30

1K 62 53
                                    

Wydaje się nam, że jesteśmy: racjonalni, moralni, świadomi, cywilizowani, rozumni. Kiedy zaczynają się kłopoty, wszystko staje się jasne. Nie jesteśmy lepsi od zwierząt. Mamy przeciwstawność kciuka. Myślimy, chodzimy na dwóch nogach, mówimy. Mamy sny. Ale tak naprawdę wciąż babrzemy się w pierwotnym sosie. Gryziemy i szarpiemy, by utrzymać się przy życiu jak ropuchy i leniwce.

Jego powieki otworzyły się powoli. Podciągnął rękę do swoich oczu i przetarł je delikatnie. Leżał wpatrzony w sufit i czekał aż jego wzrok dostosuje się do światła panującego w pomieszczeniu. Zamrugał kilka razy i usiadł na łożku, z którego następnie wstał. Z początku miał przeczucie, że jeszcze chwila i się przewróci, ale szybko opanował sytuacje. Wziął szybki prysznic, a następnie przebrał się w świeże ubrania. Chwycił telefon i westchnął, było po trzynastej, co znaczyło, że dużo przespał. Ale musiał przyznać, że czuł się o niebo lepiej. Może Bruce miał racje i chodziło tylko o nie dobór snu. Chwycił klamkę i jeszcze raz przemyślał to ci zaraz zrobi. Obiecał MJ, że wszystko im powie, a skoro obiecał to miał zamiar dotrzymać danego jej słowa. Z ojcem próbował, i nie wyszło, ale może reszta go wysłucha. Nacisnął klamkę i wyszedł. Musiał ich na początek wszystkich zebrać, co mogło okazać się trudne, bo nigdy nie wiadomo gdzie każdy z nich się znajduje. Podszedł do drzwi od pokoju Natashy, zapukał delikatnie i po chwili wszedł.

-Ciociu?- zapytał i rozejrzał się po całym pokoju. Był pusty, co było nie podobne do kobiety, która zawsze zamykała drzwi kiedy wychodziła, a tym razem te były otwarte. -Dziwne.- szepnął i przeszedł po wszystkich pokojach, które okazały się być tak samo puste jak pokój Natashy.

Następnie udał się do salonu w którym także nikogo nie znalazł. Czynność te powtórzył wiele razy sprawdzając kuchnie, siłownie, strzelnice i laboratoria. Nie wiedział czemu, ale zaniepokoił się tym stanem rzeczy. Stanął po środku salonu i przetarł twarz dłońmi.

-FRIDAY?- miał nadzieje, że AI mu odpowie, ale mimo upływającego czasu, ona także nie odpowiadała. -FRIDAY?!- powtórzył jeszcze raz, ale i tym razem nie uzyskał odpowiedzi. Jego oddech przyspieszył, a on jeszcze raz zaczął chodzić po budynku. -Steve! Bruce! Clint!- krzyczał i chodził po całym piętrze bez skutecznie oczekując na odpowiedź. -Natasha!- jego ręka powędrowała w jego włosy które przeczesał ze zdenerwowania. -Steve! Natasha! Bruce!- był przerażony, ta wieża nigdy nie była tak spokojna. Tu zawsze coś się działo, cisza była tutaj czymś niespotykanie rzadkim i żeby ją uzyskać trzeba było, albo wszystkich przywiązać i zakleić im usta, zabić, wyjść na dach, lub czekać aż wszyscy w końcu padną. Ale w środku dnia było to coś nie do wyobrażenia, dlatego tak strasznie go to denerwowało, bo nie było to normalne. Zszedł do warsztatu ojca z nadzieją, że go tam znajdzie, ale znowu się pomylił, nie było tam nikogo, żadnej żywej duszy. Poczuł jak w oczy kłują go łzy, a jego oddech jeszcze bardziej przyspieszył. -Clint! Steve! Jeśli to żart, to nie śmieszny!- krzyczał, chodząc w kółko i starając się przeanalizować wszystko, ale po prostu nie myślał trzeźwo, za bardzo się tym wszystkim denerwował. -Tato! Tato, proszę!- upadł na kolana i zaczął cicho płakać, teraz chciał tylko żeby której z nich było przy nim, nie ważne kto, potrzebował kogoś. Byle kogo.

-Ich już nie ma.- kiedy tylko usłyszał ten głos wstał na nogi i odwrócił się przodem, stając w pozycji obronnej. Pepper. Kobieta stała przed nim w czarnym kombinezonie, z logiem Hydry na ramieniu. Jej włosy były wysoko spięte w kucyka, na twarzy miała delikatny makijaż. W ręce trzymała pistolet, a drugi znajdował się na jej udzie. Cała zagadka ułożyła mu się w głowie jak puzzle, tym samym utwierdzając go w przekonaniu, że od początku miał racje. Mógłby godzinami na nią wyklinać, ale to nie był na to czas ani miejsce. Chciał wiedzieć, co kobieta miała na myśli.

I'm Fine Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz