4

1.8K 121 8
                                    

Mimo tego, że kazano mu się spakować z samego rana nie zrobił tego, Peter zaczął się pakować dokładnie półgodziny przed przyjazdem Tony'ego. Nie żeby miał dużo rzeczy do pakowania, nie, nie miał, bo nie rozpakował się w przeciągu całego tygodnia mieszkania tutaj. Można by powiedzieć, że nie zdążył. A po prostu nie chciało mu się rozpakowywać. Gdy opiekunowie pytali go, dlaczego nie rozpakował swoich rzeczy, to powiedzenie, że nie zdążył było po prostu wygodniejszą wersją wydarzeń. Walizkę zapiął pięć minut przed przyjazdem mężczyzny, a kiedy podniósł głowę przewrócił się na widok jego za niedługo już byłego współlokatora stojącego tuż przed nim.

-Boże.- Szepnął, gdy tylko zauważył chłopaka w drzwiach. Dylan Turner bo tak miał na imię był dwa lata starszy od niego. Miał zielone oczy i blond włosy co razem wyglądało całkiem nieźle, był bardzo dobrze zbudowany, ale nie był zbyt mądry, przynajmniej tak mówiły mu inne dzieciaki które po prostu ciągnęły się do rozmowy z nim, ale stopnie blondyna całkowicie temu przeczyły. Chłopak był także wiecznie optymistycznie nastawiony do życia i był straszną gadułą co Peterowi nie przypadało do gustu, ale znosił to tylko z powodu dobrych manier. Blondyn przyglądał mu się z uśmiechem na twarz, naprawdę przysięgał, że gdyby musiałby tam spędzić kilka dni dłużej to zmarłby na zawał. -Musisz przestać się tak skradać.- Dylan tylko zaśmiał się i podszedł bliżej do młodszego i wyciągnął do niego rękę żeby pomóc mu wstać.

-Nie, nie muszę, poza tym, lubię to.- Peter mordował go spojrzeniem, kiedy podnosił swój plecak z ziemi. -Zadowolony?- Zapytał co spotkało się tylko z pytającą miną ze strony szatyna, przez co blondyn westchnął. -Czy jesteś zadowolony, że opuszczasz to miejsce. Szczerze to nie zabalowałeś tutaj długo. Prawda jest taka, że i tak większość czas tutaj spędziłeś albo na łóżku albo okupywałeś jedną z łazienek.- Dylan zaśmiał się w przeciwieństwie do Petera któremu nie było do śmiechu. Był to najgorszy tydzień w jego całym życiu. -To co cieszysz się?- Peter nie odpowiedział na pytanie, tylko wziął swoją walizkę i wyszedł z pokoju. Ale kompletnie nie spodziewał się, że Dylan pójdzie za nim i będzie dalej pytał. -Peter, młody, cieszysz się czy nie?- Parker odwrócił się tak gwałtownie, czym przestraszył Turnera.

-A z czego Twoim zdaniem mam się cieszyć? Zastanówmy się, z tego, że moja matka nie żyje, a może z tego, że muszę mieszkać z gościem którego zupełnie nie znam?! Tak, mam miliony powodów do szczęścia.- Nie zauważył nawet, kiedy Dylan odsunął się od niego tak jakby bał się, że Peter go uderzy. Dopiero teraz szatyn zrozumiały co wykrzyczał i jak się zachowywał. -Przepraszam Dylan. Nie chciałem krzyczeć, po prostu czuje się jak jakiś niechciany towar który ktoś wciska komuś na siłę.- Peter westchnął i spojrzał na Dylana który patrzył się na niego z wielkim zrozumieniem w oczach.

-Peter nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, że twój ojciec w ogóle zgodził się cie poznać . Możesz myśleć, że to nic takiego, ale uwierz mi, że masz wielkie szczęście, bo może wiesz lub nie, ale połowa dzieci mieszkających tutaj nie ma szansy takiej jak ty. Rozumiem, że możesz się stresować, i możesz nie ufać temu mężczyźnie, ale spróbuj się z nim zaprzyjaźnić, dogadać i spróbuj stać się kimś ważnym dla niego. Możesz iść testować tego mężczyznę, możesz sprawdzić jego cierpliwość, jego zaufanie, wszystko, możesz dać mu popalić, bo w jego oczach jesteś tylko dzieckiem. Ale obiecaj mi, że nie skreślisz go na samym początku waszej znajomości.- Peter wręcz otępiał po słowach Dylana, przez co przez chwile stał w bezruchu, patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami. Na początku jego wypowiedzi, nie spodziewał się czegoś niezwykłego, a teraz to co powiedział utwierdził go w przekonaniu o inteligencji chłopaka. Przy okazji też o tym, że starszy tylko udawał idiotę przy dzieciach. Peter został wyrwany ze swoich myśli przez Dylana który pstrykał palcami tuż przed jego oczami. -Hej słuchałeś mnie w ogóle?- Brunet w odpowiedzi szybko pokiwał głową, delikatnie uśmiechając się przy tym.

-Tak, obiecuję.- Odwrócił się i poszedł dalej. Nie oczekiwał, że Dylan pójdzie za nim ale nie marudził tylko szedł z nim w stronę recepcji. Kiedy doszli zauważyli pana Starka i panią Williams, którzy rozmawiali. A raczej kobieta sama gadała kiedy mężczyzna czekał na jakieś wybawienie z zewnątrz. Chłopiec w międzyczasie zdążył się pożegnać z blondynem i bez słowa stanął kilka kroków za dwójką czekając aż któreś z nich zorientuje się, że tam stoi. Nie zajęło to długo bo niecałe pięć minut później pan Stark zobaczył go i wyminął kobietę podchodząc do chłopca. Za sobą zostawił kobietę która była w środku wypowiedzi i wydawała się oburzona tym, że mężczyzna zignorował to co mówiła. Co jak co ale Peterowi sprawiło, to satysfakcje której nie okazał. Tej wiedźmie należał się kopniak od życia i to najlepiej taki mocny.

-Dzień dobry panie Stark.- Chłopiec przywitał się z mężczyzną który starał się ignorować kobietę za nim.

-Hej Peter, gotowy do drogi?- Tylko kiwnął głową i wziął swoje rzeczy i poszedł za mężczyzną wymijając kobietę cicho ją żegnając.

...

Chłopiec podążał za swoim ojcem, próbując zignorować wszystkich ludzi na korytarzach którzy zwracali na niego uwagę i wskazywali go palcami. Nie odezwał się od czasu opuszczenia auta. Pan Stark oprowadzał go po wieży, pokazał mu też prace kilku stażystów, którzy akurat wtedy pracowali. Chwile zajęło mu podjęcie decyzji czy w ogóle chce podejmować rozmowę z mężczyzną ale męczyła go jedna sprawa.

-Panie Stark?- Zapytał w końcu próbujący ukryć, jak podenerwowany się czuł. Nienawidził, kiedy ludzie się angażowali i poświęcali mu za dużo uwagi i na pewno nie podobał mu się pomysł o powiedzeniu światu, że wielki Tony Stark ma syna. Nie chciał wiedzieć jak wszyscy by na to zareagowali, a po ogłoszeniu tego na pewno wybuchłby chaos a on nie miałby już życia prywatnego. Sam Peter wiedział jak ludziom odbija od sławy i nadmiernej uwagi a on tego nie chciał. On równie dobrze mógłby być nikim a i tak byłby szczęśliwy.

-Tak młody?- Tony odwrócił się do chłopca który od samego początku szedł za nim, nie odzywając się aż do teraz. Starszy stanął i zaczekał aż chłopiec podejdzie do niego bliżej tak, żeby był w stanie objąć dzieciaka ramieniem. Kiedy to zrobił Peter popatrzył się na niego zaskoczony ale szybko przeniósł wzrok na coś innego.

-Co ma pan zamiar powiedzieć ludziom no wie pan kiedy zapytają...- Nie dokończył ale na szczęście pan Stark wiedział o co chodzi młodszemu, i wydawał się trochę zaskoczony pytaniem. Osobiście nie chciał nic mówić prasie o Peterze bo chciał, żeby chłopiec mógł normalnie wyjść z wieży bez obawy, że na wejściu zaleje go wielka fala dziennikarzy z milionem pytań. Chciał, żeby Peter dojrzał do tego i żeby był świadomy co go czeka.

-Wiesz, zrobimy tak jak ty chcesz. Jeśli chcesz to możesz powiedzieć w szkole kto jest twoim tatą i może mógłbyś coś na tym zyskać. Ale jeśli nie chcesz możemy to wszystko na razie zatuszować. Przynajmniej do czasu do którego nie będziesz gotowy powiedzieć światu kim jesteś. Decyzje zostawiam tobie, jak się zdecydujesz daj mi znać.- Peter wydawał się mocno skupiony na tych słowach. Szczerze podobał mu się fakt, że mógł sam podjąć te decyzje bo nie chciał żeby świat wiedział. Więc podjęcie tej decyzji nie było trudne.

-Możemy nikomu nie mówić?- Chłopiec poprosił cicho a Tony uśmiechnął się i trochę się uspokoił. Stark nie oczekiwał tego, że chłopiec tak szybko podejmie decyzję. Nawet nie chciał żeby tak szybko to robił. Chciał, żeby miał możliwość przemyślenia tego wszystkiego porządnie ale na szczęście młodszy podjął właściwą i słuszną decyzje.

-Jasne młody, jeśli nie chcesz nikomu nic mówić to masz to załatwione.- Peter westchnął i uśmiechnął się pod nosem, ulżyło mu bo chciał normalnego życia. Przynajmniej na tyle normalnego na ile się da.

-Dziękuje panie Stark.- Tony uśmiechnął się lekko i wrócił do oprowadzania chłopca po wieży tym razem cały czas obejmując go ramieniem i co jakiś czas przyglądając się dziecku.

...

I'm Fine Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz