DODICI: Nie zależy ci na mnie.

27.3K 1.2K 742
                                    

Miłego czytania ;)

Słaby ten rozdzialik, sorry :(

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Po kolejnych długich minutach, bezczynnego leżenia w łóżku i zastanawianiem się jak można być takim człowiekiem jak Vincenzo i wymyślaniem najlepszej śmierci dla niego, postanowiłam zacząć działać.

Może on zamierzał mnie tutaj więzić, ale ja nie zamierzałam się na to godzić. Nie mogłam leżeć bezczynnie i nic nie robić. Musiałam chociaż próbować się stąd wydostać, najwyżej się nie uda.

Zeszłam z łóżka, założyłam buty na stopy, podeszłam do drzwi, z nadzieją pociągnęłam za klamkę i o dziwo drzwi się otworzyły. Ale jak? Byłam pewna, że gdy wychodził, zamknął je na klucz. No chyba, że w międzyczasie je otworzył, ale to nie było możliwe, bo nie zasnęłam ani na chwilę.

No cóż, to będzie łatwiejsze niż się wydawało.

Dyskretnie wyjrzałam na korytarz, na którym na szczęście nikogo nie było, więc wyszłam pokoju i po cichu zbiegłam na dół. W tym domu zazwyczaj nikogo nie było i na szczęście tym razem też tak było.

On naprawdę myślał, że ja sie stąd nie wydostanę?

No cóż, 1:0 dla Venus.

Z uśmiechem na ustach otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz gdzie też nikogo nie było. Szybko zeszłam z trzech schodków i ruszyłam do bramy, mając nadzieję, że jednak mi sie uda, ale nagle usłyszałam:

- Gdzie się panienka wybiera? - zatrzymałam się, po czym powoli odwróciłam i zobaczyłam coś czego zupełnie się nie spodziewałam.

Przed domem, w odległości od siebie około dwóch metrów, stało kilku mężczyzn, w czarnych garniturach, z czarnymi okularami na nosie, którzy posturą byli tacy jak Donato, albo jeszcze więksi.

O chuj.

No tego to się nie spodziewałam.

- Yy... na spacer. - uśmiechnęłam się głupio i powoli zaczęłam się cofać.

Dwóch z nich spojrzało się na siebie, a ja w tym momencie odwróciłam się i  zaczęłam biec przed siebie najszybciej jak się da.

Byłam świadoma tego, że mam marne szanse im uciec, ale musiałam próbować. Taka już po prostu byłam.

- Stój. - usłyszałam za sobą, gdy zaczynało brakować mi sił w nogach.

- Nigdy. - krzyknęłam i chwilę po tym poczułam jak potężna dłoń łapie moje ramię i mnie zatrzymuje.

Ugh, do kurwy.

1:1

Odwróciłam głowę i zobaczyłam jak drugi facet, zmęczony, ledwo stał na nogach, ciężko dysząc.

- Nie ta kondycja, co? - prychnęłam.

- Bardzo zabawne, pójdziesz z nami. - warknął i złapał moją drugą rękę, po czym obydwaj pociągnęli mnie w stronę zamczyska.

- Możecie mnie puścić, to boli. - skrzywiłam się z bólu.

- Tak jasne żebyś znowu uciekała.

- O jezu no, nie będe już. - przewróciłam oczami. - I tak byście mnie złapali, a jak nie wy, to wasi koledzy.

- Nie mamy zamiaru ryzykować. - odezwał się drugi, a ja westchnęłam. Na szczęście poluzowali swoje uściski.

MAFIOSO / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz