Rozdział 30

2.9K 189 53
                                    

Simon

Rzuciłem się na kanapę w moim domu na przedmieściach Seattle. Chociaż świeciło słońce, to na zewnątrz i tak panował przejmujący ziąb. Wróciwszy z pracy, podkręciłem ogrzewanie i postanowiłem odpocząć. Ten dzień dał mi w kość. Pracowałem nad kolejną sprawą – nie tak trudną, jak sprawa Jimmy'ego Murphy'ego i jego szajki – która zmusiła mnie do biegania po całym mieście i poszukiwaniu faceta chcącego za wszelką cenę pozostać w ukryciu. Zamierzałem wykurzyć go z nory, gdziekolwiek się ona znajdowała.

Przymknąłem oczy. Niemal natychmiast pod powiekami ujrzałem obraz Emily. Moje ciało zareagowało na tę wizualizację, nie mogłem się za to winić. Tak bardzo mi jej brakowało, że niemal wariowałem. Dlatego starałem się robić wszystko, co w mojej mocy, aby myśleć o niej jak najrzadziej.

Wróciłem do pracy ledwie dwa tygodnie wcześniej, po wielu testach i badaniach. Tony wspominał, że mógłbym dłużej posiedzieć na wolnym. Odparłem, że jeśli nie chce, by jeden z jego agentów nagle mordował niewinnych ludzi, to będzie lepiej, jeśli zajmie moją uwagę czymś absorbującym. Po tej dyskusji dostałem nową sprawę i w godzinach pracy skupiałem się wyłącznie na niej. Poza nią nie było tak lekko.

Tęskniłem za Emily, jak za nikim na tym świecie. Ta drobna kobieta mnie pokonała, złamała mój upór, wkradła się do mojego świata, pozostawiając po sobie ziejącą pustkę. Niestety nie mogłem jej zmusić, by za mną podążyła, dopóki sama nie dojdzie do wniosku, że pragnie tego samego.

Dlatego z wielkim trudem wyszedłem tamtego dnia z cukierni, ale musiałem postąpić tak, jak nakazywało mi serce. Liczyłem, że Em któregoś dnia przyjedzie, dobrowolnie, bez przymusu. Tylko minęło już sporo czasu, a jej nadal nie było.

Wtem usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. Otworzyłem oczy i zerknąłem na zegar wiszący na ścianie. Chyba zapadłem w drzemkę, bo nagle okazało się, że jest już ósma wieczór, a za oknem zapadł zmrok. Leniwie podniosłem się z kanapy. Nikogo nie zapraszałem, więc nie miałem pojęcia, kto pokusiłby się o odwiedziny.

Z pewnością nie byłem przygotowany na widok Emily.

W chwili, gdy na mnie spojrzała, przepadłem. Zamrugałem z nadzieją, że nie była jedynie wytworem mojego umysłu. W odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie, a moje zmaltretowane serce uderzyło głucho o klatkę piersiową. Nagle przypomniały mi się słowa brata, że nie wykończy mnie kulka, a zawał. Prawdopodobnie miał sporo racji.

– Cześć – przywitała się, rzucając mi nieśmiałe spojrzenie.

– Emily... – wydusiłem z trudem. – Co tu robisz? – To było najgłupsze pytanie, na jakie było mnie stać.

– Przywiozłam ci ciasto. – Ruchem głowy wskazała na tekturowe opakowanie z logo jej cukierni. – Cytrynowe – dodała, a w moich ustach na samo wspomnienie jego smaku wezbrała ślina. – Mogę wejść do środka? Trochę dzisiaj chłodno.

– Oczywiście. – Zawstydziłem się, że wcześniej tego nie zaproponowałem. Byłem tak bardzo zaskoczony jej widokiem, że nie myślałem jasno. W ogóle nie myślałem. – Przepraszam. Przygotuję herbatę na rozgrzanie.

Zamknąłem drzwi, kiedy wślizgnęła się do środka.

– W takim razie weź to ode mnie.

Podała mi pakunek, który przejąłem niemal z nabożną czcią. To, co znajdowało się w środku, zasługiwało na największe uznanie.

– Rozgość się – poprosiłem, ruszając w stronę kuchni.

Gdy zostałem sam, odetchnąłem z ulgą. Wzbierały we mnie różnorakie uczucia, ale wśród nich przodowała radość. Znałem Emily na tyle dobrze, by zrozumieć, że podjęła decyzję. Nie podejrzewałem, że przyjechałaby wyłącznie, żeby wręczyć mi ciasto. Niemniej najpierw zamierzałem wysłuchać, co miała do powiedzenia.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz