Rozdział 27

3K 215 58
                                    

Emily

Obudziłam się nad ranem, ze zdziwieniem rejestrując, że trafiłam do sypialni Simona. Kiedy mnie do niej zabrał? Nie miałam pojęcia. Leżałam na łóżku, szczelnie otulona kołdrą, jakby na zewnątrz panowały syberyjskie mrozy. Cortez spał na brzuchu, odkryty od pasa w górę. Jego prawa ręka opasała mnie w talii, a on pochrapywał pod nosem. Tylko w takich chwilach mogłam się mu spokojnie przyglądać i badać wzrokiem każdy szczegół jego przystojnej twarzy.

Marzysz, żeby należał do ciebie, Em.

Tak, pragnęłam Simona dla siebie, pragnęłam go z całej siły. Nie tylko jako kochanka, ale przede wszystkim jako kogoś, kto w zastraszająco krótkim czasie stał dla mnie kimś niezmiernie ważnym. Zrozumiałam, że to dzięki niemu nie załamałam się po ostatnich wydarzeniach, że nawet – gdy traktowałam go wyjątkowo podle – okazał mi więcej uwagi niż Jacob przez wiele ostatnich miesięcy.

Jak czułam się z tym odkryciem? Z jednej strony byłam zdruzgotana, bo przecież wszystko działo się tak szybko, a z drugiej nauczyłam się ostatnio jednej rzeczy – życie należało brać garściami. Nie zamierzałam podejmować w tym momencie żadnych decyzji, ale miałam świadomość, że wiele rzeczy uległo zmianie.

Wstałam ostrożnie, by nie obudzić śpiącego mężczyzny, i udałam się do łazienki. Nie stałam długo pod strumieniem wody, kiedy do kabiny wszedł Simon i przytulił się od tyłu, całując mnie w obojczyk. Zadrżałam gwałtownie, a on obrócił mnie w swoją stronę. Kochaliśmy się powoli, jakby ta chwila miała trwać wiecznie. Dla mnie mogłaby.

Dzień spędziliśmy na ćwiczeniach, ponieważ Simon postanowił skorzystać z siłowni, a ja nie chciałam siedzieć sama. Zresztą brakowało mi normalnego trybu życia, więc wolałam wyżyć się na przyrządach. Przy okazji podziwiałam ciało Corteza, którym nadal nie zdążyłam się nacieszyć.

Kolejnego poranka wstałam zaniepokojona. Nie wiedziałam, skąd wzięło się to uczucie, ale przyczepiło się do mnie i nie odchodziło. Nawet Cortez zauważył, że jestem poddenerwowana. W końcu sobie przypomniałam, że wkrótce powinnam miesiączkować.

Gdy mój partner poszedł porzucać siekierką do tarczy na drzewie, wzięłam kubek z kawą i oparłam się o drewnianą poręcz przed domem. Spytałam, czy nie będę go tym irytować, ale zaprzeczył.

W pewnym momencie przeszedł mnie dreszcz. Nie byłoby w tym nic dziwnego, w końcu gapiłam się na Simona, który podniecał mnie jak nikt inny na świecie, lecz to uczucie nie miało nic wspólnego z pożądaniem. Wydawało mi się, jakby ktoś nas obserwował. Rozejrzałam się dookoła, lecz nie zauważyłam niczego podejrzanego. Zrugałam się w myślach za paranoję. Dobrze, że Simon tego nie widział, bSo z pewnością uznałby mnie za wariatkę i miałby stuprocentową rację.

– Wszystko w porządku? – Podszedł bliżej, nie spuszczając ze mnie czujnego spojrzenia. – Wyglądasz na zmartwioną. – Objął mnie i pozwolił, żebym się przytuliła.

Natychmiast spłynął na mnie spokój. Wystarczyło, że był blisko, a wszystko od razu się zmieniało.

– Przepraszam. Zawsze się tak zachowuję, gdy nadchodzą „te dni" – wyjaśniłam z lekkim zażenowaniem.

– Czy ty się mnie wstydzisz? – Simon ujął palcami mój podbródek i uniósł go. – Nie masz ku temu powodów. Chodź, położysz się, a ja zajmę się obiadem. Nie będzie to nic wykwintnego, ale postaram się nas nie otruć – powiedział, a ja zrozumiałam, że nie żartował.

– Uważaj, bo się przyzwyczaję – rzuciłam mimochodem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jaki wydźwięk miały moje słowa. – Do końca pobytu tutaj będziesz stał przy kuchni – zażartowałam, chcąc zatrzeć dziwne wrażenie, jakie prawdopodobnie wywołałam.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz