Rozdział dwunasty - Powroty

215 17 6
                                    

Przez większą część podróży Lawena pogrążona była w rozważaniach i wspomnieniach, nieświadoma świata wokół niej. Dlatego na początku nie zrozumiała jego słów. Dopiero po chwili dotarło do niej ich znaczenie.
- Ten widok, ten moment to jest właśnie dla mnie powrót do domu...
Lawena podniosła wzrok i zrozumiała, że w końcu dotarli na miejsce. Mieli przed sobą wprawdzie jeszcze kilka godzin drogi, ale cel podróży był już przed ich oczami. Nie chciała przyznać się nawet przed samą sobą, ale ucieszył ją ten widok. Nawet jeśli zamkną ją w celi, zostanie sama. A samotności i prywatności bardzo teraz potrzebowała. Kilka dni z Księciem nie odstępującym jej na krok, nadwyrężyło jej pewność siebie.
- Dom... - szepnęła Lawena jakby nie rozumiejąc tego słowa. - Matka powiedziała mi coś podobnego, gdy dziesięć lat temu jechałyśmy tą drogą. Pamiętam jej wyraz twarzy... - Lawena uśmiechnęła się do wspomnień.
Nigdy nie widziała matki tak szczęśliwej jak podczas tych dni, które spędziły w Hillonie. Była rozluźniona i ciągle uśmiechnięta. Smutna i spięta Królowa ustąpiła miejsca wesołej dziewczynie.
Lawena wiedziała jednak, że matka nie zawsze była tą smutną i spiętą Królową, że Ilenę i Ansgara łączyła kiedyś miłość. Wywodząca się z hillońskiej rodziny namiestników Ilena często gościła na dworze Króla Hillmara. Tam właśnie poznała przed laty młodego Króla Ansgara. Według historii opowiadanych przez niańkę Laweny, młodych połączyło wielkie uczucie. Ansgar szybko sprowadził Ilenę do Garlandu i uczynił Królową. Dla Laweny były to jednak tylko opowieści, gdyż sama nigdy nie była świadkiem tych wielkich uczuć. Nie raz zastanawiała się co się wydarzyło, że stali się sobie tak obcy...

Jej rozmyślania przerwała zimna bryza, która uderzyła ją w twarz. Ostatni etap podróży wiódł wzdłuż klifów. Rozpościerał się z nich widok na Morze Hindrejskie. Lawena widziała je po raz drugi w życiu i również tym razem widok zapierał dech. Mimo iż wychowała się w królestwie bez dostępu do morza, czuła jakąś jedność z tym wodnym bezkresem. Dom, pomyślała i zdziwiła ją ta myśl.

Zamek Króla Hillmara wręcz wyrastał ze skały. Jego mury były jej naturalną kontynuacją. Miasto u podnóża zamku również tymi murami było otoczone, a prowadząca do niego drewniana brama zdawała się górować nad wszystkim. Lawena spojrzała w górę na wieżę wjazdową i westchnęła. Tędy się nie wydostanę... Była więc już prawie pewna, że będzie musiała zdać się na swoją umiejętność negocjacji lub swój czar. A że czuła, iż tego drugiego ma niewiele, nie pozostawało jej nic innego jak przygotować się na pertraktacje z Królem Hillmarem.

Wprowadzono ją do obszernej auli. Szła za Benenem, Radogastem, Duaną i Barbro, w otoczeniu strażników. W oddali zauważyła tron, Hillmara jednak na nim nie było. Sala wyglądała raczej jak świątynia, niż aula. Oświetlona światłem słonecznym wpadającym przez obszerne okna, sprawiała przytulne wrażenie, mimo swoich rozmiarów. Właśnie przy jednym z takich okien zebrała się grupka rycerzy, dyskutując o czymś z ożywieniem. Wszyscy zamilkli na widok Księcia i jego towarzyszy. Ktoś odłączył się od grupy i ruszył ku Benenowi z otwartymi ramionami. Lawena domyśliła się jedynie, że to Hillmar, gdyż widok przesłaniał jej Radogast.
- Synu! - Głos Króla był ciepły i serdeczny. Wyraźnie dało się w nim słyszeć ulgę.
- Ojcze. - Benen odpowiedział równie ciepło.
- W końcu... - Hillmar dodał z westchnieniem i zamknął syna w uścisku. Lawena od razu pomyślała o swoim ojcu. Nie potrafiła przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek okazał jej choć trochę serdeczności. Nie zaprzątał sobie myśli czymś takim jak rodzina. Oczywiście mówił o niej jak o swojej córce, ale Lawena zawsze czuła, że wynikało to raczej z przyzwyczajenia, niż z uczuć rodzicielskich.
- Pewne nieprzewidziane... okoliczności opóźniły nasz przyjazd, ojcze - wytłumaczył Książę, odsuwając się lekko na bok, by Król zauważył Lawenę.
- A oto nasz gość! - Hillmar zawołał uradowany.
Lawena spojrzała zdumiona na Króla Hillonu. Długie siwe włosy były w nieładzie, podobnie jak broda. Nie mogła sobie przypomnieć jak wyglądał przed dziesięciu laty. Jej głowa zaprzątnięta była wówczas sprawami ważnymi dla nastoletniej dziewczyny; z pewnością nie był to więc Król Hillmar. Ubrany był w długie kolorowe szaty bardziej pasujące do czarodzieja, którym wszak po części był, niż króla. I choć jego wygląd i strój mogły mylić, oczy Hillmara ujawniały kim był. Obserwowały wszystko uważnie i poza serdecznością było w nich coś jeszcze... jakaś tajemnica znana tylko jemu.
- W moich stronach, Panie - Lawena ukłoniła się - gość to ktoś taki, kto w każdej chwili może opuścić gospodarza.
Hillmar machnął ręką jakby od niechcenia. Złapał ją pod ramię i poprowadził z powrotem do wyjścia.
- Wiesz, moja droga, w każdej krainie inne obyczaje... - Po czym uśmiechnął się do Laweny tak serdecznie, że ta nie potrafiła nie odwzajemnić tego uśmiechu, ku własnemu zdziwieniu i jak zauważyła kątem oka, ku zdziwieniu Księcia również. - Moi drodzy! - Król zwrócił się do wszystkich, gdy wyszli z sali. - Bardzom rad, że tu jesteście cali i zdrowi. Teraz jednak nie czas na relacje z podróży. Idźcie odpocząć... i umyć się - dodał, zerkając na Radogasta.
- Przepraszam bardzo, Wasza Wysokość, ale chyba nie tylko ja potrzebuję kąpieli? - zawołał Radogast wesoło, unosząc ręce w obronnym geście.
Znowu ta pewność siebie i zadziorność w stosunku do władcy, która nie przestawała dziwić Laweny.
Król uśmiechnął się do niego z przekąsem.
- Spotkamy się wszyscy na wieczerzy i uczcimy wasze przybycie. - Po czym puścił rękę Laweny, poklepał Benena po ramieniu i zadowolony wrócił do swoich rycerzy.

Nikogo z zebranych nie zdziwiło to zachowanie, więc Lawena domyśliła się, że to normalne dla Hillmara. Sama jednak czuła zdziwienie przemieszane z rozczarowaniem. Oczekiwała, że od razu porozmawia z Królem o przyczynie swojego porwania. Ten natomiast zachowywał się, jakby przybyła tu z własnej woli, co więcej, jakby była częścią oddziału Księcia.
Wszystkie te emocje musiały malować się na jej twarzy. Spojrzała na Benena, który zdawał się rozumieć, co czuje. Nie skomentował tego jednak, a zwrócił się do Duany.
- Czy mogłabyś zaprowadzić Księżniczkę do jej komnaty?
- Oczywiście - odpowiedziała zadowolona dziewczyna, wszak od kilku dni Książę zabraniał jej kontaktu z Laweną.
Duana spróbowała wziąć ją pod rękę, lecz ta odsunęła się nieznacznie. Nie uszło to niczyjej uwadze. Duana zupełnie tym niezrażona, ruszyła przed siebie. Lawena, w nieodłącznym towarzystwie swoich strażników, podążyła niechętnie za nią.
Wiedziała, że prowadzona przez zamek, powinna się rozglądać, by zapamiętać swoje położenie i ewentualne drogi ucieczki. Czuła jednak, że pochłania ją jakaś emocjonalna próżnia, która wysysa z niej złość, rozczarowanie i desperację, zastępując je odrętwieniem. Miło było dla odmiany nie czuć nic.

Duana wprowadziła ją do wielkiej komnaty. Normalnie Lawena poczułaby rozdrażnienie na widok obszernego łoża, które stało na środku pomieszczenia. Przez ostatnie lata nawykła do ciężarów życia w drodze uważała takie wygody za niepotrzebny zbytek. Emocjonalne odrętwienie i tym razem wzięło jednak górę, więc nawet nie zaszczyciła posłania dłuższym spojrzeniem.
- Każę przygotować ci kąpiel, Księżniczko - powiedziała Duana z uśmiechem. Widać było, że cieszy się z powrotu do domu.
- Tak, chętnie - odpowiedziała Lawena, siląc się na uprzejmość.
Duana wyszła zostawiając ją na środku komnaty.
Okna pomieszczenia wychodziły na wschód, na coś, co wydawało się wielkim tarasem. Lawena dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ciągły szum, który dobiega z zewnątrz, a który słychać prawie w całym zamku, to morze. Ta myśl nieco poprawiła jej humor.
Rozejrzała się po komnacie. Tuż obok wyjścia na taras znajdowała się wielka drewniana szafa zdobiona misternymi żłobieniami. Dalej stał mały stół i krzesło z podobnymi żłobieniami. Kamienne podłogi nie były pokryte dywanami, w odróżnieniu od garlandzkich podłóg, a na ścianach nie zauważyła obrazów, ani tkanin. Surowy wystrój komnaty podobał jej się. Miała jednak nadzieję, że nie zabawi w niej długo...
- Księżniczko? Wszystko w porządku? - Duana stała zdziwiona w drzwiach.
Lawena zdała sobie sprawę, że nie ruszyła się przez cały ten czas z miejsca. Oczywiście, że nie w porządku! pomyślała, jedynie uśmiechając się lekko do dziewczyny.
Usiadła na krześle stojącym pod ścianą.
- Jestem zmęczona... - dodała. Spojrzała na Duanę, jakby zdając sobie z czegoś sprawę. - Ty z pewnością też jesteś zmęczona! Nie przejmuj się mną, Duano, i idź odpocząć.
- Taki mam zamiar, Księżniczko. - Dziewczyna uśmiechnęłą się i dała znać komuś czekającemu przed drzwiami. Dwie kobiety wniosły drewnianą balię. Po chwili wróciły, niosąc parujące gary, zapewne z gorącą wodą. - Tutaj zostawiam ci czyste ubrania. - Duana położyła na łóżku trzymane do tej pory zawiniątko, którego Lawena wcześniej nie zauważyła. Widząc pytające spojrzenie Księżniczki, dodała - nie martw się, nie jest to suknia. Obawiam się jednak, że nie mamy niczego w kolorach Garlandu...
- Dziękuję - szepnęła Lawena, spoglądając przez okno. Bardzo już chciała zostać sama, co Duana zdawała się rozumieć, gdyż po chwili już jej nie było.
Ostatni raz brała kąpiel w twierdzy, jeszcze w Garlandzie, gdy przybyła przejąć Czarodzieja. Któż mógł przewidzieć, że Czarodziej okaże się Księciem, który porwie ją do odległego królestwa. Lawena parsknęła z ironią. Historia ta opowiedziana w innych okolicznościach, mogłaby być nawet romantyczna...

Czuła jak ciepła woda zmywa odrętwienie i rozjaśnia jej myśli. Wieczorem porozmawia z Hillmarem. Musi poznać jego zamiary, wszak nie może trzymać jej tutaj w nieskończoność... Prawda? Ta samotna myśl pojawiła się w jej umyśle. Lawena starała się odepchnąć tę wątpliwość, ale ta powracała natrętnie. Wciąż kołatała się gdzieś w zakamarkach jej umysłu, nawet gdy Lawena, umyta i przebrana, stała na rozległym tarasie. Wpatrzona w morze miała nadzieję, że jego szum zagłuszy tę myśl.
Była wykończona, nie tylko podróżą, ale ciągłymi wątpliwościami i poczuciem winy. Winy, że nie potrafiła podjąć skutecznych prób ucieczki, że tych prób podjęłą zbyt mało, że zbyt łatwo dawała sobą kierować... Musiała zasnąć, by przerwać ten nieustający ciąg myśli.
Podeszła do wielkiego łoża i skrzywiła się. Leżąc na czymś takim z pewnością nie poczuje się lepiej. Ściągnęła więc z niego wielką narzutę i zaciągnęła ją na taras. Materiał był tak obszerny, iż połowę mogła rozścielić na posadzce, by wciąż został jej spory kawałek do przykrycia się. Zasnęła w ciągu kilku minut w głowie mając już tylko szum fal.

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz