Rozdział 6

3.1K 254 63
                                    

Simon

Nie miałem pojęcia, co tak naprawdę przed chwilą się stało. Przyjechałem do cukierni, bo ciasto, które poprzedniego wieczoru przywiozła Emily, okazało się arcydziełem cukierniczym. Z ręką na sercu, nigdy nie jadłem lepszego. Postanowiłem więc odwiedzić miejsce z logo na opakowaniu, mając nadzieję, że posiadają więcej podobnych rarytasów. No cóż, nie byłem ideałem, a takie pyszności mogłem pochłaniać na okrągło.

Nie spodziewałem się spotkać Rawlings. Nie dociekałem, czym zajmowała się w życiu, a ona nic na ten temat nie wspominała. Tymczasem okazało się, że była autorką słodkiego cudu.

Dobrze wiedziałem, jak działało na nią moje zachowanie, brak chęci do rozmowy. Wszystko miała wypisane na twarzy. Nie potrafiła ukrywać prawdziwych emocji. Tak samo, jak ich nie ukryła, kiedy wspomniałem, że Jacob powinien jej pomagać.

W pewnym sensie nie rozumiałem zachowania tego faceta. Ożenił się z tak piękną kobietę i nie umiał się nią zająć. Pragnął wspinać się po szczeblach kariery policyjnej, ale wyraźnie nie wiedział, w jaki sposób utrzymać równowagę pomiędzy pracą a domem.

Wcale nie jesteś lepszy. Nie masz żony ani nawet stałej partnerki. Tyrasz godzinami, żeby dojść do celu.

I do niego dochodziłem. Prędzej czy później osiągałem pożądany efekt. Teraz też zamierzałem – nie uznawałem porażek.

Ostatnia eskapada zakończyła się sukcesem. Co prawda dużo nie brakowało, jednak w porę dotarłem do auta i wyjechałem z Seattle, zanim poszukiwania włamywacza na dobre się rozkręciły. Na wszelki wypadek nie wracałem główną trasą, trzymałem się bocznych dróg. Gdy dotarłem do domu, natychmiast włączyłem laptopa, by śledzić lokalne wiadomości oraz strony internetowe, czy pojawi się wzmianka o włamaniu do bazy Fort Lewis. Nic takiego nie miało miejsca.

Kolejnego wieczoru spotkałem się z Marcusem i przekazałem zdobyte dokumenty. Mężczyzna pojawił się sam, Jimmy'ego nigdzie nie dostrzegłem. Po części się tego spodziewałem. Murphy był ostrożnym mężczyzną i uczył się na błędach. Na jego miejscu zachowywałbym się identycznie. Na odchodne Marcus napomknął, że wkrótce znów się ze mną skontaktuje i tyle go widziałem.

Przerwałem potok myśli, parkując na swoim podjeździe. Sięgnąłem po ciasto i wysiadłem z auta. Kątem oka zauważyłam, jak przechodząca chodnikiem po drugiej stronie drogi kobieta przyglądała mi się z zaciekawieniem, ale zignorowałem ją i jej nachalne spojrzenia. Wszedłem do domu i zamknąłem drzwi.

Właśnie zamierzałem przygotować sobie kawę, kiedy komórka zaczęła dzwonić. Zerknąłem na wyświetlacz, jednak numer należał do kogoś, kto nie chciał się ujawnić. Szybko odebrałem, tracąc zainteresowanie wszystkim dookoła.

– Simon. – Głęboki głos zabrzmiał w słuchawce.

Od razu go rozpoznałem. Jimmy Murphy.

– Świetnie się spisałeś – odezwał się po chwili. – Znajdziesz dla mnie czas dzisiaj wieczorem? – Ton, którego używał, był łagodny i może odrobinę proszący, aczkolwiek dało się w nim uchwycić nutkę stanowczości.

– Oczywiście. Gdzie i o której? – spytałem obojętnie, jakby chodziło o wyjście po bułki do sklepu.

– Ktoś przyjedzie po ciebie wieczorem. Czekaj w tym samym miejscu, co zwykle – powiedział, po czym się rozłączył.

Odłożyłem telefon na blat i przez kilka minut wpatrywałem się w niego, jakby Jimmy miał zmaterializować się w mojej kuchni. W końcu ocknąłem się z zamyślenia i skierowałem do salonu. Odsunęłam stolik, zrolowałem dywan, a następnie podważyłem jedną z desek. Dalej poszło z górki i niedługo później siedziałem na fotelu, przeglądając skopiowane akta. Byłem ciekaw, do jakich celów potrzebował ich Murphy.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz