Proces wydawniczy

798 49 7
                                    

Hej hej, dawno nic nie pisałam, ale... chyba brak czasu + brak weny ;)

Dzisiaj w wielkim skrócie o procesie wydawniczym, czyli jak powstaje książka. Zacznijmy od tego, że piszemy powieść, a książkę wydajemy. Dlatego, gdy ktoś pyta, czy napisałam książkę, odpowiadam, że napisałam powieść ;) 

Podstawa to nasze dzieło, czyli musimy je stworzyć. Gdy już mamy tę naszą pisarską dziecinę, wysyłamy ją do wydawnictw i zmieniamy się w Dalajlamę (nauka cierpliwości). No i jest! Dostaliśmy pozytywną odpowiedź! BRAWO! Podpisujemy umowę (o tym kiedyś), wysyłamy do wydawcy i co dalej? 

Prawdopodobnie powieść pójdzie do redaktora (wysłana elektronicznie), bywa podwójna redakcja - zgrubna i zasadnicza. Zgrubna , czyli obejmująca grubsze zmiany, np. w fabule, w wątkach, w postaciach, w faktach itp. Bywa, że musimy coś wyrzucić z tekstu, czasami obszerne fragmenty (np. z powieści "Zapisane w chmurze" musiałam wywalić około 50.000 znaków, ponieważ wydawca uznał, że tekst zawiera zbędne dłużyzny, które mogą zanudzić czytelnika). Zdarza się, że wydawca może Wam kazać złączyć dwie części powieści w jedno (np. "Płatki wspomnień" składały się z dwóch tomów po +/- 500k, scaliłam do jednego tomu, objętość 740k). Takie zmiany są bolesne, trudne, uciążliwe i żmudne, ale nie buntujcie się, bo wyjdą na dobre Waszej powieści. 

Po redakcji zgrubnej (nie zawsze jest taka konieczność) następuje zwykła redakcja, czyli poprawki w tekście, dotyczące różnych kwestii, eliminacja powtórzeń, rymów, rytmów, niezgrabnych zdań, błędów wszelakich (merytorycznych, logicznych itd.) 

UWAGA! Im rzetelniejsza redakcja, tym większa szansa, że nasz tekst spodoba się czytelnikowi. Będzie dopracowany, a co za tym idzie, czytelnik przepłynie przez powieść bez drgawek, czkawki i rzucania książką przez okno. REDAKCJA jest prawie tak samo ważna, jak dobra okładka. Jeśli Wasz wydawca olewa redakcję, uznaje, że wystarczy korekta (ortografia, interpunkcja, gramatyka), to WY będziecie świecić oczami przed czytelnikiem, który odkryje w książce mnóstwo błędów ;) 

Bywa, że wydawcy oszczędzają na redakcji - to dosyć kosztowny etap "obróbki". Koszt redakcji arkusza wydawniczego - 40.000 znaków ze spacjami - oscyluje w granicach 150-350zł. Dlatego niektórzy wydawcy pomijają ten etap, mówią autorowi, że powieść jest tak dobrze napisana, że NIE wymaga redakcji, wystarczy korekta językowa (ortografia, interpunkcja, trochę gramatyki). 

BZDURA!

Niech Wam to nie schlebia, przeciwnie, zapomnijcie o tym, że ktokolwiek pisze genialnie. Jesteśmy ludźmi, popełniamy błędy, a ideałów nie ma. Im więcej osób pochyli się nad tekstem, tym bardziej będzie dopieszczony. Nie dajcie sobie wmówić, że Wasz tekst nie potrzebuje redakcji, chyba, że chcecie później czytać opinie od recenzentów, że książka jest niedopracowana. To Wy zbierzecie cięgi, nie wydawnictwo. 

UWAGA! Nie kłóćcie się z redaktorem. Choćby nie wiem jak bardzo Was wkurzał. 

Co po redakcji? Dostajecie plik do akceptacji zmian. Musicie zaakceptować wszystkie zmiany zrobione przez redaktora, odpowiedzieć na jego komentarze, nanieść sugerowane zmiany (lub nie, ale wtedy jest problem, trzeba mieć solidne argumenty, jeśli chcemy się spierać z redaktorem). Załóżmy, że się zgadzamy z całą redaktorską robotą, odsyłamy plik po akceptacji i wówczas trafia do osoby, która dokonuje łamania. Łamanie, to inaczej skład książki - ułożenie tekstu tak, jak będzie wyglądał już w formie książki, czyli podział na strony. Taki złamany plik nazywa się makieta (gdy jest w formie pliku elektronicznego) lub szczotka (jeśli ją wydrukowano). 

Po łamaniu nasza (już prawie) książka (makieta/szczotka) trafia do osoby, która zrobi korektę. Ten ktoś znowu przeczyta całą historię, poprawi wszystkie błędy (została drobnica, ortograficzne, interpunkcji i inne).  Powieść ponownie trafi do nas, warto całą dokładnie przeczytać, bo redaktor, korektor i człowiek od składu, to tylko ludzie ;) 

W tak zwanym międzyczasie :D...

Prawdopodobnie opracujecie okładkę. Albo sam wydawca, albo autor, albo wspólnie. W każdym razie okładka i tytuł już na pewno są gotowe, możliwe, że również znaleźliście promotorów (patroni, blogerki, influencerzy). Ktoś przygotował blurb (krótki tekst na tył okładki), albo wydawca, albo autor, ewentualnie wspólnymi siłami. 

Po korekcie plik frunie do drukarni, a tam już wiadomo ;) 

Na zdjęciu proces uszlachetniania okładki (akurat tutaj tłoczenie, czyli wykonanie wypukłych liter na froncie okładki), zdjęcie z wczorajszej wizyty w drukarni Abedik. 

A na koniec jest sprzedaż... 

Jakieś pytania? :) Pytajcie śmiało! 


Jak napisać i wydać książkę - poradnik praktycznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz