Część 31.

391 35 13
                                    

Przepraszam Was, to dla fabuły. 
***
Roxanne uniosła lekko powieki, a potem zerknęła na budzik stojący na szafce. Jeszcze jest czas, pomyślała, ale lepiej żebym wstała wcześniej niż za późno. Westchnęła cichutko, przecierając oczy. Nie miała zamiaru budzić Harry'ego. Jeśli dostanie opiernicz to jego sprawa. Zeszła ostrożnie z łóżka, wyjęła ciuchy z komody i poszła do łazienki, żeby się ogarnąć. Kiedy już skończyła ruszyła do kuchni, aby przygotować śniadanie, a potem posprzątać. Ich rodzina, wkrótce po tym jak skończyła przygotowywać posiłek, zeszła na dół. Najpierw Vernon, który udał, że Potter wcale nie istnieje. Mimo tego dziewczyna przyniosła mu poranne gazety. Spojrzał na nią jedynie jak na dziwoląga, jednak nie odbiegało to od normy, więc tylko westchnęła w duchu. Następna przyszła Petunia. Było widać, że wstała lewą nogą. Pierwszym co zrobiła, była nakrzyczenie na Roxanne za to, że jej brat jeszcze nie wstał.

-Ma prawie trzynaście lat, potrafi sam sobie nastawić budzik. To nie moja rola, żeby go pilnować!

-W kuchni macie stawiać się we dwójkę! To nie podlega dyskusji!

-O, więc teraz jesteś za równością? Może niech wasz synulek ruszy swój spasiony tyłek i nam pomoże!

Petunia, aż zachłystnęła się powietrzem. Vernon wstał, cały czerwony na twarzy. Już ruszał z wyciągniętą ręką w stronę Roxanne, kiedy zadziałał u niej instynkt. Rzuciła to co miała w rękach na blat i wybiegła z kuchni. Z domu. Pozostał po niej jedynie trzask drzwi. I nieporządek w kuchni. Potter nie zwolniła dopóki nie znalazła się na innej ulicy.  Było wcześnie, ludzie dopiero budzili się, aby wypić kawę i wyjść do pracy. Ptaki śpiewały radosne kolejnym pięknym dniem. Jednak Roxanne ich dźwięki jedynie irytowały. Nie wiedziała dokąd idzie dopóki nie zatrzymała się przed drzwiami biblioteki.  Właściwie mogła się tego spodziewać, nigdzie nie czuła się tak bezpiecznie jak tutaj.  Szarpnęła za drzwi, jednak okazały się zamknięte. 

-Merlinie, nawet nie wiem która godzina- westchnęła, a potem poszła za bibliotekę, aby schować się przed wścibskim wzrokiem sąsiadów.

Za budynkiem znajdował się malutki plac zabaw: pojedyncza huśtawka i domek ze zjeżdżalnią. Usiadła na huśtawce i lekko bujając się, zatopiła się we własnych myślach. Jedna przebijała się ponad wszystkie- Harry będzie miał przekichane jak wstanie. Oczywiście, jeśli Dursleyowie nie wywleką go za szmaty z łóżka. Zaśmiała się cicho. Oczami wyobraźni już widziała jak Vernon łapał go za starą koszulkę Dudleya i krzyczał na niego, plując jednocześnie w twarz. Zwyzywał ich rodziców od odmieńców, dziwaków i wszystkich innych. Przymknęła oczy z żalu. Była przekonana, że tak wyglądał poranek Harry'ego.  Nie powinno cię to obchodzić- wyrzuciła sobie gniewnie w myślach. On też nie dba o ciebie. Siedziała tak jeszcze kilka minut, gdy zauważyła rower bibliotekarki przy stojaku. Zeszła z huśtawki i ruszyła do środka.

Oczywiście nie miała zamiaru siedzieć w głównej części biblioteki. Od razu skierowała się do działu z medycyną. Stanęła przed ścianą i odszukała cegiełkę z wyżłobionymi literami, a potem, dokładnie tak jak za pierwszym razem jej ręka przesunęła się po odpowiednich cegłach, aby na końcu lekko się skaleczyć. Ściana za trzęsła się i przesunęła, ukazując mniejsze pomieszczenie. Potter bez chwili zawahania weszła do środka i zatrzasnęła za sobą drzwi, które były widoczne dopiero w środku. Tutaj nikt jej nie znajdzie. Zaciągnęła się mocno zapachem książek, kurzu i składników do eliksirów. Szybko tego pożałowała, zanosząc się kaszlem.  Tak, to zdecydowanie był raj jej mamy i profesora Snape'a. Otworzyła okna, aby wywietrzyć duszący zapach. Wzięła się do roboty. Przekładała, ścierała, przesuwała, aż w końcu usiadła przy stoliczku z książką w ręku. Po przejrzeniu zapasów w kąciku do warzenia eliksirów złapała za książkę o wzmacnianiu i osłabianiu danych mikstur.  Lektura tak ją zaciekawiła, że postanowiła uwarzyć jeden z nich. Postawiła więc wolumin na specjalnym stojaku na blacie przy kociołku i podśpiewując cicho zaczęła przygotowywać potrzebne składniki. Wybrała jeden z prostszych, więc po godzinie już skończyła lekko wzmocniony eliksir pieprzowy.   Resztę dnia spędziła na przeglądaniu innych książek, ale w końcu musiała wrócić. Niechętnie ruszyła w drogę powrotną, licząc że nie zauważą jej.

Oh jakże naiwna była w tamtym momencie...

Vernon już na nią czekał. Siedział cierpliwie w kuchni, a gdy tylko usłyszał otwieranie drzwi wstał. 

-W tej chwili do mnie!-zagrzmiał. W rękach trzymał czarny kabel. Roxanne przełknęła ciężko ślinę, jednak posłusznie podeszła.- Ty mały gnoju! Nigdy więcej nie waż się tak odezwać o moim synie! I nigdy więcej nie będziesz pyskować swojej ciotce! Głupia dziewucho, nikt nie nauczył cię szacunku do starszych?! Dajemy ci dach nad głową, jedzenie, a ty jeszcze masz czelność tak potraktować Petunię! Ty głupia...

Vernon, cały czerwony na twarzy, ruszył w jej kierunku. 

***

Roxanne podniosła się ciężko z podłogi. Czuła jak jej żebra i brzuch pulsują tępym bólem, a w uszach piszczało. Musiała zemdleć. A on ją tutaj zostawił. Zachwiała się lekko, po omacku szukając za sobą ściany, oparła się. Złapanie oddechu przychodziło jej z trudem, a ból żeber nie ułatwiał sprawy.

-Cholera co tu się...- wyszeptała.

Wtedy w nią to uderzyło. Zgięła się w pół i zwymiotowała. Targały nią torsje, a po policzkach płynęły gorzkie łzy. Gdy nie miała już czego z siebie wyrzucić, oparła się o ścianę, aby złapać oddech. Czuła, że nie mogła tam zostać. Czuła jakby ściany miały ją przygnieść, więc ruszyła w stronę wyjścia z piwnicy. Powoli przesuwała się w stronę wyjścia, czując jakby jej nogi nie należały do niej. Wdrapała się po schodach, mocno trzymając poręcz. Chwyciła za klamkę. Nie zamknął jej. Westchnęła z ulgą. Weszła do domu przez kuchnię i cicho jak kot, prześlizgnęła się do pokoju.

Harry siedział na swoim łóżku i gdy tylko weszła wlepił w nią swoje zielone ślepia. Dokładnie tak jak czarny kot, który siedział koło niego i wpatrywał się w swoją panią. Roxanne zerknęła w lustro nad komodą i wzdrygnęła się. Opuchnięta warga, sińce pod oczami, potargane włosy i ta nieskończona rozpacz w oczach. Na ramieniu powoli wykwitał siniak. Była czystym obrazem nędzy i rozpaczy.

-R-roxy, może ci jakoś pomóc?- zapytał chłopak. Mogła dać sobie rękę uciąć, że w jego oczach widziała łzy.

-Sama dam sobie radę- burknęła, złapała kota i poszła do łazienki.

Zamknęła drzwi na klucz. Kot ześlizgnął się z jej ramion i usiadł na desce klozetowej, nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Roxanne nie zwracając na niego więcej uwagi rozebrała się i weszła pod prysznic. Szum wody zagłuszył jej płacz. Zaczęła szorować swoje ciało, ryć po nim paznokciami, jakby chciała zerwać z siebie skórę, która z każdą kolejną chwilą robiła się coraz bardziej czerwona. Kocur zeskoczył ze swojego dotychczasowego miejsca, idąc miękko w stronę kabiny. Nie przejmując się wilgocią, pacnął łapą łydkę Roxanne. Dopiero kiedy zachaczył ją pazurami, zareagowała. Spojrzała na niego pusto, a ten jakby dawał jej znak, że już wystarczy. Że jest już czysta. Polizał ją nawet, udowadniając swoją rację. Dotknęła jego łepka, rozkoszując się delikatnością futerka tego sierściucha. Uśmiechnęła się do niego lekko, jednak zaraz spoważniała. Szum wody ucichł, a ona wyszła spod prysznica. Delikatnie osuszyła ciało, uważając szczególnie na obolałe miejsca, przeczesała włosy i biorąc czarnego sierściucha wróciła do pokoju. Po wdrapaniu się na swoje łóżko zakryta po uszy kołdrą zapadła w niespokojny sen, wycieńczona płaczem. Czarny sierściuch ułożył się w jej nogach i bacznie obserwował otoczenie, czuwając nad swoją czarownicą.

________
Cześć i czołem!
Witam Was po tej długiej przerwie. Mam zarys następnych rozdziałów, więc powinny juz byc częściej.

Jak Wam się podobał rozdział? W skali 1-10.

Zaraz będziemy wchodzić w Więźnia z Azkabanu, więc jaka jest wasza ulubiona scena z tej książki/filmu?

Do przeczytania,
Akinomiczka

Golden Twins on The Dark SideOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz