Rozdział piętnasty - Morze

204 19 2
                                    

Gdy następnego dnia po nieudanej wieczerzy Hillmar nie spotkał się z Laweną, ta postanowiła zagrać w jego grę.

Jeśli Król oczekuje, że poczuję się jak gość w jego zamku, to się nie doczeka, pomyślała. Ale poudawać zawsze można.

Duana zjawiła się o poranku i zaproponowała jej spacer. Lawena doskonale zdawała sobie sprawę, że to nie przypadek. Podobnie, gdy dziewczyna wskazała jej bibliotekę, zbrojownię i kilka innych miejsc, ot, tak od niechcenia. Lawena czuła w tym działanie Hillmara, z pewnością oczekującego, że Księżniczka poczuje się w zamku 'jak w domu'.
Ku jej zadowoleniu Duana minęła zamkowe ogrody i wąską ścieżką wychodzącą za mury, poprowadziła ją ku morzu. Oczywiście strażnicy nie odstępowali ich na krok. Był wśród nich nawet jeden, który wyglądał jak prawdziwy czarodziej. Chociaż, kim była ona, by stwierdzić czy ktoś jest czarodziejem, czy też nie. Wszystkim wiadome było, iż już raz dokonała błędnego osądu.
Otwarcie ignorowała jednak strażników. Wszak i tak na razie nie mogła podjąć kolejnej próby ucieczki. Nie tyle ze względu na prośbę Księcia, co na fakt, iż nierozsądnym byłoby uciekać, nie znając możliwych dróg ucieczki.
Stanęły na skraju klifu. Widok z tego miejsca rozpościerał się przepiękny. Wapienne skały po ich lewej stronie zakręcały ku morzu, jednocześnie obniżając się. Po prawej Lawena miała zamek, który widziany dopiero z tej strony sprawiał wrażenie jakby był jednym z klifami. Podeszła do krawędzi. Ściana skalna biegła prawie pionowo w dół. U jej podnóża stworzyła się jakby mała dolina gdzieniegdzie porośnięta krzewami i mchem. Dolina oddzielona była od morza jedynie wąskim skrawkiem piasku.
Z zamyślenia wyrwało Lawenę zamieszanie wśród strażników. Odwróciła się, by zobaczyć jednego z nich z uniesionym mieczem, czarodzieja szykującego się do rzucenia zaklęcia, a pozostałych zastygłych w oczekiwaniu.
- Spokojnie,chłopcy! - zawołała unosząc ręce w obronnym geście. - Nie zamierzam skakać. Na dół wolałabym zejść o własnych siłach.
Duana spojrzała na mężczyzn zdumiona i pokręciła krytycznie głową. Lawena pomyślała, nie bez złośliwości, że dziewczyna z pewnością oburza się wrogim nastawieniem hillońskich rycerzy.
- Ruszamy? - Lawena spytała, wskazując głową w stronę morza.
- Jesteś pewna? To długa i męcząca droga...
- Z tego co wiem, nie mam dzisiaj w planach żadnych spotkań... - skwitowała cynicznie Księżniczka i ruszyła przed siebie.

Miała wrażenie, że morze ją wzywa. Czuła, a może bardziej miała nadzieję, że gdy stanie na jego brzegu, będzie wiedziała, co począć w obecnej sytuacji. Poza tym, nie spieszno jej było do powrotu do tych kamiennych ścian. Nieważne jak piękny był zamek Hillmara, zamykał ją w czterech kamiennych ścianach, a od takiego ograniczenia zdążyła się w ostatnich kilku latach odzwyczaić.

Półtorej godziny później, gdy dotarli do małej plaży, Lawena czuła przede wszystkim zmęczenie i zbliżający się ból prawego uda. Wiedziała, że przeliczyła swoje siły. Wszak zaledwie dwa tygodnie temu strzała Dzikich przebiła jej nogę. Chwilowo jednak odsunęła od siebie te myśli i chłonęła żywioł przed sobą.
Zastanawiała się czy jej matka również czuła taką jedność z morzem. Wiatr był dzisiaj dość silny, mimo to Lawena usiadła na piasku, zapraszając Duanę, by usiadła obok. Dziewczyna dołączyła do niej bez wahania.
Strażnicy trzymali się na dystans i wyglądali na rozluźnionych. Lawena rozejrzała się po plaży i od razu zrozumiała skąd bierze się ich spokój. Z plaży można było wyjść tylko jedną drogą; tą, którą przed chwilą tutaj dotarli, tą samą, którą teraz blokowali strażnicy.
Duana zadowolona wystawiła twarz ku słońcu, które zaczęło przebijać się przez chmury.
- Tutaj można zapomnieć... - szepnęła.
- Zapomnieć? - zdziwiła się Lawena.
- O tym, że narzeczony wkrótce ponownie wyrusza w drogę, o tym, że może zginąć... podobnie jak matka. Zapomnieć. - Gdy Lawena nic nie odpowiedziała, Duana dodała - mam wrażenie, że ty wolisz o takich rzeczach nie zapominać...
- Czy to źle? - odparła od razu Księżniczka. Tym razem to jej odpowiedziała cisza.
Przez dłuższą chwilę siedziały w milczeniu.
Ku niezadowoleniu Laweny, Duana wkrótce zaczęła zbierać się do drogi powrotnej. Księżniczka czuła, że jej noga potrzebuje jeszcze chwili odpoczynku, ale za nic nie przyznałaby się do tego.
Gdy ruszyły w stronę niecierpliwiących się już strażników, Duana przerwała milczenie.
- Pierwszy raz byłam tutaj, na tej plaży, w wieku ośmiu lat. Ojciec przyjechał do zamku wraz z innymi namiestnikami wsi na doroczne obrady. Davin i ja szybko znudziliśmy się buszowaniem po zamkowych korytarzach, więc wymknęliśmy się tutaj. Wiesz... przez ostatnich kilka lat, za każdym razem, gdy przychodzę na tę plażę, wyobrażam sobie, że po powrocie tam na górę zobaczę brata i ojca... i matkę znowu szczęśliwą.
Lawena nie była pewna co odpowiedzieć. Sama zawsze żyła 'tu i teraz', odpychając  wszelkie wspomnienia. Tak było łatwiej, a czasami nie było czasu na nic innego jak tylko skupić się na teraźniejszości.
- Myślisz, że nadejdzie jeszcze dzień, gdy na szczycie tego wzgórza - podjęła, wskazując miejsce, z którego zaczęły wędrówkę - czekać będą na ciebie Lasse bez zbroi i miecza, otoczony gromadką dzieci?
- Oczywiście - odpowiedziała Duana bez wahania.
Lawenę zadziwiała wiara dziewczyny w koniec wojny i możliwość życia w pokoju. Duana nie tylko miała nadzieję na takie życie, ona była zwyczajnie przekonana, że będzie je wieść...
Księżniczka próbowała sobie takie życie wyobrazić, ale nie potrafiła. Za każdym razem biegła myślami do garlandzkiego obozu i jednego z namiotów, w którym tak często ślęczała z Haganem nad mapami czy listami. To było dla niej normalne życie.

Dalsze rozmyślania przerwał pulsujący ból w nodze, który od tego momentu już tylko się wzmagał. Lawena skupiła więc wszystkie myśli na stawianiu kolejnych kroków. Po jakimś czasie nie była w stanie ukryć bólu przed pozostałymi.
- Twoja noga! - Duana zawołała przestraszona. - Jak mogłam o tym zapomnieć! Wybacz mi, Księżniczko.
- Nie jestem dzieckiem, Duano - odpowiedziała Lawena rozdrażniona - i sama potrafię pamiętać o swoich ranach. Poza tym, to nic takiego - skłamała. - Noga jest po prostu lekko obolała od długiego marszu.
- Pozwól, Księżniczko, że wyślę jednego z ludzi po konia dla ciebie - po raz pierwszy odezwał się do niej czarodziej.
- Nonsens! - rzuciła Lawena, nawet na niego nie patrząc. - Jesteśmy już blisko. - Wskazała ogrody zamkowe, które majaczyły na końcu drogi. Wolałaby, żeby były już nieco bliżej. Przez moment zdawało jej się, że ktoś stoi przy ogrodowej balustradzie i obserwuje ich, ale postać tak szybko zniknęła, że Lawena zastanawiała się, czy nie zaczyna majaczyć z bólu.
Wobec jej wyraźnego oporu nikt więcej nie zaproponował pomocy. W milczeniu dotarli do zamku.
Lasse wybiegł im na spotkanie, jak zwykle szczerząc się od ucha do ucha. Lawena uśmiechnęła się w duchu. Tak, jak przypadkowo przepowiedziała, na szczycie wzgórza czekał na Duanę Lasse. Brakowało tylko gromadki dzieci. Lawena pomyślała jeszcze, że Duana z pewnością weźmie ten zbieg okoliczności za dobry znak.
Lasse złapał narzeczoną za rękę i wyraźnie niecierpliwił się, by zostać z nią sam na sam. Duana zatrzymała go jednak delikatnie.
- Muszę odprowadzić jeszcze Księżniczkę do jej komnaty i potem do ciebie dołączę.
- Ależ to nie potrzebne! - zaprotestowała Lawena. - Mam wszak ze sobą cała świtę. - Lekceważąco skinęła na strażników. - Dziękują ci, Duano, za ten dzień. - Oparła się niby od niechcenia o balustradę przy schodach. Ledwo trzymała się na nogach ze zmęczenia, więc ten przypadkowy postój był mile widziany. - Idźcie! - zawołała, siląc się na uśmiech.
Duana wahała się jeszcze przez chwilę, ale Lasse pociągnął ją za rękę i szybko zniknęli za rogiem zamku.
Lawena spojrzała z westchnieniem na schody, które musiała pokonać. Dasz radę, pomyślała i ruszyła w górę.
Gdy w końcu dotarła na miejsce, a drzwi do komnaty były już w zasięgu wzroku, usłyszała za sobą głos.
- To właśnie miałem na myśli, mówiąc, że należy cię chronić przed tobą samą.
Lawena zatrzymała się, lecz nie odwróciła. Nie miała ochoty patrzeć Benenowi w oczy. Chyba w końcu zrozumiała, o co mu chodziło poprzedniego dnia; jakiś wewnętrzny głos kazał jej iść nad to morze. Czuła, że może nie podołać, ale wiedziała, że musi tam dotrzeć.
- Co takiego tym razem próbowałaś udowodnić, wybierając się na tak karkołomną wycieczkę?
- Jesteś taki przenikliwy, Książę - rzekła, ruszając przed siebie. - Domyśl się sam. - Po czym weszła do komnaty, zatrzaskując drzwi resztkami sił. Po raz pierwszy wielkie łoże nie wzbudziło w niej niechęci. Położyła się na nim i od razu zasnęła.  

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz