Simon
Moje słynne opanowanie szlag trafił. Nie rozumiałem, co się stało, bo nigdy nie wybuchnąłem aż do tego stopnia, przynajmniej nie przy kobiecie. Emily dokonała niemożliwego – spowodowała, że przestałem poskramiać własne emocje. Byłem w stanie zrozumieć, że nie była sobą, że cierpiała, ponieważ jej życie wywróciło się do góry nogami, ale co chwilę prowokowała mnie do kłótni i wreszcie nie wytrzymałem. Jednak nie czułem dumy z tego powodu, nie powinienem dać się ponieść, lecz nie umiałem cofnąć czasu.
Z ciężko bijącym sercem nasłuchiwałem, co zrobi. Dość długo stała na zewnątrz, ale w końcu weszła do domu i zniknęła w swoim pokoju. Nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, co dzisiaj bardzo wyraziście dała do zrozumienia. Obwiniała mnie o swój los. Częściowo to przyswoiłem, naprawdę. Ale tylko częściowo, bowiem zabolało mnie oskarżenie, które padło pod moim adresem. Powłoka gruboskórności, którą niegdyś się pokryłem, zaczęła pękać przy Emily i przez powstałe szczeliny dostały się jej słowa. Były niczym sól na otwartą ranę. Nic nie mogłem na to poradzić, chociaż prędzej zjadłbym znienawidzone przeze siebie małże, niż przyznał się do tego na głos.
Musiałem ukoić nerwy, dlatego sięgnąłem po butelkę Jacka i rozsiadłem się w salonie. Wiedziałem, że nie zasnę; byłem zbyt poruszony po kłótni z Rawlings. Dopiero po trzecim drinku nerwy zaczęły opadać. W ogóle nie poczułem skutków działania alkoholu; może gdybym wypił go o wiele więcej, ale takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Byłem odpowiedzialny za nasze bezpieczeństwo i – choć wciąż buzowała we mnie złość – nie pozwoliłbym, żeby coś jej się stało. Wystarczająco dużo kosztowały mnie wyrzuty sumienia wywołane przez śmierć Jacoba.
Rano ocknąłem się na kanapie, oparty o poduszki. Wstałem i pokręciłem głową na różne strony, jednocześnie pocierając dłonią zdrętwiałe mięśnie. Dochodziła szósta rano i w domu panowała idealna cisza. Wszedłszy na piętro, spojrzałem na drzwi sypialni Emily. Przystanąłem, nasłuchując, ale do moich uszu nie dotarł żaden dźwięk. Prychnąłem pod nosem, po czym poszedłem do siebie.
Dwie godziny później siedziałem w kuchni, skupiony nad kubkiem kawy i patrzyłem ponuro przez okno, za którym padał rzęsisty deszcz. Im dłużej zastanawiałem się nad całą sytuacją, tym bardziej żałowałem swojego wybuchu. Nie powinienem wspominać Emily o mężu. Z pewnością ją wystraszyłem, a przecież już tak wiele przeszła.
Gdy usłyszałem, że schodzi po schodach, spojrzałem w stronę wejścia. Kiedy przekroczyła próg pomieszczenia i nasz wzrok się skrzyżował, stanęła w miejscu. To ona pierwsza przerwała ciszę.
– Cześć – przywitała się cicho, nie ruszywszy się o krok.
– Cześć – odparłem. – Emily, posłuchaj – zacząłem, biorąc głęboki wdech – jestem ci winien przeprosiny za wczorajszy wieczór.
– Przeprosiny? – Wyglądała na zdumioną. Zamrugała i sapnęła cicho. – Nie sądzę – westchnęła w końcu.
– Ależ tak – zaprzeczyłem. – Nie powinienem mówić takich rzeczy o twoim mężu. Nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co się stanie. Co nie znaczy, że nie żałuję, iż nie miałem okazji, żeby go uratować – dopowiedziałem. – Gdybym tylko mógł, zrobiłbym wszystko, aby Jacob uszedł z życiem. Niestety zjawiłem się za późno. Marcus zabił go znacznie wcześniej.
Wyrzuty sumienia stały się nieodłączną częścią mojej pracy. Choć jako agent starałem się dać z siebie wszystko, często ryzykując własnym życiem, wiele razy bywałem bezsilny i nie potrafiłem pomóc ludziom, których zobowiązałem się chronić.
– Wiem – przyznała po chwili. – Ja też się wczoraj nie popisałam. – Zaczęła bawić się nerwowo palcami, po czym wbiła wzrok w podłogę.
CZYTASZ
Szczypta tajemnic
RomanceKiedy Simon Peterson pojawia się w Covington, Emily jeszcze nie wie, że jej pozornie idealne i szczęśliwe życie runie jak domek z kart. Tajemniczy mężczyzna coraz bardziej ją intryguje, zwłaszcza że zawsze jest blisko, kiedy ona potrzebuje pomocy, w...