Rozdział 11

2.8K 219 45
                                    

Emily

Poranek nie należał do najprzyjemniejszych. Kiedy otworzyłam oczy, poczułam tępy ból w skroniach, rozprzestrzeniający się po całej głowie. Po cholerę tyle piłam wczorajszego wieczoru? Co prawda nie zaliczyłam zgonu, ale fatalne samopoczucie okazało się wystarczającymi wyrzutami sumienia. Zwlekłam się z łóżka i udałam do łazienki. Gorący prysznic odrobinę pomógł, jednak nadal nie czułam się w pełni sił.

W kuchni zasiadłam z kubkiem gorącej kawy, spoglądając ponuro przez okno. Oprócz normalnego kaca, dręczył mnie również moralny. I pierwszy raz w życiu żałowałam, że nie miałam zaników pamięci.

Simon.

Wciąż nie wiedziałam, skąd wziął się w tym samym klubie, co ja. Przez myśl mi przeszło, że może mnie śledził, ale ta teza wydała się tak naciągana, że natychmiast ją odrzuciłam. Mężczyzna, który jeszcze do niedawna nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, ostatnio stał się bardzo śmiały. Normalnie by mi to schlebiało i być może skorzystałabym z nadarzającej się okazji, jednak byłam mężatką.

Masz męża, który złamał daną obietnicę i zostawił samą w restauracji, kiedy świętowaliście rocznicę ślubu.

Zły nastrój jeszcze bardziej się pogłębił. Nadzieja – która obudziła się raptem kilka dni wcześniej – zmarła śmiercią tragiczną. Nie trwałam już w złudzeniu, że Jacob się zmieni; że wreszcie zauważy, do czego doprowadziła obsesja związana z jego pracą. Prawdę mówiąc, zabrakło mi sił, aby z nią walczyć; zabrakło pomysłów, by ratować sytuację. Wszelkie sposoby, których próbowałam, zawiodły i z tego powodu czułam rozpacz.

Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego człowiek, którego znałam niemal całe życie; który w dzieciństwie stanął w mojej obronie i zawsze dbał, bym czuła się przy nim bezpiecznie, nagle tak bardzo się odsunął.

Dokończyłam kawę i spojrzałam na zegar ścienny. Dochodziła ósma rano. Powinnam dawno być w drodze do pracy, jednak dzisiaj zabrakło mi do niej serca. Sięgnęłam po telefon, który poprzedniego wieczoru zostawiłam w domu. Zobaczyłam wiadomość od Jacoba – o piątej rano napisał, że wciąż nie wie, kiedy wróci. Ledwo się powstrzymałam, aby nie rozwalić komórki o ścianę.

Jeden oddech, drugi, trzeci. Zdusiłam ból w sercu i dopiero po chwili otworzyłam mocno zaciśnięte powieki. Musiałam jakoś poradzić sobie z zaistniałą sytuacją. Przede wszystkim zamierzałam porozmawiać z Jacobem i zdecydować o naszym być albo nie być. Nie chciałam go stracić, ale też nie mogłam pozwolić dłużej tak się traktować.

Byłam zmuszona również wyprowadzić na prostą sytuację z Simonem. Pamiętałam każdy szczegół wczorajszego spotkania; każdą sekundę spędzoną w jego ramionach i przede wszystkim – pocałunek. Na samo wspomnienie oblewała mnie fala gorąca, co jeszcze do niedawna byłoby nie do pomyślenia. Co ja wyprawiałam, na litość boską? Gdzie podziała się dawna Emily, która nie pozwoliłaby wyprowadzić się niedawno poznanemu mężczyźnie z klubu, a która – tym bardziej – nie rzuciłaby się na niego z pocałunkiem?

Nie umiałam wytłumaczyć własnego zachowania. Owszem, Simon był przystojnym facetem, stuprocentowym samcem, który nie potrzebował wokół wianuszka kobiet. Również dostrzegłam jego walory i – będąc absolutnie szczerą – wczorajsza bliskość bardzo mi się podobała. Tylko czy kłopoty z Jacobem były w stanie usprawiedliwić takie postępowanie? Nie powinnam tego robić; nie powinnam w ogóle myśleć o Petersonie w taki sposób, na co niestety sobie pozwoliłam.

Dlatego miałam zamiar go odwiedzić, przeprosić za wynik alkoholowego zaćmienia umysłu i wyznać, że to było tylko nieporozumienie.

Przyznaj się, Em. Chciałabyś to powtórzyć. Dobrze się czułaś w jego ramionach.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz