Mroczne sekrety pisarki, czyli jak wygląda moja praca...

1.4K 94 19
                                    


Jeśli sądzicie, że to wiedza tajemna, że mam swoje magiczne rytuały, ukochany kubek z ulubioną herbatą, kota, biureczko i widok na bezkres horyzontu, jesteście w błędzie. 

Piszę, siedząc na kanapie, na środku salonu (pokoju dziennego), laptop na kolanach, nogi na stoliku kawowym, za okno nie patrzę, ale na telewizor już tak. Nie piję nic, natomiast co godzinę idę zapalić , czasami częściej ;) Muszę mieć włączony telewizor, żeby zagłuszał odgłosy zza okna (mizofonia), puszczam program informacyjny (np. polsat news) i leci tak przez długie kilka godzin :D (kiedy piszę, działam w social mediach i marnuję czas przed laptopem). 

Piszę (kiedy piszę, bo czasami NIE piszę, czyli ani jednej literki) codziennie, od poniedziałku do soboty, niedziela wolna (nawet Pan Bóg odpoczywał, co dopiero ja). Codziennie muszę naklepać minimum 10.000 znaków ze spacjami. W związku z tym, że od dwóch lat tak pracuję, mam miarę w oku, czyli wiem, kiedy wklepałam te 10k nawet nie patrząc na licznik. 

Dlaczego 10k? Bo to taka dobra porcja tekstu, nie za dużo, nie za mało. Kiedy zaczynałam pisać (luty 2014), miałam w sobie tak wielkie ciśnienie, że potrafiłam wklepać 50k dziennie :D (zgroza). Ale nie polecam, bo idzie się wykończyć zdrowotnie: kręgosłup, ręce, szyja, wzrok. Owszem, raz w miesiącu, kiedy samo się pisze, można zrobić maraton, ale takie intensywne pisanie dzień w dzień bez odpowiedniego trybu życia poza pracą (sport, ruch) doprowadzi Was do ruiny.  Znacie na pewno Remigiusza Mroza, słyszeliście o tym pisarzu, który generuje powieść co miesiąc (lub częściej). Nie ganię, nie chwalę, taki przyjął system pracy i dla niego jest dobry, ale... Remek biega (bodajże dwa razy dziennie), uprawia sport, dba o kondycję i jest młody :D 

Ewentualnie jest cyborgiem/kosmitą. Nie wykluczam. 

W każdym razie dla normalnych ludzi system 10k dziennie jest w porządku. Pisanie zajmie Wam najpierw 2h, potem 1,5h, po roku godzinę. (autopsja) Pod warunkiem, że nikt nie będzie Wam wtedy truł d... , czyli jest spokój, nic nie przeszkadza, macie przemyślane (ułożone w głowie), co chcecie przelać na papier. 

A teraz policzcie. Będziecie pisać 24 dni w miesiącu. Po dwóch miesiącach powinniście mieć około 480k znaków. Fajnie, prawda? :) Naturalnie tworzenie powieści to nie tylko pisanie, jest jeszcze research, składanie powieści w głowie (w notatniku) i inne czynności, np. rozmowy czy konsultacje, ale samo klepanie powinno być codzienne, systematyczne i konsekwentne, gdy już zaczniecie. Bez dziur i przerw, bo to wybija z rytmu. Można porównać ten proces do odchudzania, najlepsza jest konsekwencja, systematyczność i solidność :) 

Wzoruję się na systemie pracy Andrzeja Pilipiuka, prywatnie mojego przyjaciela. Andrzej tworzy w tym systemie, ale znam również pisarza, którego dzienna "dawka" to równe 3000 znaków ze spacjami. Oczywiście, wolniej mu przybywa, lecz przybywa i po trzech miesiącach z haczykiem ma napisane 100.000 znaków, a to stanowi około 25% powieści :) 

A teraz powiecie: "A co, jeśli nie mam weny?!"

Oj tam, oj tam. Ja też często nie mam weny. 

Ale podzielę się z Wami radami, jak to pokonać ;) czyli cdn...

Jak napisać i wydać książkę - poradnik praktycznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz