31

957 73 78
                                    

Kiedy przychodzi co do czego, wszyscy chcemy mieć kogoś bliskiego. Udajemy, że trzymamy dystans i że nie zależy nam na nikim. Kupa bzdur. Sami wybieramy sobie swoich bliskich, a kiedy już wybierzemy..., trzymamy się w pobliżu. Bez względu na to, jak skrzywdziliśmy te osoby, warto dbać o tych, którzy z nami zostają, tylko o tych. Choć niektórzy są za blisko. Zdarza się jednak, że potrzebujemy, by ktoś naruszył naszą prywatność.

Pewnym krokiem wszedł do dobrze już znanej mu kamienicy. Wbiegł na trzecie piętro, wyjął klucze i otworzył drzwi. Kiedy wszedł do mieszkania od razu uderzył go silny zapach alkoholu. Gdyby nie to, że tego dnia miał już na wszystko wywalone, to najprawdopodobniej by się skrzywił.

-Wade, alkoholiku! Jesteś?!- krzyknął, a następnie udał się do salonu, w którym znalazł mężczyznę leżącego na podłodze. Delikatnie szturchnął go nogą, na co ten od razu znalazł się w pozycji siedzącej. Peter zaśmiał się i czekał, aż mężczyzna zorientuje się, że nie jest w mieszkaniu sam. Kiedy wzrok mężczyzny padł na chłopca, ten lekko wzdrygnął się, ale już po chwili na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.

-Petey! Jak dobrze Cie widzieć młody!- wstał i położył ręce na ramionach chłopca, a następnie go przytulił.

-Ciebie też ćpunie.- poklepał mężczyznę delikatnie po plecach, a następnie odsunął się kawałek od niego.

-Długo Cie tu nie było. Ile to dokładnie?- wypytywał kiedy zapałał sobie skręta. Petera na prawdę zastanawiało, kiedy on to wszystko kupuje, od kogo, i najlepsze, za co? Mężczyzna od dłuższego czasu cały czas siedział w domu i brał, a pieniądze w końcu się kończą. Pytanie było, kiedy mu się skończą?

-Tydzień Wade. Tydzień.- mówił cicho ze spuszczoną głową.

-I widzę, że nastrój ci się zjebał.- Wade zauważył, a Peter westchnął.

-Bywało gorzej. Słuchaj mam coś co pomoże mi odpłynąć.- zdjął plecak i otworzył kieszeń. Mężczyzna dalej trzymając skręta zaciekawiony patrzył na chłopca. Peter po kolei wyciągnął z plecaka tequile, dwie wódki i dwie whisky, które zabrał z mini barku ojca. Jeśli Tony kiedykolwiek wróci, to najprawdopodobniej mu się dostanie, ale, że go nie ma, to postanowił skorzystać. Wilson otworzył szerzej usta, a jego joint spadł na podłogę.

-To znaczy, że...- zaczął, ale nie dokończył, bo Peter mu przerwał.

-Że możesz mnie upić.- Peter uśmiechnął się jak głupek i przeszedł koło niego. Usiadł na kanapie i postawił wszystko na stole. Mężczyzna dalej w to nie wierząc usiadł koło chłopaka i położył mu rękę na ramieniu.

-A mogę pójść po strzykawki i inne takie moje cuda?- zapytał, z chorym uśmieszkiem, a chłopak tylko zaśmiał się i kiwnął mu głową.

-Dzisiaj biorę wszystko.- Wade wyglądał jakby miał zaraz wyskoczyć przez okno ze szczęścia. Praktycznie pobiegł do pokoju obok i wykrzykiwał tam rzeczy których Peter nie starał się nawet zrozumieć. Chłopiec widząc zachowanie mężczyzny prychnął i otworzył pierwszą butelkę. -Zobaczymy co w tym takiego jest.- nie szczędził się i prosto z gwinta wypił kilka łyków. Pijąc napój skrzywił się lekko, ale nikt mu już nie zabroni się upić.

-Widzę, że zacząłeś beze mnie. Jak tam pierwsze wrażenia?- zapytał, a on jedynie wzruszył ramionami.

-Nijak. Nic nie czuje.- przyznał szczerze. Dokładnie obejrzał butelkę i starał się znaleść stężenie alkoholu.

-Tak, trochę potrwa zanim coś poczujesz. Ale tak za trzy butelki, lub wersja lepsza, za kilka zastrzyków, będziesz w siódmym niebie.- mówił to, tak jakby dla niego to było norma, kiedy dla Petera była to abstrakcja.

I'm Fine Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz