Rozdział 26

2.9K 220 62
                                    

Simon

Ledwo dotarliśmy w domku, Emily pobiegła do kuchni. Przez drogę powrotną sondowała, co zjadłbym na obiad, ale nie byłem w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi z prostego powodu: kochałem dosłownie wszystko, co wychodziło spod jej ręki. I wcale nie zamierzałem udawać, że było inaczej, więc zwyczajnie ją o tym poinformowałem. Jej mina była bezcenna – wyglądała, jakbym obiecał, że odwiozę ją do Covington. Już do końca jazdy uśmiech nie zszedł jej z twarzy. Teraz królowała przy kuchence, nucąc donośnie nieznaną mi melodię.

Kiedy wspomniała o drogerii, wpadłem na pewien pomysł. Z jednej strony ciągle pamiętałem o tym, że Marcus i Jimmy polowali na nas, ale z drugiej zamierzałem sprawić, żebyśmy chociaż na chwilę zapomnieli o problemach. Wiedziałem, że Rawlings równie często myślała o naszej sytuacji, mimo że coraz rzadziej mówiła o niej na głos, ale przyłapywałem ją na momentach, w których spoglądała zamyślona przed siebie. Pragnąłem więc, aby się zrelaksowała.

Po zjedzonym posiłku – swoim zwyczajem – sprzątnąłem ze stołu i poprosiłem, aby Emily zaczekała na mnie w salonie na kanapie. Z pewnością wyczuła, że coś było na rzeczy, bo spojrzała pytająco, ale ostatecznie nie rzekła ani słowa, tylko podreptała do pokoju.

Gdy wkroczyłem do pomieszczenia, za oknem zaczęło zmierzchać. Em leżała na kanapie i oglądała jakiś program kulinarny w telewizji. Kiedy klęknąłem przed kominkiem, aby rozpalić przygotowane wcześniej drzewo, otaksowała mnie wzrokiem z góry na dół.

– Siedzimy tutaj prawie trzy tygodnie, a ty dopiero dzisiaj postanowiłeś go użyć – westchnęła, siadając i przyglądając mi się podejrzliwie. – Nie podejrzewałam cię o romantyzm, Simonie Cortez – mruknęła tak zmysłowym głosem, że omal nie zrezygnowałem z planów na wieczór i od razu się na nią nie rzuciłem.

Pod jednym względem nie znosiłem kobiet – skutecznie korzystały z władzy nad facetami, gdy tylko się przekonały, że takową posiadają. A zaglądając Emily w oczy, domyśliłem się, że była świadoma własnych możliwości.

– Czasami za dużo mówisz, zdajesz sobie z tego sprawę? – Rzuciłem jej przelotne spojrzeniem, ale wcale nie wyglądała na przejętą.

– Nadrabiam za osobnika, który często zapomina języka w ustach – odpyskowała, uśmiechając się z kpiną. – Dziękuję.

– Za co? – Podłożyłem ogień pod suche kawałki drzewa.

– Za to, że dzisiaj zabrałeś mnie do miasteczka. Za to, że troszczysz się o mnie i robisz wszystko, żebym zniosła tę izolację jak najlepiej. Tak po prostu chciałam ci podziękować. – Spoważniała, przygryzając delikatnie wargę.

– Nie musisz – odparłem. Wcale nie wymagałem od niej podziękowań.

Ochrona ludzi była moją pracą, jednak w przypadku Emily nie chodziło wyłącznie o strzeżenie jej przed złymi ludźmi. Stała się dla mnie kimś wyjątkowym. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek ją skrzywdził.

Ogień rozprzestrzenił się dość szybko i wkrótce w salonie zapanowało błogie ciepło. Ogniste języki pochłaniały opał z każdą chwilą coraz szybciej. Wstałem z klęczek i podszedłem do Em. Wyciągnąłem rękę, aby podała mi dłoń. Uczyniła to bez wahania.

– Chciałbym, żebyś się zrelaksowała. Połóż się na skórze, a ja zaraz przyjdę – poprosiłem, zatapiając spojrzenie w jej twarzy.

– Dobrze – zgodziła się, nie dociekając, co chowam w zanadrzu.

Wróciłem z niewielką miseczką z olejkiem do masażu oraz ręcznikami. Emily leżała na brzuchu i patrzyła się w ogień. Słysząc kroki, przeniosła wzrok na mnie.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz