Część 20.

1K 64 23
                                    

Roxanne złapała ostatni głęboki wdech, a następie podniosła się, ruszając w drogę do skrzydła szpitalnego. Co kilka minut upewniała się, że mundurek szkolny zakrywa zakrwawioną koszulę. Gdyby ktoś zauważył krew na jej ciuchach to szkoła huczałaby od plotek. A jeśli połączyłby to ze szlabanem dwóch drugorocznych gryfonów to nie daliby jej spokoju przez najbliższy miesiąc. Zwłaszcza jej przyjaciele. Mimo tego, co o niej myśleli to przywiązała się do nich i nie traktowała ich jak przepustkę do wiedzy. Potterowie nigdy nie mieli przyjaciół. Każdego dzieciaka, który się do nich zbliżył, odganiał Dudley i jego banda. Bliźniaki zawsze polegały tylko na sobie. Teraz, kiedy świat wywrócił się do góry nogami, a cały ich światopogląd uległ zmianie odwrócili się od siebie przez głupi przydział do domów. A pragnienie wiedzy spowodowane było poczuciem odstawania od innych, które wzmagało się podczas przebywania z czystokrwistymi czarodziejami.

Potter już wchodziła na korytarz prowadzący do królestwa pani Pomfrey, gdy zderzyła się z czymś twardym i pachnącym cukierkami.

-Czemu nie jesteś na lekcji, niziołku?- zapytał Fred, kładąc dłonie na jej ramionach. Zmarszczył brwi, zastanawiając się co znowu kombinuje Potter.

-Puść mnie- rozkazała, wyrywając się z jego uścisku. 

-Wszystko dobrze? Wydajesz się blada.

-Nie. Źle się czuję i muszę pójść do pani Pomfrey po coś na ból głowy.

-Uderzyłaś się? Mogę cię odprowadzić do niej.

-Fred, błagam, nie matkuj mi. Nie, nie uderzyłam się. Może to przez ciśnienie. Sam widzisz jaka jest pogoda- jakby chciało padać, a nie mogło.

-Ta... co do tego na obiedzie...

-Wiem. Potter odwaliło i zależy jej tylko na wiedzy. Słyszałam Teodora. Następnym razem jak zacznie mówić coś na kogoś temat, niech upewni się, że nie ma tej osoby w pobliżu.- Widząc jego zdezorientowaną minę dopowiedziała- Dobrze wiesz, że nie odpuszczam posiłków. Wróciłam się po słodką bułkę.  A teraz wybacz, ale zaraz dostanę szału, jeśli nie przestanie mnie boleć głowa.

Skinęła mu i odwracając się na pięcie ruszyła do skrzydła szpitalnego. 

-Dzięki za postawienie się w mojej obronie. Ale nie rób tego więcej- rzuciła przez ramię.

Potem bez przeszkód dotarła do matrony. Nie widziała uśmiechu, jaki posłał w jej plecy Fred. Rudzielec ruszył w swoją stronę. Już dawno powinien znajdować się na lekcji transmutacji, ale zasiedział się na zewnątrz. Tuż po tym jak wyszedł z Wielkiej Sali skierował się prosto na dziedziniec, gdzie znalazł wolny kąt do posiedzenia. Myślał o Potter. Drobnej dziewczynce, która weszła w całkowicie nieznany świat, a przez sławę, której nie potrzebowała, musiała bardzo szybko się zaaklimatyzować. Czarodziejski świat słyszał o niej, zanim dobrze wypowiedziała pierwsze słowo.

Sława jest chora- pomyślał Fred, zatrzymując się przed drzwiami do klasy profesor McGonagall.

Zapukał, a potem wszedł do pomieszczenia z pewnym siebie uśmiechem- charakterystycznym dla bliźniaków Weasley oraz ich starszych braci- Charliego i Billa. 

-Panie Weasley- bąknęła McGonagall, której przerwał wykład.- Co pana zatrzymało?

-Eee... Pan Filch poprosił mnie o pomoc i...

-Siadaj Weasley- westchnęła, a potem wróciła do prowadzonej lekcji. 

Oczywiście, że mu nie uwierzyła. Już po samym uśmiechu wiedziała, że na pewno nie był u Argusa. Zbyt wielu Weasleyów uczyła, żeby nabrać się na ich sztuczki i maślane oczka.

Golden Twins on The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz