Rozdział 28

3.1K 198 58
                                    

Simon

Próbowałem podnieść powieki, ale nie byłem w stanie. Nie rozumiałem, co się dzieje, a to mnie frustrowało. Poruszyłem się niespokojnie, jednak nie przyniosło mi to ulgi.

– Musisz odpoczywać – rozległ się szept. Obróciłem głowę w stronę, z którego dobiegał. Znów podjąłem wysiłek, żeby choć trochę otworzyć oczy, lecz byłem na to zbyt słaby. – Śpij. Nie zostawię cię.

Próba poruszenia ustami również nie dała pożądanego rezultatu. Straciłem wątłe siły i odleciałem.

Obudził mnie cichy płacz. Uchyliłem powieki, po czym otworzyłem je powoli. Światło słoneczne poraziło źrenice, więc natychmiast je zacisnąłem.

– Simon? – usłyszałem wyraźnie. Ten głos był znajomy. Nie wiedziałem, do kogo należał, ale pamiętałem go. – Jak się czujesz? Zawołam lekarza. – Ktoś wstał i po chwili trzasnęły drzwi.

Gdy znów otworzyłem oczy, przez chwilę wszystko było zamazane. Ujrzałem nad sobą dwie postacie. Ostrość obrazu stopniowo wracała. Kiedy w jednej ze zgromadzonych osób rozpoznałem Emily, ogarnęło mnie coś w rodzaju spokoju. Żyła i ja najwyraźniej też. Raczej bym nie śnił o szpitalu i lekarzu, który mnie bada, prawda?

Doktor zadawał pytania, a ja miałem ochotę wykrzyczeć, żeby się odpieprzył. Nie czułem się na siłach, by z nim dyskutować. Zmęczenie mnie nie opuszczało, nie pamiętałem, co się stało. Ostatnie, co kojarzyłem, to widok Damona z bronią w ręku.

– Pańscy przełożeni prosili o wiadomość, gdy się pan obudzi – wymruczał doktor, stojąc na wprost łóżka. – Stracił pan mnóstwo krwi i miał wiele szczęścia, że przeżył. Gdyby kula trafiła nieco niżej... – Mężczyzna zamilkł, pozwalając, bym domyślił się prawdy.

Byłbyś teraz zimnym trupem, Simonie.

– Zostawię was samych. Proszę zasugerować narzeczonej, aby odpoczęła. Zagroziła, że przykuje się do pańskiego łóżka, jeśli nie pozwolę jej przy panu czuwać. – Lekarz uśmiechnął się dobrotliwie, a ja zerknąłem na Emily.

Narzeczona? Parsknąłbym śmiechem – choć nie było to w moim zwyczaju – gdybym tylko dał radę. Em wcale nie wyglądała na zawstydzoną.

– I proszę nabierać sił. Zajrzę tu za jakiś czas. – Facet pożegnał się, po czym wyszedł.

– Emily – wyszeptałem. Mówienie przychodziło mi z trudem. Przełyk palił żywym ogniem, co było okropnym uczuciem.

– Nic nie mów. Śmiertelnie mnie wystraszyłeś, ale teraz już wszystko będzie dobrze. – W oczach dziewczyny zamigotały łzy.

Chwyciła mnie za dłoń i zamknęła ją w swoich. Można było odnieść wrażenie, że zwaliły się na nią wszystkie problemy świata. Czyżby to o mnie tak się martwiła?

– Ja... – Próbowałem zwilżyć gardło, ale w ustach zabrakło mi śliny.

– Chcesz pić? – spytała.

Nieznacznie kiwnąłem głową. Dawno nie czułem się tak fatalnie. Wsunęła mi rurkę do ust, więc pociągnąłem odrobinę wody, która została mi szybko zabrana. Jęknąłem, nie zaspokoiwszy pragnienia, na co Emily uśmiechnęła się delikatnie, a resztki łez – nadal zalegające w kącikach oczu – lśniły niczym rosa na trawie w blasku słońca.

– Lekarz powiedział, że możesz pić małymi łyczkami. Będę cię pilnować. – Obróciła się i przyciągnęła fotel bliżej łóżka. Gdy usiadła, wyciągnęła dłoń i przytknęła ją do mojego policzka. – Prześpij się jeszcze. Musisz wydobrzeć, inaczej cię stąd nie wypuszczą.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz