5

1.7K 132 40
                                    

-Panie Parker, odnotowałam u pana niedobór snu i jedzenia.- Peter podniósł głowę na sufit i przewrócił oczami na FRIDAY, po dwóch dniach mieszkania tutaj mógł stwierdzić, że za bardzo miesza się w jego życie. -W twoim wieku powinieneś spać od siedmiu do ośmiu godzin. Pan za to przesypia nie całe trzy. To samo tyczy się ilości jedzenia jaką pan je, jest to zdecydowanie za mało. Wie pan do czego może doprowadzić brak snu i nie wystarczająca ilość jedzenia, może pan...- Peter miał dość, nie mógł jej dłużej słuchać.

-Okej FRIDAY, zrozumiałem.- Sztuczna inteligencja zamknęła się na chwile te kilka sekund było najpiękniejszymi w ciągu ostatnich dwóch dni. Ale wszystko kończy się wraz z upływem czasu, mógł sobie po prostu odpuścić energetyki w wieży. Miałby o niebo mniej problemów.

-Panie Parker nie zalecam picia tak dużej ilości napojów energetycznych, mają one zły wpływ na...- Okej, tego już było za dużo. Nie mógł pic energetyków, musiał jeść ile trzeba chodź nie chciał, i musiał spać mimo tego, że nie dawał rady. Witamy w więzieniu Peter, miejscu pełnym wrażeń. Miejscu gdzie utworzysz niesamowite i oryginalne wspomnienia których już nigdy nie zapomnisz. Szczerze tylko tego pragnął.

-Z całym szacunkiem FRIDAY, nie może bez niego, kompletnie go do ciebie nie mam. Czy ja dobrze rozumiem, że już nic nie mogę zrobić? Z tego co mi wiadomo, ale mogę być w błędzie, jest to moje ciało i mogę z nim zrobić co mi się żywnie podoba. Więc z łaski swojej, przestań mnie kontrolować, bo oprócz nerwicy twoje pieprzenie nic innego nie wnosi. Zmiażdżył puszkę którą wrzucił do plecaka, żeby móc ja wyrzucić w szkole. W ciągu tych dwóch dni zdążył już mieć wykład o energetykach od pana Starka i kolejnego nie potrzebował. A wszystko dlatego, że wyrzucił puszkę do kosza, tak jak wypadało to zrobić. Która później na jego nieszczęście nie została przykryta żadnymi śmieciami i mężczyzna bez problemu ją znalazł. W sumie nie było czego szukać bo była na wierzchu. Ale musiał przyznać, że mężczyzna miał gadane, jak zaczął to skończył jakieś dwie godziny później, a może nawet dłużej bo wymienił tyle informacji, że Peter kompletnie stracił poczucie czasu. Po prostu siedział tam patrząc na niego otwartymi ustami i praktycznie nie mrugał przez niedowierzanie. Nawet zaczął się zastanawiać skąd on to wszystko wiedział, ale chyba wolał nie widzieć.

Uśmiechnął się lekko pod nosem kiedy nie usłyszał odpowiedzi od FRIDAY. Zapewniło mu to cichą drogę do windy. Na prawdę nie chciał się spóźnić kolejny raz, jego wychowawca powiedział mu, że jeszcze raz czy dwa i będzie musiał wezwać rodzica aka pana Starka na rozmowę z nim i dyrektorem, ostrzeżenie tyczyło się również spania na lekcjach i energetyków. Jednym krótkim zdaniem miał przegwizdane w szkole. Równie dobrze mogli go też wywalić, byłoby z głowy.

-Panie Parker ma pan racje, może pan decydować o własnym ciele.- Peter poczuł satysfakcję, ale została ona rozwiana szybciej niż by się spodziewał. -Ale jako iż jest pan nieletni i jest pan pod opi...-

-Okej FRIDAY.- Nie chciał jej słuchać, nie potrzebował tego. Gdyby tylko mógł to wsadziłby słuchawki w uszy i zignorował ją, ale taka próba wcześniej okazała się jedna wielka pieprzoną porażką. FRIDAY bez problemu podłączyła się pod telefon Petera i zaczęła robić mu wykład, ale tym razem wyjątkowo dousznie. -Z tobą i tak nie wygram.- Mruknął pod nosem i wyszedł z wieży uwalniając się od natarczywej sztucznej inteligencji.

...

Peter nie mógł zaliczyć tego dnia do udanego. Jakby tak na to nie patrzeć to od dłuższego czasu żaden nie był udany, ale ten był jeszcze gorszy z połączeniem innych zdarzeń z przeszłości. Ned, jego najlepszy przyjaciel, były najlepszy przyjaciel poszedł do innej szkoły i kontakt po miedzy nimi po prostu się urwał. A MJ jego przyjaciółka znalazła sobie inne grono znajomych, a z nim nie chciała mieć już nic do czynienia. W sumie to rozumiał, bo kto by chciał mieć takiego przegrywa jak on za przyjaciela. Dlatego większość czasu w szkole spędzał sam. Co nie do końca było złe na lekcjach, bo przynajmniej nikt go nie szturchał i nie przeszkadzał mu kiedy ucinał sobie drzemkę.

Ale dzisiaj było inaczej. Tak, był w szkole, ale nie całe osiem godzin tak jak powinien, nie dał rady. I tak miał przesrane. To co to była za różnica jeśli przyspieszy czas rozmowy z nauczycielami. Po fizyce która była drugą lekcją chłopiec pobiegł na tył szkoły i wybiegł z niej. Nie przejmował się tym, że ktoś mógł go widzieć, po prostu biegł, biegł do czasu do którego był kawałek dalej od szkoły. Nie był typem który pił albo palił. Po prostu jego mama obchodziłaby dzisiaj urodziny, a on nie mógł siedzieć w szkole i udawać, że wszystko jest okej, kiedy nie jest, i nie będzie. Poszedł do kwiaciarni i kupił bukiet róż, powolnym krokiem poszedł na cmentarz, nie spieszyło mu się, miał cały dzień. Cmentarz był daleko, prawie na drugim końcu Nowego Yorku więc fakt, że zwiał ze szkoły dawał mu czas na dojście na miejsce. Jedno spojrzenie na nagrobek a on zakrztusił się własnym szlochem spuszczając przy tym głowę. Zalała go lawina wspomnień kiedy tylko spojrzał na nagrobek.

-Hej mamo, wszystkiego najlepszego.- Wsadził różę do wazonu stojącego koło nagrobku i usiadł na trawie, siedział w milczeniu przez dłuższy czas, kiedy w końcu podniósł wzrok. -Tak bardzo chciałbym, żebyś tu była. Tęsknie za tobą, tak strasznie za tobą tęsknie.- Płakał, pozwolił sobie, bo był tu sam. Nie mógł pokazać, że jest słaby, miał być silny, musiał być. -Mam nadzieje, że jest ci tam dobrze, że jesteś szczęśliwa, że jesteś z Łapą, mam nadzieje, że czuwasz nade mną.- Popatrzył jeszcze raz na nagrobek i jeszcze raz pozwolił sobie puścić tamę, siedział tam kilka godzin, ostatnio często to robił, potrafił tam przyjść i godzinami płakać przy grobie swojej mamy. Po dłuższym czasie wstał, zrobił to tylko dlatego, że zaczęło się ściemniać wstał i położył rękę na nagrobku. -Kocham Cie mamo.-

...

Wszedł do wieży gdzie w windzie od razu powitała go FRIDAY.

-Panie Parker, szef kazał...- Nie słuchał bo w sumie wiedział co mu powie, że pan Stark czeka na niego, że dyrekcja szkoły dzwoniła, a może nie dzwoniła. W sumie nauczyciele nie sprawdzali obecności na dwóch pierwszych lekcjach może nikt nie zauważył, że go nie było. Większość i tak nie zwracała na niego uwagi, nawet nie wiedzieli jak ma na imię lub inne podobne rzeczy. Mężczyzna i tak miał go gdzieś. Od kiedy się tu zjawił zwracał na niego uwagę tylko kiedy jedli coś razem, ale nawet wtedy nic nie mówił. A le Tony też wiele razy starał się z nim porozmawiać tylko Peter cały czas się wykręcał. Stu procentową uwagę zwrócił na niego kiedy zrobił mu wykład o energetykach. Nie rozumiał tego do końca, to tylko napój energetyczny, od tego się nie umiera, ani nie dostaje się od tego jakiś innych poważnych chorób. Mężczyzna dramatyzował, nie oszczędzając się przy tym. Bo po co się oszczędzać, mógłby zaoszczędzić trochę tlenu a nie marnować go na takie pierdoły.

-Witamy w piekle.- Szepnął sam do siebie kiedy drzwi windy się otworzyły a on zauważył mężczyznę chodzącego w jedna i w druga stronę, uspokoił się dopiero kiedy zauważył chłopca.

-Peter.- Stark momentalnie znalazł się przy chłopcu i chwycił go za ramiona, przy okazji obejrzał go całego w poszukiwaniu jakichkolwiek obrażeń. Ale to szybko się zmieniło bo mężczyzna mimo iż miał wymalowana troskę w oczach to w pewnym momencie zagościła w nich też złość. -Czemu uciekłeś z lekcji, mogłeś zadzwonić. Zwolniłbym cie gdybyś tylko coś powiedział!- Peter był zaskoczony, ten mężczyzna mimo ich krótkiej znajomości nigdy nie podnosił na niego głosu, nawet o te energetyki się nie złościł tylko spokojnie mu wtedy wszystko tłumaczył. To spokojne tłumaczenie było gorsze od normalnej dramy. Mężczyzna mógł przynajmniej na niego nakrzyczeć, wtedy mógłby wziąć to na poważnie -Powiedz co było powodem dla którego uciekłeś ze szkoły?!- Peter spuścił głowę ale Tony chwycił go za podbródek i nakierował go tak, żeby patrzył mu w oczy. -Powiedz!-

-To jej urodziny.- Stark zamarł kiedy zauważył łzy w oczach dziecka, to był pierwszy raz kiedy chłopiec pozwolił sobie na jakiekolwiek uczucia w jego obecności. -To jej urodziny, a jej nie ma.- Peter zaczął płakać patrząc Tony'emu prosto w oczy jednocześnie wewnętrznie przeklinając na samego siebie, miał nie okazywać przy mężczyźnie żadnych uczuć. Peter obiecał sobie, że będzie silny, a nie zachowywać się jak małe dziecko i płakać przed nim, jak właśnie w tamtym momencie. Stark bez zastanowienia przyciągnął dzieciaka do siebie, chłopiec przez chwile stał jak wryty, żeby na koniec wtulić się w mężczyznę.

-Jestem tutaj, jestem.- Chłopiec pozwolił sobie na głośny szloch, starszy położył brodę na głowie chłopca i powoli kołysał go jednocześnie pocierając jego plecy.

...

I'm Fine Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz