Rozdział siódmy - Kot

218 18 4
                                    

Wyruszyli następnego dnia przed świtem. Zdając sobie sprawę, że tym razem Lawena będzie już jechać konno, wszak wozem należało przewieźć rannych, Benen wyznaczył ośmiu jeźdźców do jej eskorty; po dwóch z przodu, z tyłu i po bokach. Wybrał też spokojnego konia, o którym wiedział, że nie jest skory do szybkiej jazdy. Widząc jego przygotowania, Radogast zaczął się śmiać.
- Nie przesadzasz?
- Lada dzień, wspomnisz moje słowa, lada dzień ona podejmie próbę ucieczki - powiedział poważnie Benen. Rzadko bywał czegokolwiek tak pewny. Nie wiedział czy to intuicja, czy jego moce, ale czuł, że Lawena coś planuje.
Zapomniał o tym na moment, gdy ujrzał ją tego ranka. Duana dobrze się spisała wynajdując ciepłe odzienie dla Księżniczki. Lawena szła w długim białym płaszczu, który przed laty należał do jego matki, królowej Hillonu. Był pewny, że Księżniczka nie zdawała sobie z tego sprawy, gdyż inaczej duma nie pozwoliłaby jej go włożyć. Płaszcz obszyty był maleńkimi kryształami górskimi układającymi się w morskie fale, symbol Hillonu. Przez moment zdawało mu się, że widzi matkę. Dumna, zamyślona i poważna, tak Benen zapamiętał Królową Hillonu, a teraz spojrzał na jej młodszą wersję i musiał kilka razy zamrugać, by wrócić do rzeczywistości.
- Czy ona nie przypomina ci...? - zapytał szeptem Radogast.
- Przypomina - odpowiedział Benen, odrywając wzrok od Laweny.
- Tak jak mówiłem, nieźle się wpakowałeś...

                                                                                       ***

Kot był biały z czarną plamką wokół prawego ucha i rudą na plecach. Lawenie zdawało się jakby na nią czekał. Gdy tylko jej koń zrównał się z nim, kot podniósł się z gracją i ruszył przez łąkę w tę sama stronę co jeźdźcy. Po chwili ich oczom ukazały się dachy wsi, na co kot przyspieszył i znikł z jej pola widzenia. Lawena poczuła ukłucie rozczarowania. Obserwacja zwierzęcia wydawała się miłą odskocznia od jej czarnych myśli.

Gdy tylko wyruszyli z zamku, zorientowała się, że Książę dosłownie obstawił ją swoimi ludźmi. Miała również wrażenie, że koń, na którym jedzie, jest zwyczajnie leniwy. Jedno przelotne spojrzenie w oczy Benena utwierdziło ją w przekonaniu, że żadna z tych rzeczy nie jest przypadkowa. Jeśli nic nagle nie odwróci uwagi ośmiu jeźdźców, a mojemu wierzchowcowi nie wyrosną skrzydła, o powrocie do Garlandu mogę zapomnieć, pomyślała rozgoryczona.

Ich orszak rozciągał się na jakieś sto metrów. Będąc wśród rodaków, rycerze wyraźnie się rozluźnili i nie trzymali w tak zwartym szyku jak jeszcze niedawno w Bronon. Lawena jechała ze swoją obstawą mniej więcej w środku kolumny i już z tego miejsca zauważyła, jak mieszkańcy wsi podchodzą do pierwszych rycerzy wjeżdżających w zabudowania i wręczają im kwiaty lub owoce. Benen był wśród nich. Ludzie kłaniali mu się nisko, ale z uśmiechem. Widziała jak odpowiada coś wesoło niektórym z nich, po czym gryzie przed chwilą otrzymane jabłko.
Gdy w końcu i ona wjechała między domy, zauważyła z zadowoleniem, że znajomy kot kręci się w pobliżu. Nagle jednak przebiegł między nogami jednego z mieszkańców i schował się we wnętrzu domu.
- Garlandzka kurwa. - Doszło uszu Laweny. Zszokowana spojrzała na człowieka, w którego domostwie schował się kot, ale jego twarz ukryta była w cieniu. Jeden ze strażników też usłyszał te słowa i spuścił głowę zmieszany.
Chwilę później tuż obok głowy Laweny przeleciało jabłko. Stwierdziła, że któryś z mieszkańców chciał podarować owoc jednemu z rycerzy i zwyczajnie nie trafił. Gdy kolejne jabłko trafiło ją w rękę, zrozumiała, że nie ma mowy o pomyłce.
- Zabójcy dzieci! - Dało się słyszeć kobiecy głos.
W chwili, gdy jej strażnicy zdecydowali się przyspieszyć, Lawena poczuła rozdzierający ból ponad prawym okiem i przez moment widziała tylko ciemność. Gdyby nie krótko trzymane wodze, spadłaby z konia. Jednak gwałtowne szarpnięcie spowodowało, że jej koń próbował stanąć na tylnych nogach. Ośmiu jeźdźców błyskawicznie przybliżyło się do Księżniczki osłaniając przed dalszym atakiem. Jeden z nich złapał wodze, a inny przytrzymał Lawenę. Ciemność zamieniła się w czerwień, gdy krew z rany zaczęła zalewać jej oko i prawą część twarzy. Musiało być to coś twardszego niż owoc, sądząc po dzwonieniu w uszach i ilości krwi spływającej już na ubranie.
Wrzawa i obraźliwe okrzyki nagle ustały. Między Laweną i jej strażnikami, a zebranymi w kupie mieszkańcami wsi, stanął Benen. Szybkim ruchem głowy rozkazał strażnikom, by jechali dalej. Ci ten rozkaz niezwłocznie wykonali, prowadząc konia Księżniczki za uzdę.
- Od kiedy Hillanie zapominają o honorze, gdy idzie o jeńców wojennych?! - Lawena usłyszała jeszcze słowa Benena. - Od kiedy Hillanie karzą dzieci za grzechy ojców...?
Resztę słów zagłuszył tętent kopyt i to uporczywe dzwonienie w uszach.

Trzy KrólestwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz