddziałów Hagana. Od tamtej chwili wojna rzeczywiście stała się jej życiem. Nie była pewna jak funkcjonować poza oddziałem i kolejną misją.

Nazajutrz, gdy Duana jeszcze spała, Lawena bezgłośnie zsunęła się z wozu. Z ulgą stwierdziła, że ból w nodze, mimo że wciąż obecny, jest już zwyczajnie znośny.
- Jeśli nie umrzesz w pierwszych dwudziestu czterech godzinach, tylko czas uleczy cię po takiej strzale. - Z lasu szedł ku niej medyk. W niewielkim koszyku niósł kawałki gałęzi. - Postanowiłem zaopatrzyć się w korę białej wierzby - wytłumaczył. - Gdy przekroczymy już granicę Hillonu, nie będzie o nią łatwo, a może nam być jeszcze potrzebna na ból i gorączkę... - Dodał, wskazując na nogę Księżniczki.
Lawena przestała go jednak słuchać, w momencie, gdy wspomniał o Hillonie. Jeśli wkrótce mieli przekroczyć granicę, znaczyło to, że byli już bardzo daleko od Garlandu. Gdy podejmie próbę ucieczki, musi zrobić to konno.
- Jak widzisz, Pontusie - od razu podjęłą więc próbę - czas rzeczywiście mnie uleczył. Wydaje mi się, że dzisiaj mogę już jechać konno.
Medyk zaśmiał się na te słowa.

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz