-Dziurawy Kocioł- warknął Snape, kiedy znienacka pojawił się przed nim błękitny autobus, a na jego schodkach może dwudziestokilkuletni mężczyzna, który zdążył tylko otworzyć usta.- Włazić do środka.
Rodzeństwo nie stawiało żadnego oporu i potulnie weszło do autobusu. Był jeden problem. Zamiast siedzeń, wewnątrz autobusu, w równym rzędzie, poustawiane były łóżka. Usiedli na najbliższym wolnym, czekając aż McGonagall oraz Snape dołączą do nich. Autobusem mocno szarpnęło oraz ciągle kołysało podczas jazdy. Kiedy dorośli dołączyli do nich, wywiązała się rozmowa.
Roxanne chrząknęła cicho- Profesor McGonagall, jeśli tak mam się do pani zwracać- odpowiedziała jej skinieniem głową, więc kontynuowała- Gdzie teraz jedziemy, a przede wszystkim CZYM jedziemy?
-Musicie zrobić zakupy przed przyjazdem do Hogwartu. W waszych listach jest spis rzeczy potrzebnych na pierwszy rok.
-To nadal wszystkiego nie wyjaśnia, co z pieniędzmi? Wujostwo nic nam nie dało.
-Wasi rodzice utworzyli skrytkę w banku. Tam są wasze pieniądze.
-Czemu krzywi się pan na każde wspomnienie o naszych rodzicach?- spytał Harry, spoglądając na Snape'a i jednocześnie odcinając się od rozmawiającej z Minerwą Roxanne.
-Zajmij się sobą- odwarknął mu.
-Pytam o moich rodziców, których nie zdążyłem nawet poznać. Proszę mi odpowiedzieć- poprosił, zwieszając delikatnie głowę.
-Byłem na tym samym roku co twoi rodzice, Potter.
-Dużo mi to nie dało, sir.
-Nie lubiliśmy się z twoim ojcem.- Harry otworzył usta żeby o coś zapytać, jednak Snape uciszył go spojrzeniem.- Skończ się tym interesować.
-Dziurawy kocioł!- wykrzyknął młody chłopak, który najwidoczniej robił za kontrolera.
-Wstawać i wysiadać- warknął Snape.
Kiedy znaleźli się w obskurnym budynku, jedynie barman zwrócił na nich swoją uwagę. W środku kręciło się mnóstwo podejrzanych ludzi skrytych po kątach. Profesorowie zaprowadzili Potterów na zaplecze i stanęli przed ceglaną ścianą.
-Przyjrzyjcie się uważnie- powiedziała Minerwa i skinęła na wkurzonego Snape'a.
Czy ja jestem cholernym pieskiem na posyłki?!- pomyślał Severus, stukając czubkiem różdżki w odpowiednie cegły.
Ściana zatrzęsła się, a jej fragment odsunął ukazując ulicę pełną roześmianych czarodziejów, którzy ubrani byli w dziwne kolorowe szaty.
-Teraz idziemy do banku, żebyście mogli wybrać z niego pieniądze i za dwie godziny, licząc od wyjścia z banku, widzimy się na jego schodach. W tym czasie macie zrobić zakupy.
Tak jak powiedziała McGonagall, ruszyli w stronę banku. Uwagę rodzeństwa przykuwały poruszające się wystawy sklepowe, ogólnie panujący gwar oraz dziwnie ubrani ludzie, którzy odwracali się widząc Snape'a i McGonagall w jednym miejscu. Wiadome było przecież, że byli opiekunami najbardziej skłóconych ze sobą domów. A to, że patrzyli na profesorów było jednoznaczne z tym, że przyglądali się również Potterom. Dzieciaki uciekały wzrokiem od dorosłych. Na całe szczęście nikt nie ważył się podejść do nich. Absolutnie nie było to spowodowane rzucaniem przez Snape'a morderczych spojrzeń na śmiałków. Czyżby Snape polubił te bachory? Nie. Na to nie ma szans. On po prostu nie lubi ludzi. Kiedy znaleźli się w banku, z ust rodzeństwa wydobyło się ciche "Wow". Ogromna budowla ze szklaną kopułą oraz misternymi zdobieniami przywodziła na myśl wnętrze pałacu królewskiego. Na podwyższeniach stały dziwne stwory z dużymi uszami i paciorkowatymi oczami.
CZYTASZ
Golden Twins on The Dark Side
Fanfiction"Przyjaciól trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej" "-Siadaj i słuchaj mnie uważnie- powiedział gładząc jej policzki- Nie pozwolę Ci zginąć. Zbyt wiele dla mnie znaczysz, gówniarzu." Co by się stało gdyby Lily Potter urodziła bliźniaki? Która stron...