Przez czas jakiś jechali w milczeniu. Benen rozważał różne scenariusze tych kilku nadchodzących godzin, ale za każdym razem pozostawał tylko z jednym zakończeniem; komuś stanie się krzywda. Miał nadzieję, że nie będzie to żaden z jego ludzi.
- Już blisko, Panie! - zawołał Lasse, zrównując swojego konia z koniem Księcia. - Z tego wzgórza obserwowaliśmy jak posłaniec ucieka przed pościgiem, kryjąc się w lesie. Gdy Garlanie stracili go z oczu, zostawiłem ludzi i ruszyłem po posiłki.
- Myślisz, że nasi w międzyczasie zaatakowali Garlan? - spytał Książę.
- Zabroniłem im tego, Panie, zważywszy na przewagę tych drugich...
- Ale...? - zapytał Benen czując, że Lasse się waha.
- Ale mieli zrobić wszystko, by posłaniec pozostał przez ten czas przy życiu...Zwolnili, zbliżywszy się do wzgórza. Konie zmęczone długim galopem, niechętnie wspinały się po zboczu. Ku uldze Benena na szczycie czekało na nich czterech jeźdźców. Rozpoznał w nich ludzi Radogasta.
- Garlanie rozpierzchli się po dolinie, Panie. - Jeden z nich od razu przeszedł do sedna, wskazując na drugą stronę wzgórza i teren poniżej. - Posłaniec ukrywa się w lesie tu niedaleko.
Benen spojrzał w dół na dolinę, gdzie rzeczywiście liczni jeźdźcy przecinali hillońską polanę w każdą możliwą stronę. Po chwili oddział Benena zwrócił ich uwagę.
- Zauważyli nas - swierdził zmartwiony Lasse.
- I dobrze. - Benen wyprostował się w siodle. - Odwrócimy ich uwagę od posłańca. Lasse, weź tych samych czterech ludzi i niezauważenie zjedźcie zboczem do lasu. Znajdźcie posłańca i jak najszybciej zabierzecie go do zamku.
- Ale, Panie...! - Lasse próbował się sprzeciwić.
- Nie ma ale, Lasse. - Benen wiedział o co chodzi chłopakowi. - Posłaniec jest najważniejszy. Macie go odnaleźć i ruszyć do zamku, niezależnie od tego, co będzie działo się na polanie.
- Co będzie się działo? - wtrącił Radogast. - Na moje odczucie może się tam za chwilę dziać tylko jedno...
- Jest jeszcze szansa, że przekonamy Garlan do pokojowego wycofania się. - Westchnął zniecierpliwiony Benen.
- To Garlanie! Czy kiedyś widziałeś, by wycofali się pokojowo z czegokolwiek?
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz - dodał Benen z przekąsem. Uśmiechnął się cierpko do Radogasta.
- Słyszeliście rozkaz. Zachowujemy się, jakbyśmy byli na spacerku, ale miecze mamy w pogotowiu - podsumował Radogast, zwracając się do swoich ludzi.
Na te słowa, widząc, że dyskusja jest zakończona, Lasse i czterej jeźdźcy ruszyli w dół zbocza, osłonięci przed widokiem nieprzyjaciela. Benen i Radogast, a za nimi cały oddział, ruszyli drugą stroną zbocza w dół na spotkanie z Garlanami, którzy w międzyczasie zdążyli zewrzeć szyki.
- Bardzo chciałbym się mylić co do czekającego nas spotkania - westchnął Radogast. - Jakby było miło dla odmiany uciąć sobie z Garlanami jedynie krótką pogawędkę, miast ucinać cokolwiek innego.***
Gdy po dłuższym czasie rycerze nie wracali, Lawena postanowiła wyjść z komnaty i poszukać Duany. Tym razem założyła biały płaszcz, który dziewczyna dla niej przygotowała. Stwierdziła, że dzięki temu Duana może być bardziej skora do rozmowy.
Tak, jak za pierwszym razem, również teraz drzwi nie były zamknięte na klucz. Strażnicy stali jednak zaraz za nimi. Zerknęli na nią, gdy stanęła w drzwiach, ale nie ruszyli się z miejsca. Nie zamierzała ich prosić o pozwolenie by wyjść.
- Chcę porozmawiać z Duaną - rzuciła tylko.
Strażnicy rozstąpili się nieznacznie, pozwalając jej wyjść na krużganek.
- Widzę, że zmądrzałaś. - Głos Duany dobiegł ją z prawej części korytarza. Szła ku niej uśmiechnięta z tacą zastawioną jedzeniem. Wskazała zadowolona na płaszcz Laweny.
- Tak, dziękuję ci za to. Rzeczywiście jest już coraz zimniej - odparła Lawena polubownie. Dziwił ją jednak humor Duany. Jej ukochany kilka godzin temu ruszył do walki i do tej pory nie wrócił.
- Zjedzmy coś - zaproponowała dziewczyna, wchodząc do swojej komnaty. Lawena podążyła za nią, a strażnicy ponownie stanęli po obu stronach drzwi.
- Jesteś nad wyraz spokojna, Duano... - zaryzykowała stwierdzenie Lawena. Gdy Duana nie odpowiedziała, rozstawiając talerze na stole, dodała - Lassego nie ma od kilku godzin. Jasnym było, że ich wyprawa miała na celu jakąś potyczkę...
- Kilka dni spędzonych wśród Hillan, a ty, Księżniczko, już martwisz się o ich zdrowie i życie? - Spojrzała na nią przekornie, ale Lawena nie zareagowała na tę zaczepkę. Duana westchnęła. - Tak, jak mówiłam dzisiaj rano, ty we wszystkim upatrujesz wojny... Ja natomiast zakładam, że Benen wyruszył, by pertraktować... - Duana zignorowała prychnięcie Laweny. - A nawet jeśli zmuszeni będą walczyć, oczekujesz, że będę lamentować i włosy rwać z głowy? Lasse jest dobrym wojownikiem i ma wsparcie doskonałego oddziału. Wierzę, że wróci do mnie cały i zdrowy.
Lawena zastanawiała się czy ta dziewczyna jest nieskończenie naiwna, czy może tak mądra, że widzi więcej niż Lawena i pozostali.
- Dlaczego wyruszyli w takim pośpiechu? - Zmieniła temat i przeszła do sedna. - O jakim posłańcu mówił Lasse?
- Jedzmy. - Duana wskazała Lawenie miejsce przy stole. Zaczęła nakładać sobie jedzenie na talerz i zdawało się, że nie zamierza odpowiedzieć na zadane jej pytanie.
Lawena usiadła niechętnie. Mimo że nie była głodna, nałożyła sobie kawałek pieczeni. Czuła, że Duanę da się zdobyć małymi krokami. Ta taktyka zdawała się działać, gdyż po chwili dziewczyna odezwała się ponownie.
- Domyślasz się zapewne, że zbyt wiele nie mogę ci powiedzieć... Jesteśmy w tym zamku już od kilku dni, ponieważ Książę czekał na hillońskiego posłańca, który miał wrócić z Bronon. Zdaje się, że posłaniec się znalazł. Niestety z pięćdziesięcioma uzbrojonymi Garlanami na karku.
- Widziałam, że twoja matka również wyruszyła. - Lewana postanowiła zmienić nieco temat, czując, że nie dowie się więcej na temat posłańca.
- A czemu miałaby nie ruszyć z Księciem? Dowodzi jednym z najlepszych oddziałów w Hillonie.
- Jak na kogoś, kto tak otwarcie gardzi wojną, wydajesz się bardzo dumna z matki...
- Tak, gardzę wojną, ale jestem dumna ze wszystkich tych kobiet, które zamiast mężczyzn stanęły do walki.
- Zawsze zastanawiało mnie, co pchnęło tyle hillońskich kobiet do walki - stwierdziła Lawena. - Nie zrozum mnie źle, uważam, że my kobiety tak samo jak mężczyźni mamy prawo do obrony swojego domu i królestwa. W garlandzkiej armii nie jestem jedyną, ale całe oddziały? To zupełnie coś innego. Czyżby Hillonkom nie spieszno było do żeniaczki? A może właśnie podczas wojny chciałyby 'upolować' męża? - Lawena uśmiechnęła się zadowolona ze swojego żartu. Uśmiech zszedł jej jednak szybko z twarzy, gdy zauważyła minę Duany.
- Jeśli wojna puka do drzwi, a wszyscy mężczyźni, którzy mogą stanąć w twojej obronie, nie żyją, to co innego możesz zrobić, niż stanąć do walki? I nie ma w tym żadnego ukrytego motywu. - Dziewczyna odłożyła widelec i odsunęła talerz.
- Dlaczego w takim razie Hillon zaatakował Garland, skoro nie mieliście wystarczającej liczby rycerzy do walki? Zresztą co to za historia z tymi nieżyjącymi mężczyznami...?
Duana zaśmiała się gorzko. Gdy Księżniczka wciąż patrzyła na nią zdziwiona, dziewczyna spoważniała. Widać było, że zastanawia się nad czymś.
- W sumie czemu miałabyś o tym wiedzieć...?
- Wiedzieć o czym? - zniecierpliwiła się Księżniczka.
- Co według Garlan było przyczyną tej wieloletniej wojny? Co ją zaczęło?
- Przerośnięte ambicje - bez zastanowienia odpowiedziała Lawena. Duana przytaknęła. Co do tego się zgadzały - Czyż nie jest to powód każdej wojny? - Gdy Duana nie odpowiedziała, Lawena kontynuowała. - Hillmarowi zamarzyło się królestwo poza Puszczą, więc swoje mrzonki postanowił zamienić w czyn...
Duana zbladła.
- Przypuszczam, że na tym polegają właśnie kłamstwa historii - odparła po chwili drżącym głosem. - Tak długo powtarza się ludziom jakiś nonsens, aż w końcu w niego uwierzą, co więcej, będą bronić jego słuszności. W tym przypadku widzę, że Ansgar bardzo skutecznie przemilczał pewne wydarzenia, czym wymazał je z pamięci Garlan... Jednak pewnych wydarzeń Hillanie nigdy nie zapomną!
- O czym ty, dziewczyno, mówisz?!
- Opowiem ci pewną historię..., historię, której nie lubię opowiadać, ale widzę, że nie mam wyjścia. - Zamyśliła się na chwilę i wzięła głęboki wdech. - Davin od dziecka interesował się ziołami i ich działaniem - zaczęła, uśmiechając się do swoich wspomnień. - Fascynowała go myśl, że odpowiednie ich dobranie czy mieszanka, mogą ocalić komuś życie lub ukoić cierpienie. Zamierzał szkolić się w sztukach leczniczych. Nikogo nie zdziwiło więc, że, gdy w wiosce pojawił się starzec podający się za medyka, Davin zaprzyjaźnił się z nim. Chciał uczyć się od niego. Towarzyszył starcowi w jego wyprawach po okolicy, a gdy w kolejnych wioskach zaczęli chorować młodzi ludzie, Davin wraz z medykiem ruszyli z pomocą. Gdy pierwsi chłopcy i młodzi mężczyźni zaczęli umierać, starzec ruszył w dalszą drogę, pod pretekstem powstrzymania rozprzestrzenienia sie choroby. Zostawił Davinowi ziołowe specyfiki i instrukcje jak ich stosować. Davin czuł się odpowiedzialny za wszystkich chorych i codziennie stosował się do wskazówek medyka, zachęcając chorych do picia naparu przyrządzonego z ziół przygotowanych przez starca. Swoje osłabienie i kaszel zrzucił na karby zmęczenia. Gdy do wioski przybył jeden z rycerzy Króla z ostrzeżeniem przed tajemniczym starcem, było już za późno. Wszyscy chorzy zmarli. Ich rodziny oskarżyły Davina o pomoc w uśmierceniu ich synów, braci i mężów. Mój brat nie słyszał jednak tych oskarżeń, gdyż sam leżał już w gorączce, a kilka dni później zmarł.
CZYTASZ
Trzy Królestwa
Fantasy'Walczycie od tak wielu lat, że już dawno pogubiliście się w swoich motywach i pobudkach. Walczycie tylko po to by walczyć, nie mając już nawet celu przed oczami.' Królestwa Garlandu i Hillonu są w stanie wieloletniej wojny, która pochłania kolejne...