Rozdział 15

2.8K 230 30
                                    

Emily

Budziłam się powoli, czując, że coś jest nie tak. Głowę miałam ciężką, w ustach sucho, całe moje ciało zdrętwiało. Próbowałam otworzyć powieki, ale nie dałam rady. Co się ze mną działo? Wtedy usłyszałam hałas. Ktoś znajdował się w tym samym pomieszczeniu.

– Uspokój się – szepnął tuż nad uchem. – Jesteś trochę poobijana, lecz ból wkrótce minie.

Znałam ten głos, jednak nie potrafiłam przypisać go do konkretnej twarzy. Znów zmusiłam się do otworzenia powiek i tym razem poszło mi lepiej. Przedmioty rozmazywały się przed moimi oczami, więc musiałam się skupić. Ogarnął mnie niepokój, trudny do określenia.

– Emily, jak się czujesz?

Simon. Kiedy ujrzałam jego zaniepokojoną twarz, zmarszczyłam czoło.

Co, do cholery?

Syknęłam. W końcu udało mi się usiąść mimo fatalnego samopoczucia. Patrzyłam skonsternowana na mężczyznę, aż w pewnym momencie zerknęłam w bok. Poczułam się ogłuszona. Nie rozpoznawałam tego pomieszczenia.

I nagle różne obrazy zaczęły przewijać się w moim umyśle. Wiadomość od Jacoba, jazda za miasto do starego magazynu, znalezienie na miejscu ciała męża oraz spotkanie tam Simona.

Jacob nie żył!

Ta myśl uderzyła mnie w splot słoneczny. W oczach stanęły pierwsze łzy, które po chwili spłynęły kaskadą wzdłuż policzków. Peterson zabił Jacoba i zwabił mnie w pułapkę. Spojrzałam na niego przerażona, próbując odsunąć się jak najdalej, jednak natrafiłam na oparcie łóżka. Nie miałam jak uciec, a już na pewno nie dałabym rady w obecnym stanie.

– Emily, uspokój się!

Mój oprawca przysiadł na skraju łóżka. Kiedy wysunął ręce w moją stronę, krzyknęłam histerycznie i skuliłam się jak małe dziecko, jakby ta postawa mogła mi w czymkolwiek pomóc.

Nabrałam pewności, że utknęłam w jakimś koszmarze, z którego nie potrafiłam się obudzić.

Nie mogłam się z tym pogodzić, że dałam się tak nabrać, że pozwoliłam, by Simon mnie omotał, a ja omal mu nie uległam. Przez moje zachowanie Jacob stracił życie. Nie rozumiałam, dlaczego zostałam celem Petersona. Czy to miało jakikolwiek związek z pracą Jacoba? W końcu niedawno wspomniał, że wpadł na trop niebezpiecznych ludzi.

– Nie zabijaj mnie! – krzyknęłam błagalnie. – Proszę!

Nie powstrzymałam drżenia ciała, szlochu, który wydobył się spomiędzy spierzchniętych warg, paraliżującego strachu przed człowiekiem, który mnie porwał.

– Dziewczyno, uspokój się! – Simon chwycił mnie mocno i ... przytulił do siebie, kładąc rękę na plecach w uspokajającym geście.

Zatrzęsłam się jeszcze mocniej, a serce zatłukło się niebezpiecznie w piersi.

– Nikogo nie zabiłem. Nie jestem winien śmierci Jacoba.

– Kła... kłamiesz – jąkałam się, z trudem chwytając powietrze.

Znalazłam się na granicy ataku paniki.

– Nie zabiłem twojego męża. – Niespodziewanie chwycił moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. – Zabił go Marcus Seyfried, bardzo niebezpieczny człowiek. Jestem agentem FBI, Emily. Nie zabiłem twojego męża – powtórzył znacznie ciszej.

Nadal się cała trzęsłam, nadal rozpaczliwie płakałam, ale jego słowa powoli przebiły się przez zamroczony strachem umysł.

Agent FBI. Marcus. Usiłowałam coś powiedzieć, lecz z gardła ponownie wydostał się szloch. Wszystko we mnie krzyczało, żebym w to nie wierzyła. Peterson mógł kłamać.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz