Część 15.

1.1K 62 9
                                    

Rezydencja Malfoyów wyglądała jeszcze okazalej niż Roxanne ją zapamiętała. Po ogrodach przechadzały się białe pawie, które skrzeczały co jakiś czas w akompaniamencie plusku wody w fontannie. Wokoło było mnóstwo zieleni, a także białych i czerwonych róż. Słońce świeciło mocno, jednak budynki skąpane były w chłodnym cieniu, spowodowane mogło to być barierami ochronnymi. Podczas drogi do rezydencji Narcyza uważnie przyglądała się Roxanne, co w pewnym momencie stało się męczące. Dziewczyna starała się to ignorować, jednak w końcu nie wytrzymała.

- Coś się stało, pani Malfoy?- zapytała łagodnie.

- Właściwie to tak.- odparła wyraźnie zmartwiona.- Dracon pokazał mi list od ciebie i zaniepokoiła mnie wzmianka o pomocy w odzyskaniu twoich rzeczy. Możesz mi to wyjaśnić?

-Oh... to taki nasz żarcik- zaśmiała się lekko, jednak w jej oczach zamigotał strach.

-Roxanne- Narcyza zatrzymała się, a młoda Potter razem z nią. Znajdowały się w połowie drogi do rezydencji.- możesz mi nie wierzyć, ale znałam twoją matkę dość dobrze. I ważne jest to, że macie podobną mimikę, więc nie próbuj mnie więcej okłamywać, zrozumiałaś?

A po drugie traktuję cię jak córkę, której nigdy nie będę mieć- dodała w myślach kobieta.

-Tak. Zrozumiałam, pani Malfoy- dodała obojętnie Potter. Narcyza nic nie odpowiedziała, a dalsza droga przeminęła im w ciszy, podczas której obie zatopiły się we własnych myślach.

W rezydencji przywitał ją Draco i od razu udali się na górę, aby porozmawiać na temat ostatnich wydarzeń. Narcyza odprowadziła ich wzrokiem i westchnęła, udając się do salonu, aby po raz kolejny przeczytać bezsensowny list od matki Pansy.

W tym samym czasie gdzieś na północy Francji odbywało się spotkanie. Kilkunastu ludzi siedziało przy długim, czarnym stole. Wiele miejsc było pustych, a pomieszczenie, w którym się znajdowali nie pomagało w pozbyciu uczucia pustki. Na szczycie stołu siedział młody blondyn, którego oczy lśniły krwistą czerwienią. Był umięśniony, ubrany w drogie szaty. Nonszalancko opierał się o oparcie zdobionego krzesła i złośliwie patrzył na swoich ludzi.

-Miło was znowu zobaczyć, moi przyjaciele!- wykrzyknął nagle, rozłożywszy dłonie na boki.- Jedenaście lat... jedenaście lat byliśmy pozbawieni kontaktu! A mimo tego niektórzy nadal się nie pojawili! Czy wiecie co się z nimi stało? Severusie?

-Są w Azkabanie, mój panie- odparł spokojnie, lustrując Lorda wzrokiem.- Nikt nie odważyłby się zignorować twojego wezwania, gdyby naprawdę nie musiał.

-Ilu?

-Dwunastu- odparł zamiast Snape'a Lucjusz Malfoy, który siedział w polityce dłużej niż żył. Od wielu lat dociekał fortyfikacji obronnych więzienia dla czarodziejów oraz rozwinął kilka bardzo pomocnych kontaktów. Jako jeden z pierwszych odpowiedział na wezwanie swojego pana, aby, tak jak jego ojciec, służyć Czarnemu Panu najlepiej jak umiał do końca swoich dni.

Czarny Pan zastanawiał się przez chwilę. Śmierciożercy w tym czasie z ledwością dawali radę usiedzieć na miejscach. U jednych spowodowane było to przez strach, a u innych przez dzikie podekscytowanie powrotem ich pana. W końcu Lord władczo spojrzał na Lucjusza.

- Zainteresowałeś się tym Lucjuszu- stwierdził sucho, przesuwając palcem wskazującym po cienkich wargach.

-Zgodnie z moją funkcją przed twoim zniknięciem, mój panie.- Skinął głową, okazując uległość i szacunek swojemu panu.

-Cieszę się, moi drodzy przyjaciele, że chociaż kilku z was nie zapomniało o naszej organizacji i jej celu. Tym samym oświadczam, że nasza organizacja zostaje wznowiona... wewnętrzny krąg zostaje. Reszta wyjść.

Golden Twins on The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz