Pseudonim - rozważania #1

935 48 28
                                    


Pseudonim to szeroki temat, dlatego spodziewajcie się również części #2, a dzisiaj trochę prywaty. 

Dlaczego zaczęłam publikować pod pseudonimem? Mam na myśli ten: Augusta Docher. Otóż, moja debiutancka powieść (EPERU) dzieje się w Wielkiej Brytanii, głównie w Londynie, lecz także w Cannes (Francja), w Kanadzie i w paru innych miejscach rozsianych po świecie. Na dodatek główny bohater jest Brytyjczykiem (a swego czasu był Amerykaninem), a cała trylogia to fantasy. Uznałam, że polsko brzmiące imię i nazwisko autora mi nie pasuje do ogólnej koncepcji i wymyśliłam sobie pseudonim.  Dlaczego akurat taki? Bo chciałam w pewien sposób uczcić pamięć nieżyjącego Taty (miał przydomek August) :) Mój pseudonim to hołd dla Taty. 

Powodów przyjmowania pseudonimów jest mnóstwo. Ilu autorów, tyle motywów ;) Jedni chcą się ukryć (nie ujawniać swojego imienia i nazwiska), niektórzy tworzą powieści wyłącznie z akcją dziejącą się za granicą i pragną dostosować pseudonim do miejsca akcji. Jeszcze inni po prostu wolą mieć wymyślone imię i nazwisko na okładce książki. Są też tacy, którzy uważają, że polski czytelnik preferuje książki zagranicznych autorów i w ten sposób planują skłonić takiego czytelnika do sięgnięcia po powieść. 

Tu dygresja. Kiedy zajrzycie do książki "Najlepszy powód, by żyć" (i do kontynuacji: "Wiele powodów, by wrócić"), szybko się przekonacie, że akcja tej powieści dzieje się w Polsce, a bohaterowie to Dominika i Marcel. Dostałam mnóstwo wiadomości od czytelników, którzy pierwszy raz poznali moją twórczość właśnie w tej książce i byli zaskoczeni, bo kupując ją mieli pewność, że autorka jest zagraniczna. Ot, taka sytuacja. Na szczęście wszyscy, którzy w pewnym sensie dali się nabrać, nie żałowali ;) Mało tego, często poczuli się ośmieleni, by zaryzykować i sięgnąć po polskie książki (innych polskich autorów). 

Czy w umowie podajemy swoje dane, czy podpisujemy ją pod pseudonimem? 

Umowę spisujemy, posługując się prawdziwymi danymi. Niestety, ale musimy płacić podatki, a nasz pseudonim za cholerę nie zamierza nic płacić, stąd prawdziwe dane osobowe (numer Pesel, adres pocztowy itd.). Nie sądzę, by dało się podpisać (bez pełnomocnika prawnego, np. radcy prawnego, notariusza) taką umowę, że wydawnictwo NIE wie jakie są nasze prawdziwe dane osobowe. Czyli wysyłając propozycję wydawniczą od biedy możecie posłużyć się tylko pseudonimem, ale potem, na etapie podpisywania dokumentów, wydawca będzie żądał Waszych prawdziwych danych. 

Czy warto mieć kilka pseudonimów? 

Moim zdaniem nie warto. Swego czasu miałam dwa pseudonimy: Augusta Docher i Beata Majewska. Skąd się wziął ten drugi? Otóż podpisałam umowę na serię książek z wydawnictwem Książnica (Publicat). Książki miały stanowić serię obyczajówek, akcja w Polsce, bohaterowie Polacy i Polski, realia polskie, wszystko polskie, więc NIE pasowało (w koncepcji wydawnictwa) do obco brzmiącej Augusty Docher. Wówczas nosiłam inne nazwisko niż obecnie, nazywałam się Beata Głąb (po mężu). Wydawca uznał, że moje osobiste nazwisko jest "niemarketingowe" :D Cóż, bywa. Ja osobiście bardzo je lubiłam, było krótkie, zabawne i wpadające w pamięć ;) No ale... musiałam ulec (skoro dział marketingu i handlu uznał, że nie może być Głąb na okładce, niech im będzie). 

Wymyśliłam (sama) Majewską. Zmieniłam tylko nazwisko, bo do imienia (na szczęście) nikt nie miał zastrzeżeń. I moje książki w wydawnictwie Książnica zaczęły się ukazywać jako powieści Beaty Majewskiej. Wydawałoby się, że jest okej, ale nie do końca, ponieważ w tym momencie byłam już: Augustą Docher, Beatą Majewską (na FP) i Beatą Głąb (na profilu prywatnym). Lekkie zamieszanie ;) 

Prawdziwa anegdota: mojego męża zaczepia w sklepie kolega ze szkolnej ławki i pyta: "Słyszałeś?, w Dankowicach mieszkają trzy pisarki: twoja żona, jakaś Majewska i jeszcze inna, ale ta jest zza granicy". 

W tym momencie dojrzałam do decyzji, by pozbyć się jednego z nich. Z Augusty NIGDY nie zrezygnuję, bo Augusta była PIERWSZA, więc zmieniłam nazwisko, to prawdziwe. W USC. Złożyłam wniosek i po miesiącu dostałam decyzję o urzędowej zmianie nazwiska. 

Dlatego jeśli chcecie mieć pseudonim, okej, miejcie, pseudonim jest fajny, ale wystarczy JEDEN.

Najgorsze, co wg mnie można zrobić, to wymyślić mnóstwo pseudonimów. Trzy, cztery, a nawet pięć. I tyleż FP i kont na Instagramie oraz Lubimy czytać. TO JEST FATALNY POMYSŁ, bo za każdym razem musicie zaczynać od nowa budować markę. Kojarzę autorkę, która publikuje pod własnym imieniem i nazwiskiem oraz co najmniej trzema pseudonimami  (a może nawet czterema, nie wiem dokładnie, ponieważ nie śledzę kariery tej pani). To jest szalenie kłopotliwe, pomyślcie, zamieszanie na FP, zamieszanie na Lubimy czytać, w bibliotekach, księgarniach etc. 

Obecnie mam JEDEN pseudonim. I wystarczy. 

Aha, jeśli zerkniecie na mój FP, zobaczycie taką nazwę: Augusta Docher vel Beata Majewska. Powinno być na odwrót, nazywam się Beata Majewska, czyli poprawna nazwa to Beata Majewska vel Augusta Docher, ale... kiedy dopisywałam Majewską, ona była pseudonimem ;) (ot, detal). 

Czyli mój wniosek: nie szalejcie z pseudonimami. 

Cdn. 

Jak napisać i wydać książkę - poradnik praktycznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz