Prolog

10.9K 374 99
                                    


And if you go, I wanna go with you

And if you die, I wanna die with you

Take your hand and walk away

– System Of A Down, Lonely Day

„Spotkajmy się w starym magazynie za miastem, na północ od jeziora Meridian. Uważaj, by nikt cię nie śledził. Mam kłopoty i potrzebuję twojej pomocy. To nie są żarty!"

Patrzyłam na SMS-a od Jacoba przez całe pięć minut, zanim zrozumiałam, czego ode mnie żądał. Ta wiadomość była tak dziwna, tak do niego niepasująca, że przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że napisał ją mój mąż. Już od dawna dziwnie się zachowywał, nie był sobą, ale to... Było w tym wszystkim coś, co wzbudziło mój niepokój, który wzrastał z chwili na chwilę.

Zagryzłam dolną wargę, aż w końcu poderwałam się z fotela i wybiegłam z salonu. Chwyciłam kluczyki od samochodu leżące na komodzie w korytarzu i pospiesznie wyszłam z domu, nie trudząc się nawet, by go zamknąć.

Dobrze wiedziałam, gdzie znajdował się magazyn, o którym wspomniał Jacob. Wiele razy mijaliśmy zniszczony budynek, gdy jechaliśmy na długie wycieczki za miasto. Przynajmniej w czasach, kiedy... kiedy wszystko było w porządku. Później skończyły się podróże, skończyło planowanie. A teraz nie miałam pojęcia, co się działo. Z pewnością nic dobrego, skoro mąż poprosił mnie o pomoc.

Przemierzając ulice naszego miasteczka – które wczesnym wieczorem tętniło życiem – bębniłam palcami o kierownicę. Całe moje ciało napięło się do granic możliwości. Dlaczego Jacob kazał mi przyjechać do starego magazynu? Jakie niebezpieczeństwo nam groziło i dlaczego nie pojawił się tutaj, tylko poprosił mnie o przybycie? Nie znałam odpowiedzi na żadne z pytań. Ten fakt mnie przerażał, bo – chociaż rozumiałam, kim był mój mąż i co należało do jego obowiązków – wykonywana przez niego praca nigdy nie wpływała w podobny sposób na nasze życie.

W końcu znalazłam się na drodze za miastem, więc od razu przyspieszyłam. Słońce chyliło się ku zachodowi, kryjąc powoli za horyzontem. Z drugiej strony nadciągały ciemne chmury, zwiastując zbliżający się deszcz. Jeszcze mocniej nacisnęłam pedał gazu, próbując wydusić z mojego poczciwego samochodu więcej mocy. Chciałam znaleźć się na miejscu jak najszybciej, dowiedzieć się, o co tu, do cholery, chodziło. Panika ściskała mnie za gardło, zupełnie jakbym wiedziała, że zaraz wydarzy się coś złego.

– Emily, kretynko! Opanuj nerwy, bo za chwilę rozbijesz się na najbliższym drzewie! – warknęłam na głos, aby okiełznać trawiący mnie strach. – Przestań snuć teorie spiskowe. Jacob cię nimi zaraził, a teraz świrujesz – rugałam się dalej.

Wzięłam kilka głębokich oddechów, jednak nie na wiele mi się to zdało. Wcale nie czułam się lepiej. Obiecałam sobie, że kiedy dojadę na miejsce, solidnie opieprzę za wszystko męża. Jeśli próbował mnie nastraszyć, ta sztuka udała mu się idealnie.

Skręciłam w lewo i już po chwili dostrzegłam opuszczony magazyn, w którym dawno temu znajdował się skład materiałów budowlanych. Teraz to miejsce było kompletnie opuszczone i zapomniane przez Boga. W zasadzie nikt tutaj się nie pałętał, bo i po co?

W miejscach okien w większości brakowało szyb lub tkwiły ich fragmenty. Elewacja była odrapana i brudna od kurzu niosącego się z pobliskiej drogi. Parking, niegdyś zapewne zadbany, obecnie porastały gdzieniegdzie kępki trawy, a naokoło przeróżne krzewy, które wyglądały, jakby próbowały otoczyć to miejsce i nigdy więcej nie pozwolić, aby zajrzało tu słońce. Drzwi prowadzące do środka rdzewiały od zewnątrz, zapewne wewnątrz nie wyglądały lepiej. Parkując samochód, zauważyłam, że są uchylone. Spojrzałam mocno zaniepokojona na radiowóz, którym przyjechał Jacob, jednak nigdzie nie widziałam mojego męża. Dlaczego nie wyszedł?

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz