Rozdział 1

5.9K 308 114
                                    

Wcześniej

Emily

Rozglądałam się po sklepowych półkach, sukcesywnie wkładając do koszyka potrzebne produkty. Jacob popychał wózek przed siebie i sprawdzał co rusz, czy niczego nie zapomniałam. Uśmiechnęłam się, humor mi dopisywał. Może to była pogoda za oknem, może fakt, że wreszcie mogłam spędzić z ukochanym nieco więcej czasu niż zazwyczaj.

Postanowiłam machnąć na wszystko ręką i cieszyć się chwilą. Udało mi się wyciągnąć go na zakupy, co stanowiło nie lada wyczyn. Zaplanowałam dla nas romantyczną kolację przy świecach, bo nawet nie pamiętałam, kiedy ostatnio na takiej byliśmy. O wyjściu na miasto wolałam nie wspominać.

– Em, cukier – usłyszałam i obejrzałam się za siebie. – Minęliśmy cukier, a jest na liście. – Jacob uśmiechnął się delikatnie, a do mnie dotarło, że dawno nie widziałam go takiego wyluzowanego.

Jacob wiecznie przebywał w pracy, a takie dni jak ten mogłam policzyć na palcach u jednej ręki. Zdarzały się nadzwyczaj rzadko. Dlatego dzisiaj postanowiłam się nie zadręczać i korzystać z tego, co otrzymałam w prezencie od losu.

– Dobrze, że tu jesteś. Bez ciebie zapomniałabym połowy produktów – zażartowałam.

– Z listy? – Roześmiał się. – Jesteś naprawdę nie do podrobienia.

– Czy to nie powód, dla którego mnie poślubiłeś? – spytałam odrobinę zaczepnie, z wyraźną chęcią na flirt z własnym mężem.

– Nie pamiętam – odpowiedział niedbale, aż w końcu wybuchnął śmiechem.

Zmrużyłam oczy, a po chwili pokręciłam głową. Żartowniś roku się znalazł.

– Złość piękności szkodzi, Em – mruknął, zgarniając cukier do koszyka.

– Nie złoszczę się. Po prostu się zastanawiam, dlaczego za ciebie wyszłam. – Błysnęłam uśmiechem, a Jacob znów się zaśmiał.

Naprawdę go nie poznawałam.

– I do jakich wniosków doszłaś?

Kontynuowaliśmy rozmowę, aż zbliżyliśmy się do końca alejki. Wtedy zadzwonił telefon męża. Spojrzałam na niego, a on przybrał typową minę, kiedy działo się coś, co zakłócało nam spokój. Tak, jak w tym momencie. Domyśliłam się, co za chwilę nastąpi – koniec sielanki, pięknie zapowiadającego się dnia, który mieliśmy spędzić tylko we dwoje.

– Jacob... – powiedziałam ostrożnie, prosząc go wzrokiem i tonem głosu, aby nie odbierał komórki.

– Muszę, przecież wiesz. – Choć na jego twarzy odmalowało się delikatnie poczucie winy, to zniknęło zaraz po tym, jak przesunął palcem po wyświetlaczu. – Mark?

Mark Hennings był kolegą z pracy mojego męża. Obaj pracowali w policji; z tym, że to właśnie Jacob okazał się nadgorliwym partnerem. Rozumiałam jego poświęcenie; niestety wiązały się z nim nadgodziny, ślęczenie do późnych godzin nocnych nad aktami spraw, które przynosił do naszego gniazdka, ciągła nieobecność. Większość wolnego czasu spędzałam sama w naszym niewielkim domu.

– Jasne, postaram się zjawić jak najwcześniej – powiedział do słuchawki, nie patrząc mi w oczy. – Kotku, przepraszam, ale ważna...

– Rozumiem – przerwałam mu.

Skrzyżowałam ramiona na piersi, walcząc z rozczarowaniem.

– Coś wypadło w pracy i muszę tam jechać.

– Zaczekam na ciebie w domu. – Uśmiechnęłam się, po czym przeszłam obok niego, złapałam za wózek i ruszyłam przed siebie.

– Wszystko nadrobimy. Mam nadzieję, że nie przetrzymają mnie za długo. – Jacob poszedł w moje ślady.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz