Rozdział trzydziesty - W domu

195 15 2
                                    

Koń zarżał radośnie na jej widok. Było bardzo wcześnie, świtało. Większość rycerzy jeszcze spała, co potwierdzało chrapanie dochodzące z namiotów, które Lawena mijała pospiesznie.
Chciała jak najszybciej, i do tego samotnie, wyruszyć do zamku ojca. Został do niego już tylko dzień drogi... no może półtora dnia, ale ona nie zamierzała oszczędzać konia. Planowała dotrzeć na miejsce przed wieczorem.
- Jak zwykle wszystko musisz robić po swojemu. - Usłyszała za sobą.
- A ty jak zwykle musisz wtrącić swoje trzy grosze? - rzuciła na pozór niezadowolona do Hagana. Nie zdziwiło jej, że tu był. Znał ją lepiej niż ktokolwiek inny.
Hagan podszedł powoli do jej konia i pogłaskał zwierzę.
- No więc co porabiałaś w Hillonie przez ten cały czas?
- Wszak już ci mówiłam... - Lawena miała nadzieję, że zabrzmiało to niewinnie. Skupiła się na dopinaniu uprzęży, by nie patrzeć Haganowi w oczy.
- Znam cię... wstyd się przyznać, ale znam cię lepiej niż własne dzieci - Hagan zaśmiał się zakłopotany. - Znam cię i wiem, że nie mówisz mi wszystkiego, Laweno.
Gdy Księżniczka nie odpowiedziała, wciąż skupiona na przygotowaniach do drogi, Hagan westchnął.
- Z pewnością nie próżnowałaś... Widzę jak młody Książę Benen na ciebie patrzy.
Na te słowa Lawena spojrzała mu zaskoczona w oczy. Nie myślała, że uczucia Księcia są takie oczywiste. Czy jej też takie są?
Widząc reakcję Laweny, Hagan uniósł brew.
- A więc tak... - kiwnął nieznacznie głową.
Jeśli do tej pory nie zdawał sobie sprawy z uczuć Laweny do Księcia, to jej reakcja właśnie mu je uzmysłowiła.
Westchnęła zrezygnowana. Wyglądało na to, że to była chwila, by wyjawić Haganowi wszystko. Zerknęła niespokojnie w stronę obozu. Wciąż wydawał się uśpiony, ale na wszelki wypadek Lawena przybliżyła się do Generała.
- Tak naprawdę nie robiłam wiele, Haganie - szepnęła. - Jednak czas spędzony w Hillonie otworzył mi oczy. W końcu ujrzałam prawdę o tej wojnie, o moim ojcu, ale przede wszystkim o sobie. Zrozumiałam w jakiej bańce żyłam; walczyłam i zabijałam w imię bliżej nieokreślonych idei, które wpoił mi ojciec. Ani razu ich nie zakwestionowałam. Tak było wygodniej.
Hagan milczał. Lawena obserwowała jego twarz, starając się wyczytać z niej jakąś reakcję. Mimo że również bardzo dobrze go znała, w tej chwili był dla niej zagadką. Bynajmniej nie napawało jej to optymizmem.
- Co zamierzasz zrobić? - rzucił w końcu.
- Chcę zakończyć tę bezsensowną wojnę - tym razem Lawena odparła bez zastanowienia. Powiedziała Haganowi już tyle, że nie było odwrotu. - Sam z pewnością czujesz, że to trwa już zbyt długo. Twoi synowie wkrótce osiągnął wiek, w którym będą musieli dołączyć do oddziałów garlandzkich, będą musieli stać się częścią tego bezsensu. Czy naprawdę chcesz dla nich takiego życia? - Gdy Hagan nie odpowiedział, kontynuowała - a twoi rycerze? Czyż Acke nie odkłada ślubu ze strachu przed pozostawieniem po sobie wdowy? Czyż Oluf nie lęka się wciąż o los swoich dzieci? Czyż...
Hagan złapał ją za rękę.
- Nie musisz mnie przekonywać, Laweno - szepnął. - Nie jesteś pierwsza, która kwestionuje sens wojny z Hillonem. Ludzie nie pamiętają już jaki był jej powód. Problem w tym, że twój ojciec i wielu jego generałów wciąż w nią wierzy. Jak zamierzasz go przekonać?
- Zacznę od rozmowy z ojcem i wyjaśnienia z nim kilku spraw - westchnęła. - A jeśli to nie pomoże, a zakładam, że nie, postaram się przynajmniej nakłonić go do negocjacji.
Hagan nie wydawał się przekonany.
- Acha, no i mam jeszcze dostęp do morza!
Generał zaintrygowany uniósł brew.
- Dostęp do morza?
- Przed odjazdem Hillmar poinformował mnie, że oddadzą nam dostęp do morza, jeśli Ansgar zakończy wojnę.
- Wygląda na to - Hagan odpowiedział po chwili milczenia - że Hillończykom naprawdę zależy na końcu wojny... - Na powrót zamyślił się i spojrzał na Północ. Gdy Lawena siedziała już na koniu, rzucił jeszcze - ruszymy z wami do zamku.
Co prawda nie było to wyraźne zapewnienie, że stanie po jej stronie, gdy nadejdzie moment wyboru, ale Lawenie to wystarczyło. Na razie.


Narożne baszty zamku stały dumnie w świetle zachodzącego słońca. Lawena już od dawna nie czuła radości na widok tych kamiennych murów, ale teraz jawiły się one szczególnie złowrogo.
Nastroju Księżniczki nie poprawiał fakt, że od jakiegoś czasu towarzyszył jej Enar i grupka jego ludzi. Dogonili ją kilka godzin po tym jak opuściła obóz. Zdawała sobie sprawę z powodu obecności generała. Enar chciał uchodzić za tego, który odnalazł Księżniczkę, a teraz przywozi ją do zamku. Psuło to nieco plany Laweny. Wszak niektórym mogło się zdawać, że należało ją doprowadzić do zamku siłą. Wiedziała jednak, że nic już nie poradzi na tę sytuację. Przez cały dzień nie zamieniła z nimi słowa.
Gdy wjechali na teren przedzamcza uniosła więc dumnie głowę, witając się z mijanymi rycerzami i urzędnikami, od których aż się tutaj mrowiło. Zdziwiło ją to.
- Niestety nie zjechali tu, by witać ciebie, Księżniczko - wytłumaczył z pozoru przyjaźnie Enar, zauważając zaciekawione spojrzenie Laweny. - Przybyli na Radę, na rozkaz Króla Ansgara.
Lawena udała, że nie słyszy słów Generała. Zapomniała, że to już ta pora roku, w której ojciec spotyka się z generałami, namiestnikami i pomniejszymi urzędnikami, by... No właśnie, by co?
Brała udział w Radach już kilka razy i zazwyczaj były to zwyczajne narady wojenne, a raczej godziny stracone na wysłuchiwaniu narzekań dowódców wojsk na stan uzbrojenia ich rycerzy lub stan techniczny warowni, twierdz, na brak dostępu do morza, na ataki Dzikich, ogółem na wszystko.
Czy w takim razie chęć Hagana, by ruszyć z nimi do zamku, wynikała z konieczności przybycia na Radę? Lawena próbowała nie poczuć rozczarowania na tę myśl, ale było to silniejsze od niej.

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz