Rozdział trzydziesty czwarty - Wątpliwości

186 17 1
                                    

Jeszcze zanim otworzył oczy, usłyszał jej oddech. Przez moment miał wrażenie, że są w hillońskim namiocie w drodze do Hillonu. Po chwili jednak poczuł znajomy ból w ręce i żebrach i, choć był on już słabszy, od razu uzmysłowił mu, gdzie się teraz znajduje.
Benen otworzył oczy i zerknął w bok. Lawena leżała obok niego. Jasne włosy uwolnione z warkocza przysłaniały jej twarz, a część leżała rozrzucona na posłaniu. Tym razem nie powstrzymał się i delikatnie dotknął jej włosów. Od dawna miał na to ochotę.
Usiadł ostrożnie i zdał sobie sprawę, że jego ramię i żebra pokrywa jakiś materiał o dziwnym zapachu. Założył, że to właśnie dzięki temu okładowi ból osłabł.
Czy to Lawena go opatrzyła? A potem została... i teraz spała z nim na jednym posłaniu... Jego rozmyślania przerwał odgłos końskich kopyt. Podniósł się i powoli podszedł do wyjścia. Stało tam kilku jego ludzi, ale to nie oni czynili hałas; to garlandzki oddział, który właśnie przybył do obozu.
Czy to oddział Gregera? Czy inny, który odpowiedział na wezwanie Hagana?

Lawena poruszyła się na posłaniu, więc odwrócił się w jej stronę. Nie zauważyła go, więc mógł ją przez chwilę obserwować. Zdziwiona dotknęła miejsca, na którym jeszcze przed chwilą spał. Usiadła na łóżku i na nowo zaplotła warkocz. Zamyślona patrzyła na tacę z jedzeniem leżącą na stole. Zapewne pomyślała o tym samym co on; ktoś był w namiocie, gdy oni spali, gdy spali obok siebie.
Księżniczka wstała, by nalać sobie wina i wtedy go zauważyła. Uniósł nieznacznie rękę w niemym powitaniu.
- Przybyły kolejne oddziały - powiedział.
Lawena kiwnęłą głową. Nie wydawała się zainteresowana tą wiadomością.
- Jak się czujesz? - zapytała.
-Czymkolwiek mnie obłożyłaś... pomogło.
- Chodź. - Wyciągnęła do niego rękę. - Skoro okład pomógł, zrobimy nowy.
Książę usiadł posłusznie i obserwował Lawenę, która najpierw ściągnęła okład z jego ramienia. Następnie podniosła jego koszulę i ściągnęła drugi okład. Miał wrażenie, że celowo unika jego wzroku. Złapał ją delikatnie za podbródek i uniósł jej twarz, zmuszając by na niego spojrzała.
- Czy zamierzamy o tym porozmawiać? - zapytał cicho.
- O czym?
- O nas, Laweno.
Księżniczka nie odpowiedziała. Zajęła się przygotowywaniem nowych okładów.
- Całuję cię, teraz znajduję śpiącą obok... Czy nie czas by to nazwać, by w jakiś sposób sformalizować?
- Z tego co pamiętam, to spanie obok siebe wymyśliłeś ty... - Lawena spróbowała obrócić tę rozmowę w żart, ale Benen wciąż przyglądał jej się z powagą. Westchnęła. - To nie jest właściwy czas. - Usiadła obok niego. - Całuję cię i śpię obok... Czy to źle? - Zbliżyła usta do jego ust.
- Nie... - szepnął Benen.
- Czy mam przestać?
- Nie - powtórzył ledwo słyszalnie, po czym objął jej twarz dłońmi i pocałował głęboko.
Poczuł jak Lawena oddaje jego pocałunek bez zastanowienia i obejmuje go ramionami. Przestał słyszeć rżenie koni i nawoływania rycerzy. Istniał tylko jej urywany oddech.
- Ekhm... - Ktoś stał w wejściu do namiotu, próbując zwrócić ich uwagę.
Przerwali pocałunek i zwrócili się ku przybyszowi. Labras patrzył na nich zawstydzony.
- Generał Hagan wzywa, Pani - rzucił i pospiesznie opuścił namiot.
- Widzisz? O to mi chodziło, gdy mówiłem, że powinniśmy sformalizować to, co jest między nami. - Gdy Lawena spojrzała na niego pobłażliwie, dodał - inaczej tylko wprawiamy innych w zakłopotanie!
Pokręciła z uśmiechem głową i wyszła z namiotu.

                                                                            ***

Wyglądało na to, że przespali prawie cały dzień. Gdy szli przez obóz, zmierzchało już. Lawena z ulgą stwierdziła, że w międzyczasie zapełnił się znaczną liczbą rycerzy.
Gdy razem z Benemem weszli do wielkiego namiotu, znajdującego się w centralnym punkcie obozu, wszystkie rozmowy ucichły.
Ku radości Księżniczki obok Hagana oprócz Gregera siedziało dwóch innych generałów. Podeszła do nich uśmiechnięta. Mężowie ukłonili się.
- Mówiłem ci, Laweno, że przybędzie nam towarzyszy - zaczął Hagan.
- Mówiłeś! I wielcem rada, że miałeś rację.
Zauważyła, że generałowie nie patrzą już na nią, lecz gdzieś ponad jej ramieniem.
- Panowie - zreflektowała się - pozwólcie, że przedstawię Księcia Benena. - Uświadomiła sobie, że to wszak osoba Benena budzi teraz największe zainteresowanie.
- Książę - odezwał się jeden z generałów - mam nadzieję, że czujesz się lepiej?
- Tak, dziękuję.
- To, jak zostałeś potraktowany... jest hańbiące! - rzucił oburzony Greger. - Wiedz, że nie wszyscy Garlanie w ten sposób traktują przeciwnika.
- Tak, wiem - Książę uśmiechnął się, zerkając na Księżniczkę.
Lawena udała, że tego nie widzi, ale dobrze wiedziała, że myśli o ich pocałunku sprzed chwili.
- Mam jednak nadzieję - dodał Książę, na powrót zwracając się do generałów - że nie jesteśmy już przeciwnikami?
- Właśnie to chcemy dzisiaj omówić - wtrącił Hagan - a skoro jesteśmy już wszyscy...
Wskazał ręką na środek namiotu, gdzie na drewnianych ławkach siedzieli już inni dowódcy, i zachęcił ich by dołączyli do zebranych.
Benen odłączył się od Garlan i usiadł obok Radogasta i swoich ludzi.
Lawena stanęła bardziej z boku, mając w ten sposób oko na wszystkich. Poza tym wciąż nie była przekonane co do drogi, którą obrali. Wolała więc, by Hagan przemawiał i kierował. Na razie...
- Stanęliśmy przed ciężkim wyborem - zaczął głośno Hagan. - Czy pozostać wiernymi Królowi, czy Królestwu? Czy ślepo podążać za władcą, czy samemu wyznaczyć nasze przyszłe ścieżki? Jesteśmy tutaj, gdyż pragniemy pokoju dla naszych rycerzy, dla naszych rodzin, dla naszego Królestwa.
Hagan spojrzał w twarze zebranych; większość przytakiwała jego słowom.
- Zebrało się nas tu wielu - ciągnął. - To wciąż jednak za mało, by przeciwstawić się Ansgarowi i Enarowi.
- Będzie nas więcej! - zawołał Greger.
- Będzie nas więcej, tak - zgodził się Hagan. - Nie będziemy jednak bezczynnie czekać na przybycie posiłków. Pora ustalić plan działania, a co najważniejsze, i od tego zaczniemy, warunki zawarcia pokoju. - Hagan poważnie spojrzał na Benena, którego twarz nic nie wyrażała. Generał kontynuował więc - Książę, zaledwie wczoraj usłyszeliśmy od Księżniczki Laweny, że Hillanie gotowi są oddać Garlandowi dostęp do morza...
Benen nieznacznie kiwnął głową.
- Nie ukrywamy - kontynuował Hagan - iż propozycja ta brzmi bardziej niż zachęcająco. Pozwoliłoby to na nowo prosperować naszemu Królestwu w czasach pokoju. Czy mógłbyś przedstawić zebranym tu szczegóły?
Benen podniósł się ostrożnie i powoli podszedł do Hagana. Lawena stwierdziła, że nie trzyma już ręki tak kurczowo przy ciele; znak, że okłady i odpoczynek pomogły. Wciąż jednak nie poruszał się całkiem swobodnie.
Książę omiótł spojrzeniem zebranych.
- Mój ojciec, Król Hillmar, proponuje Garlanom dostęp do morza, jednak na warunkach innych niż te sprzed wojny. Wówczas to każde z Królestw miało oddzielny port, znacznie oddalony jeden od drugiego.
Wśród rycerzy dało się słyszeć pomruk. Niektórzy wydawali się zdziwieni słowami Benena, inni byli zwyczajnie zbyt młodzi, by pamiętać czasy sprzed wojny.
- Król Hillmar pragnie jednego wspólnego portu, gdzie Garlanie i Hillanie będą handlować wspólnie swoimi dobrami z ludami zamorskimi. - Benen musiał podnieść głos, gdyż jego słowa wzbudzały coraz głośniejsze reakcje. - Wspólny teren, wspólne rozwiązywanie sporów, te same podatki...
- Cisza! - krzyknął Hagan, gdyż słowa Benena utonęły w gwarze rozmów. - Jak widzisz, Książę, twoja propozycje wzbudza wiele emocji, niekoniecznie negatywnych. Równe traktowanie kupców garlandzkich i hillońskich, to z pewnością piękna perspektywa. Są jednak kwestie budzące pytania...
Lewana zauważyła cień rozdrażnienia na twarzy Księcia. Przez cały czas przemawiał spokojnie, wydawał się wręcz zdystansowany, ale głośne reakcje Garlan i ich wątpliwości zaczęły nadwyrężać nawet jego cierpliwość.

                                                                         ***

- Pytajcie więc - odpowiedział spokojnie Benen, pohamowując grymas niezadowolenia.
Zerknął na Lawena. Uśmiechnęła się do niego z przekąsem. Znała go już trochę, więc musiała domyśleć się, że wypytywanie przez Hagana i pozostałych drażni go.
- Dlaczego wspólny port? - zapytał Greger.
- A dlaczego nie? Z pewnością pamiętasz, Generale, jakie konflikty powstawały przed wojną. Strony zarzucały sobie wzajemne podbieranie statków kupieckich. Garlanie często zarzucali nam, że opłaty, które wnoszą na rzecz Hillonu, są zbyt wysokie...
- Pamiętamy - przerwał mu Greger.
- Wspólny port zagwarantuje, że wszyscy kupcy przybędą w to samo miejsce i dopiero wtedy zdecydują, od kogo kupią towary. Dodatkowo, ponieważ przez lata oddaliliśmy się od siebie również w kwestii sprzedawanych dóbr, kwestia konkurencji między naszymi Królestwami nie powinna stanowić problemu. A jeśli chodzi o opłaty, ich wysokość ustalać będziemy wspólnie...
- Ale zasilą one skarbiec Hillmara! - zawołał ktoś z zebranych, ale Benen nie zdążył zauważyć kto. Ponownie powiódł spojrzeniem po wszystkich twarzach.
- Nie - stwierdził spokojnie. - Opłaty nie zasilą ani skarbca hillońskiego, ani garlandzkiego. Zasilą skarbiec portowy, który również będzie wspólny.
- I naprawdę oddacie ziemię z dostępem do morza? - zapytał z niedowierzaniem inny generał.
Benen westchnął. Ten brak zaufania ze strony Garlan stawał się męczący.
- Po pierwsze, nie oddamy ziemi Garlanom, a będziemy ją z wami dzielić. Po drugie, czym jest kawałek ziemi, gdy w zamian można dostać pokój? Hillanie nie chcą więcej wojny, nie chcą widzieć śmierci swoich dzieci, braci, ojców, matek. Czym jest kawałek ziemi, gdy w zamian dostaje się życie?
Zebrani ucichli na moment.
- Skąd możemy być pewni, Książę - zapytał po chwili Greger - że dotrzymasz słowa, że po zawieszeniu broni Hillanie nie odwrócą się od nas?
- Czyż nie powiedziałem przed chwilą, Generale, że Hillanie nie chcą więcej wojny, że nie chcą więcej konfliktów? - Benen słyszał zniecierpliwienie we własnym głosie, ale miał już dosyć tych wątpliwości.
- Powiedziałeś - przytaknął Greger przyjaźnie.
Benen zrozumiał, że Generał jest po jego stronie. On po prostu wyrażał wątpliwości, które przychodziły do głowy pozostałym zebranym.

Spojrzał na Lawenę. Stała oddalona, w cieniu, jakby cała rozmowa jej nie dotyczyła. Książę rozumiał skąd bierze się jej postawa; chciała końca wojny, ale tak naprawdę nie rozumiała co to pokój. Z pewnością właśnie dlatego nie wypowiadała się na temat jego warunków. Żyła tu i teraz i jedyne o czym potrafiła teraz myśleć to pokonanie Enara i przekonanie ojca, bo Benen czuł, iż Księżniczka wciąż wierzy, że Król Ansgar zmieni zdanie.

Cóż, pomyślał, będę musiał wyciągnąć ją z cienia i zmusić do zastanowienia się nad  pokojem.
Lawena jakby zrozumiała jego tok rozumowania, gdyż zrobiła wielkie oczy i cofnęła się o krok.
- A gdyby nasze plany, gdyby naszą umowę zagwarantował związek? - zapytał pewnie Benen.
- Związek, Panie? - zdziwił się Greger.
- Związek małżeński między mną, a Księżniczką Laweną!
Pomysł zdecydowanie spodobał się zebranym. Podniosła się wrzawa, którą przerwał Hagan.
- A co na to Księżniczka? - zawołał, patrząc na Lawenę.
Benen zdążył już zauważyć, że Hagan darzy Księżniczkę ojcowskimi uczuciami. I choć w ich czasach małżeństwo często było narzędziem politycznym, rozumiał skąd brało się pytanie Generała. Wszak nikt inny nie stanie w tej kwestii w obronie Laweny.
Wszyscy spojrzeli na Księżniczkę, która w końcu wyszła z cienia. Benenowi zdawało się, że westchnęła niezadowolona.
- Księżniczka nie będzie miała nic przeciwko małżeństwu z Księciem, pod warunkiem, że zakończymy tę wojnę - odrzekła sucho.
Hagan i Greger uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Benen zastanawiał się czy i oni zauważyli ten błysk w oku Laweny, mimo z pozoru obojętnego spojrzenia.
- Na razie jednak - kontynuowała - tracimy czas na pogawędki, dając czas Enarowi, by przygotował się na nasze przybycie.
Benen uśmiechnął się.
- Jeśli nie macie, Panowie, już do mnie więcej pytań, to rzeczywiście przejdźmy do omówienia bieżących wydarzeń... żeby nie denerwować Księżniczki.

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz