Rozdział 3

3.8K 271 51
                                    

Emily

Noga bolała mnie coraz bardziej, ale nie to mnie obecnie martwiło. Byłam rozgoryczona postępowaniem Jacoba. Żadna nowość. Przecież poprzedniego dnia nie zjawił się na obiecanej kolacji, bo jak zwykle praca okazała się ważniejsza. Dzisiaj sytuacja się powtórzyła, a ja na nic nie miałam wpływu.

– Na szczęście nic nie jest złamane – oświadczył lekarz, trzymając w dłoni zdjęcie rentgenowskie. Chwilę później przeniósł spojrzenie ze zdjęcia na mnie. – Pielęgniarka posmaruje pani kostkę maścią na urazy stawów. Przez kilka dni proszę ograniczyć aktywność ruchową i usztywnić bolące miejsce. Na szczęście to tylko lekki stopień skręcenia – poinformował, kiwając głową. – Przepiszę pani jakieś środki przeciwbólowe, gdyby noga bardziej dokuczała. Ból zazwyczaj nasila się w nocy.

– Dziękuję – rzekłam krótko.

Nie chciałam z nim rozmawiać ani z nikim innym. Tymczasem na korytarzu czekał na mnie Simon, przez co czułam zakłopotanie i wstyd. Jak Jacob mógł zasugerować, żeby obcy mężczyzna, zamiast niego, zabrał mnie do lekarza? Mój mąż najwyraźniej nie widział w tym nic niestosownego. Na samo wspomnienie miałam ochotę zawyć ze złości. To był koszmarny dzień, a dopiero się zaczął.

Dodatkowo na jakiś czas zostałam uziemiona w domu. Skręcona kostka uniemożliwiała mi funkcjonowanie w pracy. Gdybym siedziała za biurkiem, to w ogóle nie wzięłabym wolnego pod uwagę, ale byłam właścicielką cukierni, w której nie za bardzo przydam się w takim stanie.

Mój biznes – chociaż mały – całkiem dobrze prosperował. Co prawda miałam pomoc w osobie Mary, starszej ode mnie o kilka lat kobiety, która zajmowała się przyjmowaniem zamówień, dowozem wypieków do niektórych klientów oraz pomagała przy pieczeniu, ale nie mogłam zarzucić jej wszystkim na okres mojej rekonwalescencji. To nie byłoby w porządku.

W stanie najwyższej irytacji przyglądałam się, jak pielęgniarka obandażowuje moją kostkę. Z reguły nie wybuchałam tak łatwo, lecz fakt, jak Jacob zachowywał się od dłuższego czasu, a także dzisiejszy nieszczęśliwy wypadek, wyprowadziłyby z równowagi nawet świętego. Ja, bynajmniej, święta nie byłam.

– Proszę – usłyszałam z boku.

Ze zdumieniem zauważyłam stojącego obok Simona. W dłoni trzymał kule, które wyciągnął w moją stronę.

Niech ten dzień się skończy.

Podziękowałam skinieniem głowy, po czym oparłam kule o podłoże i podparłam się na nich. Powoli, i z początku dość niepewnie, podążałam w kierunku wyjścia. Wszak nigdy nie musiałam radzić sobie w ten sposób, co również sprawiało, że balansowałam na granicy wybuchu. Musiałam jeszcze trochę wytrzymać, bo nie planowałam wyżywać się na Simonie. Pomógł mi więcej w ciągu dwóch ostatnich dni niż mój mąż w przeciągu dwóch ostatnich tygodni. Westchnęłam pod nosem.

– Wszystko w porządku? – zapytał Peterson, kiedy wyszliśmy na szpitalny korytarz.

Najwidoczniej wyczytał z mojej twarzy, jak parszywie się czułam. Próbowałam przywołać uśmiech, ale mi nie wyszło.

– Bywało lepiej – mruknęłam szczerze. – Jeśli się spieszysz, spróbuję zadzwonić po taksówkę. I tak zajęłam ci wystarczająco dużo czasu.

– Nie pozwoliłem ci wracać na piechotę z zakupami, to i w tym momencie nie zdezerteruję. – Twardy ton Simona nie pozostawiał żadnych wątpliwości co do intencji jego właściciela.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale postanowiłam zamilknąć. Ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala, a gdy przystanęłam na zewnątrz, mój towarzysz spojrzał na mnie pytająco.

Szczypta tajemnicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz