Rozdział 14

2.8K 220 73
                                    

Simon

Patrzyłem, jak Emily ucieka. Z jednej strony chciałem ją gonić, ale z drugiej... Czy powinienem zmuszać ją do tego, aby uległa pożądaniu i poszła ze mną do łóżka? W tym momencie niczego bardziej nie pragnąłem, niż poczuć pod sobą drobne ciało, by skosztować, jak smakowała, by dotykać każdego zagłębienia, którego nie poznałem.

Zmełłem przekleństwo w ustach i zawróciłem do domu. Zatrzasnąłem drzwi za sobą. Czekał mnie zimny prysznic, bardzo długi. W łazience rozebrałem się w pospiechu i wszedłem do kabiny. Spojrzałem w dół – członek wciąż pozostawał twardy i gotowy do akcji. Gdyby Emily nie dopadły wyrzuty sumienia, właśnie zagłębiałbym się w jej wilgotnym wnętrzu. Syknąłem głośno, odkręciwszy strumień zimnej wody. Chłodna ciecz spływała po całym ciele, powodując spadek pożądania. O to właśnie mi chodziło.

Przez resztę dnia nie potrafiłem usiedzieć na miejscu. Robiłem wszystko, byleby nie myśleć o Emily i o tym, co zaszło między nami, ale szło mi koszmarnie. Już dawno nie byłem taki rozkojarzony, jak teraz przez tę kobietę. Noc wcale nie wyglądała lepiej – mogłem pomarzyć o choćby godzinie snu. Rano czułem piasek pod oczami, więc nastawiłem pełen ekspres kawy.

Przygotowałem się do biegania, jak co dzień. Myśli uciekły w kierunku Em. Ta dziewczyna prześladowała mnie niemal od samego początku. Nigdy nie miałem podobnego problemu, aż do teraz, i pierwszy raz nie potrafiłem zachować zdrowego dystansu, chociaż zazwyczaj panowałem nad sobą jak mało kto.

Nie w kwestii Emily Rawlings.

Chciałem do niej zajrzeć, lecz zdołałem się powstrzymać. Zdałem sobie sprawę, że nie powinienem jej nachodzić. Zachowałbym się w ten sposób jak Jacob, który w moich oczach okazał się skończonym dupkiem. Facet na nią nie zasługiwał.

Wsiadłem więc w samochód i udałem się na długą przejażdżkę. Co prawda Jimmy na razie nakazał przyczaić się i za bardzo nie wychylać, ale miałem gdzieś jego zalecenia, bo potrzebowałem przestrzeni i wolności.

Ruszyłem w kierunku Seattle. Rozsunąłem szyby w samochodzie, pozwalając, by wiatr robił z moimi włosami, co chciał. Włączywszy radio z przebojami z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, bębniłem palcami o deskę rozdzielczą. Mimo tego wcale nie odczułem spokoju. Nie tylko Emily siedziała w mojej głowie. Myśli zaprzątała również ostatnia akcja przechwycenia sarinu. To nadal nie dawało mi spokoju, a nerwowość niebezpiecznie narastała. Ogarnęło mnie silne przeczucie, że wkrótce coś się wydarzy. Nie wiedziałem tylko co.

Znajdowałem się pięć mil przed Seattle, kiedy zadzwonił telefon. Od razu rozpoznałem numer Marcusa, a adrenalina zaczęła krążyć w moich żyłach. Jeśli Seyfried się kontaktował, z pewnością coś zaszło albo plany uległy zmianie.

– Gdzie jesteś? Musimy się spotkać. Jak najszybciej.

– Co jest grane? – spytałem spokojnie, bez emocji.

Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak moja beznamiętność działała na zastępcę Jimmy'ego.

– Powiedzmy, że pojawił się nieoczekiwany problem. – Marcus brzmiał niepokojąco, aż włoski zjeżyły mi się na karku.

– Dokąd mam jechać?

Zastanawiałem się, co takiego mogło się wydarzyć, że chciał mnie zobaczyć. Działał na polecenie Jimmy'ego czy może złamał rozkaz i zamierzał się ze mną policzyć? Przy nim należało się wszystkiego spodziewać.

– Znasz stary, opuszczony magazyn tuż za Covington?

– Znam – potwierdziłem.

Co tu się działo, do jasnej cholery?

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz