Rozdział 10

3K 227 42
                                    

Simon

Wyszedłem z domu po zapadnięciu zmroku. Wsiadłem do samochodu stojącego na podjeździe i skierowałem się prosto do pewnego baru. Nie robiłem planów na wieczór, jednak los zdecydował za mnie.

Godzinę wcześniej zadzwonił Jimmy, proponując spotkanie na mieście. Nie okazałem emocji, chociaż zastawiałem się, co jest grane. Sądziłem, że Murphy nie zamierzał wychylać się z magazynu; że ukrywał się po kątach. Najwidoczniej się pomyliłem albo posiadał większe jaja, niż podejrzewałem. Poza tym miałem nadzieję, że wreszcie dowiem się czegoś więcej o planowanej za trzy dni akcji. Nie znałem celu, godziny, dosłownie niczego. Próbowali mnie pogrążyć? A może Marcus maczał w tym palce? W tej branży wszystko było możliwe.

Dlatego jechałem do knajpy, nie wiedząc, czego tak właściwie się spodziewać. Nie tylko o tym ostatnio myślałem. Coraz częściej odnosiłem wrażenie, że ogarniała mnie obsesja. Obsesja związana z Emily Rawlings. To było do mnie kompletnie niepodobne i nie miałem pomysłu, jak się tego pozbyć. Od pamiętnego spotkania pod cukiernią, kiedy omal jej nie pocałowałem, nie spotkałem Em ani razu. Nie wróciła do biegania, a przynajmniej nie tą samą trasą. Powinienem się cieszyć, ale...

Warknąłem w myślach i zaparkowałem auto. Wysiadłem, po czym niespiesznie skierowałem się do lokalu. Miejsce o tej godzinie tętniło życiem, o ile można było określić w ten sposób jakąkolwiek knajpę w Covington. Rozejrzałem się po wnętrzu, aż w ostatniej loży zauważyłem Seyfrieda i mężczyznę, który ostatnio robił za kierowcę tego pierwszego.

Jeszcze nikt nie zanotował mojego przybycia. Marcus wyglądał na zadowolonego i rozluźnionego, uśmiechał się półgębkiem. Panowie coś spożywali, prowadząc ożywczą rozmowę. Aby dowiedzieć się, o czym tak zawzięcie dyskutowali, musiałem do nich dołączyć.

Po drodze minąłem stolik, przy którym siedziały dwie kobiety. Obie zerknęły na mnie z wyraźną zachętą, lecz standardowo je zignorowałem. A może w końcu powinienem się kimś zainteresować? Wtedy zapomniałbym o zmysłowym ciele Emily, które od pamiętnego dnia prześladowało mnie w snach. Była nie tylko piękna, lecz miała w sobie coś takiego, co powodowało, że zaczynałem ją lubić. Przywiązanie zawsze oznaczało kłopoty.

– Simon. Nareszcie jesteś – zawołał Jimmy, gdy dotarłem do stolika.

Powiodłem spojrzeniem po zebranym towarzystwie. Murphy utkwił we mnie wzrok, podobnie jak i Marcus; z tą różnica, że Seyfried mnie nim mordował. Reszta patrzyła obojętnie. Byłem dla nich po prostu kolejnym pionkiem w grze, którą prowadził nasz szef. Zamierzałem im udowodnić, jak bardzo się pomylili, pokazać, na co mnie stać.

– Usiądź – poprosił Jimmy, wskazując miejsce obok Marcusa. Zachowałem spokój, jednak po minie zastępcy Murphy'ego poznałem, że wolałby siedzieć w klatce z samym diabłem niż obok mnie. Gdyby to od niego zależało, nie dostąpiłbym możliwości przebywania z Jimbo. – Czego się napijesz? – spytał.

Ledwo spostrzegłem, że do stolika podeszła kelnerka, czekając na zamówienie.

– Whiskey – poprosiłem. – Coś świętujemy?

– Nic takiego. Chociaż mam nadzieję, że za trzy dni znajdzie się ku temu powód – odpowiedział, wzruszając ramionami. – Chcę cię o coś zapytać.

Sokoli wzrok spoczął na mnie i chociaż podejrzewałem, że facet mnie lubił, musiałem mieć się na baczności. Nie wiedziałem, czy to nie był test. Wszak dlaczego miałby mi bezgranicznie ufać? Owszem, dwa razy uratowałem mu dupę, za co okazał wdzięczność. Jednak to nie oznaczało, że od razu wkupię się w jego łaski.

– O co? – zapytałem, spoglądając przy tym beznamiętnie. Wiedziałem, że pozostali obserwowali mnie niczym psa na wystawie.

– Nie denerwujesz się przed akcją? – padły słowa, a Jimmy oparł się wygodnie. – Czekasz cierpliwie, nie zadajesz zbędnych pytań, więc się zastanawiam, co się za tym kryje.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz