Rozdział trzydziesty trzeci - Plan drugi

189 18 2
                                    

- Dziękuję w imieniu moich ludzi - szepnął Benen kilka godzin później.
Od dłuższego czasu nie zamienili ze sobą ani słowa, więc Lawena założyła, że Książę zasnął.
Uśmiechnęła się do niego smutno, ale nic nie odpowiedziała. Przynajmniej tyle mogła jeszcze zrobić w obecnej sytuacji. Czuła jednak, że na jedzeniu i piciu kończą się niestety jej wpływy w zamku ojca.
Z każdą chwilą utwierdzała się również w przekonaniu o beznadziejnym położeniu swoim i Księcia. Pomijając oczywisty fakt, że byli zamknięci w celi, zrozumiała, że uczucia, którymi się darzą, czynią ich łatwym celem. I mimo że żadne z nich specjalnie na oczach innych tych uczuć nie okazywało, zdawało się, że wszyscy wyciągnęli te same wnioski; Księcia i Księżniczkę musi coś łączyć. Wiedziała, że Enar, i zapewne również ojciec, gotowi są to wykorzystać...
Plan drugi stawał się więc jedynym planem. Już miała przyznać rację Benenowi, gdy usłyszała szelest na schodach. Benen również to usłyszał, gdyż podniósł się powoli i ruszył w jej stronę.
Po chwili w blasku pochodni ujrzeli Hagana, a z nim kilku jego ludzi, między innymi Labrasa. Ten ostatni dzierżył pęk kluczy.
- Czy tego chcesz czy nie chcesz - szepnął Benen - zdaje się, że zaraz zrealizujemy plan numer dwa.
- Hagan? - Lawena mimo wszystko była zdziwiona.
- Wybacz, że tak długo to trwało, ale zorganizowanie ucieczki tak sporej grupy okazało się znacznym wyzwaniem - tłumacząc, otworzył kratę. W tym czasie jego ludzie otwierali kolejne cele.
- Śmiem twierdzić, że przybywacie w samą porę - rzucił Benen, z zadowoleniem klepiąc Hagana po ramieniu.
- Wasza Wysokość - Hagan skłonił się lekko. - Czy jesteś w stanie jechać konno? - zapytał przyglądając się twarzy Księcia, a potem jego sylwetce.
- Jest tylko jeden sposób, by się przekonać - Benen odpowiedział na pozór wesoło, ale Lawena czuła, że to w rzeczy samej tylko pozory. Mimo że Książę nieustannie starał się to ukryć, był poważnie poturbowany.
Wszyscy zebrali się u podnóża schodów, nasłuchując w napięciu.
- Gdzie strażnicy? - zapytała Lawena zdziwiona wszechobecną ciszą.
- Odpoczywają - szepnął Labras.
- Dobrze - odetchnęła Lawena. - Żadnego zabijania - dodała głośniej i powiodła spojrzeniem po każdym z zebranych, by upewnić się, że usłyszeli.
- W miarę możliwości - rzucił Hagan. Na widok badawczego spojrzenia Laweny, wzruszył ramionami. - Ruszajmy. - Zniecierpliwił się. - Musimy dotrzeć do wschodniego przejścia. Straż trzyma tam oddział Gregera, więc duża grupa ludzi i konie nie wzbudzą podejrzeń ludzi Enara stacjonujących na murach.
Ruszyli schodami pod górę. Prowadził Labras. Lawena i Hagan podążali zaraz za nim.
- Greger? - W głosie Laweny słychać było zwątpienie. Greger był jednym z generałów, którzy w jej mniemaniu pozostawali wierni Królowi.
- Twoja wczorajsza przemowa uświadomiła mu... - Hagan przerwał, gdyż dotarli do szczytu schodów.
Labras wyjrzał ostrożnie na korytarz i dał znak pozostałym, by podążali za nim. Pięciu strażników spało smacznie nieopodal opartych o stół lub rozłożonych pod ścianą. Minęli ich bezgłośnie.
- Twoja wczorajsza przemowa - kontynuował Hagan, gdy przemykali korytarzem prowadzącym z lochów - uświadomiła wielu, że nie są osamotnieni w swoich wątpliwościach. Greger ma dwóch synów i córkę, więc...
Dotarli do drzwi oddzielających część więzienną zamku od całej reszty. Korytarz wschodni zaczynał się zaraz za nimi.
Ponownie Labras wyjrzał na korytarz. Tym razem towarzyszyły mu głowy Laweny i Hagana. Dwóch rycerzy oddalało się właśnie niespiesznym krokiem. Znak, że nic ich nie zaalarmowało. Hagan machnął na milczącą grupę cierpliwie czekającą za ich plecami.
Słowa Generała dały Lawenie nadzieję. Jeśli Greger tak szybko stanął po ich stronie, może inni również posłuchają głosu rozsądku.
Chwilowo jednak odrzuciła te myśli, koncentrując się całkowicie na wydostaniu się z zamku. Oczywiście w momencie, gdy na powrót pomyślała o ucieczce, dały o sobie znać wyrzuty sumienia. Czy nie zdradzała właśnie Króla? Czy nie hańbiła honoru, wynosząc się z zamku pod osłoną nocy, miast zostać i bronić swoich racji?
Próbując odpędzić wątpliwości, zerknęła na Benena. Szedł wśród swoich ludzi, nie zostawał w tyle.
- Nic mi nie jest! - zniecierpliwiony ubiegł jej pytanie. Na potwierdzenie przyspieszył i praktycznie zrównał się z Haganem
Lawena uśmiechnęła się pod nosem. Przeczuwała, że Benen rzadko, jeśli nie pierwszy raz, znajdował się w sytuacji, w której to on był słabym ogniwem. Z pewnością raniło to jego dumę.

Zbliżali się już do końca korytarza; jeszcze tylko jeden zakręt dzielił ich od wschodniego wyjścia.
Lawenę zdziwiła łatwość z jaką udało się im wymknąć. Szybko doszła jednak do wniosku, iż zwyczajnie nikt nie spodziewał się, że spróbują uciec i że w ogóle ktoś gotowy będzie im w tym pomóc. Z pewnością dlatego właśnie Enar nie wprowadził żadnych dodatkowych środków ostrożności. Był nadto pewny swego.
Gdy dotarli do ostatniego już skrzyżowania korytarzy, Hagan pierwszy wysunął głowę, lecz schował ją gwałtownie.
- Ludzie Enara - szepnął wściekły. - Miało ich tu nie być...
Teraz już wszyscy usłyszeli odgłos zbliżających się kroków.
- Skręcą w ten korytarz? - zapytał Benen, jakby rozważał jakąś myśl.
- Nie, ten korytarz jest nieużywany. Miną nas jednak i wtedy nas zauważą.
Lawena obserwowała Hagana, który wyraźnie rozważał różne opcje wyjścia z tej sytuacji. Ku jej niezadowoleniu chwycił za miecz.
Benen powstrzymał go jednak ruchem ręki.
- Ja się tym zajmę - szepnął.
Zrobił krok do przodu, stając u samego ujścia korytarza. Z trudem uniósł prawą rękę, opierając dłoń na kamiennej ścianie. Lewą ręką zatoczył półkole, jakby żegnając się z kimś. W jednej chwili na ich oczach spod nóg Benena wyrosła skalna ściana. Korytarz, którym przybyli, już nie łączył się z drugim korytarzem, był jakby ślepym zaułkiem, który dawał schronienie.
Przez skalną zasłonę dało się jednak słyszeć kroki mijających ich rycerzy. W pewnym momencie zdało im się nawet, że ludzie Enara zatrzymali się tuż za nią. Wszyscy wstrzymali oddech. Chwilę później kroki zaczęły się jednak oddalać, by całkiem ucichnąć.
Ściana, jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknęła. Lawena, która doświadczyła już czarów Benena, nie była zdziwiona. Hagan natomiast stał jak wryty.
- Hhm - odchrząknął. - Dziękujemy, Książę.
Benen tylko skinął głową. Oddychał ciężko, a po skroni spłynęła mu stróżka potu. Zachwiał się, ale zanim Lawena zdążyła do niego podejść, Radogast doskoczył do przyjaciela.
- Tobie jak zwykle popisy w głowie - szepnął żartobliwie.
- Nic mi nie jest...

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz