Rozdział 25

2.8K 221 34
                                    

Emily

Simon zaskoczył mnie propozycją wybrania się do miasteczka. W domu Damona żyliśmy w całkowitym odosobnieniu, z daleka od innych ludzi, od ich domostw. Na zakupach byliśmy do tej pory raptem dwa razy i za każdym robiliśmy je w błyskawicznym tempie. Cortez nie pozwalał na guzdranie się, zastanawianie, czy chciałabym to, czy tamto. Teraz bardziej, niż wcześniej, rozumiałam jego pobudki, aczkolwiek w dalszym ciągu ciężko mi było przywyknąć do takiej rzeczywistości i do faktu, że żadne z nas nie miało pojęcia, kiedy przestaniemy oglądać się za siebie.

Dlatego nie zastanawiałam się długo i zgodziłam się na wyjazd. Dodatkowo uprosiłam Simona o prowadzenie auta, czego dawno nie robiłam. Ostatni raz...

Otrząsnąłem się z myśli, które przyniosły wspomnienie najgorszego dnia w moim życiu. Mój dotychczasowy świat zniknął, zastąpiony ukrywaniem się w leśnej głuszy. Wciąż przepełniał mnie żal na myśl, że jakiś zbir pozbawił Jacoba życia. Mój mąż nie zasłużył na taki koniec, ale przynajmniej przestałam obwiniać Simona. I wciąż było mi wstyd, że tak go traktowałam i budziłam w nim wyrzuty sumienia.

– Jestem gotowy. – Cortez wyszedł z domu, przerywając potok moich myśli. – Na pewno chcesz prowadzić?

– Obawiasz się zawierzyć mi samochód brata? – spytałam zaczepnie, przyglądając się mężczyźnie z założonymi na biodrach rękami.

– Nie. W takim razie nie traćmy czasu.

Krzyknęłam zdumiona, kiedy Simon, mijając mnie w drodze do auta, klepnął mnie w pośladek.

– Zamierzasz tak stać z otwartymi ustami? – Wyraz jego twarzy pozostał bez zmian, ale w oczach dostrzegłam wesołe iskierki. Prowokował mnie.

– Masz rację – przyznałam, wskakując na miejsce kierowcy.

Ta sytuacja, my – to wszystko wydawało się bardzo naturalne. Starałam się wciągnąć Simona w żarty, lecz pewne rzeczy miały pozostać niezmienne. Nie był typem żartownisia, nie uśmiechał się – a przynajmniej robił to stanowczo za rzadko, był wycofany, a przed drugim człowiekiem otwierał się po długim czasie. A mimo tego stał się mi bardzo bliski, bliższy, niż planowałam. Może nie powinnam wdawać się z nim w romans, ale stało się. Niczego nie żałowałam. Czy to czyniło ze mnie złą kobietę? Jacob zginął, a ja szybko się po nim pocieszyłam.

Nie. Nie byłam złym człowiekiem. Chciałam jedynie przez krótką chwilę poczuć się szczęśliwa. Zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później wszystko ulegnie zmianie. Cortez niczego mi nie obiecywał, a ja nie śmiałam go o to prosić. Dlatego czerpałam radość z każdej sekundy spędzonej w jego towarzystwie.

Wkrótce dotarliśmy do miasteczka. Zaparkowałam przed sklepem, w którym można było pokusić się o kupno typowo kobiecych rzeczy. Mieścił się dokładnie na wprost mini marketu. Cieszyłam się, że tu przyjechaliśmy. Ostrożnie zerknęłam na Simona.

– Czyżbyś żałował swojej decyzji? – zgadywałam, widząc jego niemrawą minę.

– Czuję się, jakbym robił coś zakazanego – przyznał uczciwie.

– Usiądziesz na kanapie i zostaniesz moim doradcą – roześmiałam się i wreszcie wyszliśmy z auta.

– To nie wydaje się skomplikowane. – Rozejrzał się ostrożnie po wejściu do sklepu.

Jeśli uważałam, że w Covington mieli ograniczony asortyment towaru, to w tym miejscu przekonałam się, co to naprawdę oznacza. Mimo wszystko starałam się nie tracić dobrego humoru, w który wprawił mnie wyjazd i towarzystwo Simona.

– Dasz radę cokolwiek z tego wybrać?

Nawet mój ochroniarz i kochanek w jednym zauważył ubogość zasobów na półkach oraz wieszakach.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz